Chodziłem wczoraj wieczorem po przepięknym Darling Harbour przyklejonym jak wielka pocztówka do centrum Sydney – jednego z najpiękniejszych miast na świecie – w tłumie wesołych, rozbawionych, rozśpiewanych, roztańczonych i ogromnie urodziwych młodych ludzi, którzy zjechali tu się na Światowy Dzień Młodzieży – i miałem wrażenie pełnej nieprzystawalności tego co widzę i słyszę – a był to absolutny, nieograniczony, niezmącony żadnym smutkiem radosny entuzjazm – z tym, co czytam o wizycie Papieża w Sydney.
W gazetach – a czytam w tej chwili głównie dzienniki australijskie – ale także w relacjach radiowych, np. które sobie odsłuchuję z podcastów BBC – czytam i słyszę, że dominującym tematem, który wisi nad tą wizytą jak ciemna chmura – jest kwestia seksualnego molestowania przez katolickich księży. Skazań – a więc sądowych potwierdzeń tych przestępstw – było w samej Australii 106, jeśli dobrze pamiętam.
Są to dwie rzeczywistości, całkowicie nieprzystające do siebie: rzeczywistość, przeżywana tu przez młodych ludzi, którzy dziś reagowali na mowę Papieża w Barangaroo z niezwykłym wręcz entuzjazmem – widziałem bezpośrednią relację w telewizji, ale nieodległy śpiew wpływał do mnie do pokoju przez okno – i rzeczywistość ludzi skrzywdzonych przez kilku czy kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu duchownych. Ta druga rzeczywistość stała się chyba dominującym akcentem relacji medialnych.
Będą tacy, którzy uznają to za dysproporcję, świadczącą o stronniczości i niesprawiedliwości mediów, o ich lewicowym czy anty-klerykalnym nastawieniu. Będą jednak i tacy, dla których ta rzeczywistość krzywdy, wyrządzonej przez duchownego, jest niedoceniana przez najwyższych pasterzy Kościoła.
Nie sądzę, by prawda leżała pośrodku; sądzę raczej, że te dwie prawdy: prawda entuzjazmu pielgrzymów i prawda rozżalenia skrzywdzonych – współistnieją ze sobą w owym niezwykłym zjawisku duchowym, politycznym i społecznym, jakim jest dzisiejszy powszechny Kościół katolicki. A że media wybierają tę drugą prawdę na swoje czołówki – czy to jest tylko wina mediów?
Nie wiem (nie wiem w sensie: nie wiem, a nie udaję Greka). Być może jednak i sam Kościół, przepraszam, być może niektórzy hierarchowie Kościoła, nie chcą lub nie umieją zmierzyć się z tą ciemną stroną otwarcie i uczciwie. W przeddzień uroczystego otwarcia Światowego Dnia Młodzieży, główny australijski koordynator tego wydarzenia, biskup Anthony Fisher, na nieuchronne pytanie dziennikarza o sprawę molestowania seksualnego w australijskim Kościele, odpowiedział ze zniecierpliwieniem, że dawne ofiary tego procederu nieznośnie rozpamiętują stare rany (are crankily dwelling (…) on old wounds)”. Dziś rano w Sydney Morning Herald – dzienniku sydnejskim – przeczytałem replikę - list od Czytelniczki, jakiejś pani Wendy Varney: „Jeśli tak bardzo chcą przestać rozpamiętywać stare rany, to dlaczego przywódcy Kościoła katolickiego odtwarzają i przypominają o ukrzyżowaniu?”
Głupie? Obraźliwe? Bluźniercze? Może. Ale może ci, którzy niosą krzyż strasznych własnych przeżyć, tak właśnie myślą o swym losie. W każdym razie, autentycznie i zwyczajnie szkoda mi, że nad wizytą Benedykta XVI w tym niezwykłym miejscu wisi ta ciemna chmura. Nawet gdyby jej rozmiar był tylko medialnym tworem.
Inne tematy w dziale Polityka