Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
87
BLOG

Dolina próżności

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 52

Już za dwa dni kolejny program w cyklu “Bronisław Wildstein przedstawia”, a ja tu jeszcze o pierwszym programie, nadanym w poprzednią środę. Nie, to nie dlatego, że ta sprawa jak zadra tkwiła w mojej małostkowej duszy, aż nie wytrzymałem i prawie po tygodniu do niej wracam, ale tuż po obejrzeniu, następnego ranka, ruszyłem w trasę (m.in. spotykając się w Niepołomicach z ciekawymi młodymi ludźmi z Klubu Jagiellońskiego - serdecznie pozdrawiam) no i nie miałem technicznych możliwości, by od razu zawiesić ten wpis.

Z punktu widzenia merytorycznego, w programie na temat afery Rywina nie było specjalnie nic nowego ani odkrywczego; jedyną wartością dodaną do opisu przebiegu afery były wywiady z Robertem Kwiatkowskim i Janem Rokitą, którzy powiedzieli dokładnie to, czego można było oczekiwać, że powiedzą. Element śledczy polegał zaś na relacji reportera, który nie spotkał się z Rywinem, ale za to dodzwonił się do firmy Heritage Film, gdzie dowiedział się, że Rywina nie ma w biurze, a firma nie prowadzi już działalności producenckiej.

W braku jakichś rewelacji treściowych, uwagę zwróciłem na scenariusz, reżyserię i ogólną tzw. koncepcję programu. Załoga programu składa się z trzódki młodych dziennikarzy i z Wildsteina właściwego. I oto dzieje się na planie coś niezwykłego: w tych chwilach, gdy w studio dzieje się coś naprawdę istotnego - w każdym razie z punktu widzenia scenariusza - czyli gdy Wildstein rozmawia ze swoimi goścmi, młodzi „adepci dziennikarstwa” (tak to się nazywa w gwarze żurnalistów) ostentacyjnie wykazują swoje pełne desinteressement dla tego, co się dzieje. Nie tylko nie przysłuchują się wywiadom Wildsteina z goścmi, ale wręcz na odwrót, są bardzo zaabsorbowani innymi zajęciami, jako to czytaniem Internetu (a w każdym razie wpatrywaniem się w ekran komputera), gorączkowym wymienianiem się między sobą jakimiś wycinkami, zakreślaniem jakichś fragmentów tekstów flamastrami czy pełną zaaferowania rozmową między sobą.

Jest to oczywiście absurdalne i gdyby miało wyrażać ich rzeczywisty stosunek do programu, powinni już choćby za to być natychmiast z niego wyrzuceni. Mieli przecież cały tydzień na ów „research”, który z takim poświęceniem demonstrują przed kamerą, ale przez te kilkanaście minut raz w tygodniu, kiedy ich mistrz akurat przeprowadza rozmowę, związaną z tematem, nad którym pracują, mogliby akurat skupić się i posłuchać. Tymczasem - nic z tych rzeczy: ich brak zainteresowania dla akcji w studio jest tak ostentacyjny, że niektórzy nawet siedzą plecami do rozmawiających ze sobą osób, co jest nie tylko dziwne ale wręcz niegrzeczne.

Są jednak chwile w programie, kiedy Wildstein przerywa swe rozmowy lub wypowiedzi wprost do kamery i podejmuje działalność dydaktyczną. Siada wtedy przed „młodymi adeptami dziennikartstwa”, którzy otaczają go kółeczkiem i wpatrują się w niego z podziwem, a on im wyjawia właściwą interpretację omawianego tematu, np. wyjaśniając, kim był Michnik. (Nota bene, opowiadał mi teraz Adam w Warszawie, że gdy ktoś w czasie kolegium redakcyjnego w Wyborczej wspomniał „aferę Rywina i Michnika”, pewna koleżanka wtrąciła: „Nie mieszaj w to Rywina!”). Młodzi ludzie od czasu do czasu potakują, ewentualnie zadając pytania poczciwe choć dość głupiutkie, co stanowi dla Wildsteina asumpt do ponownego wyjaśnienia, o co naprawdę chodzi. O żadnej dyskusji czy niezgodzie - Boże uchowaj - nie ma mowy; nie ma nawet mowy o wyrażeniu najmniejszej nawet wątpliwości: „młodzi adepci dziennikarstwa” Wildsteina są tam wyłącznie tłem, na ktorym Wildstein może się pięknie zaprezentować.

W głębi duszy, jest mi ich nawet żal. Każdy z nich ma na pewno jakieś ambicje, zainteresowania i talenty, a w programie - udział w którym dla każdego z nich jest pewno jakąś szansą życiową - zredukowani zostali wyłącznie do roli pasywnych i całkowicie bezrefleksyjnych potakiwaczy - na dodatek zachowujących się bardzo nieprofesjonalnie, bo przez większość programu nie interesujących się tym, co na planie się dzieje...

Otóż w związku z tym mam dobrą radę dla Pana Wildsteina. Wiem - bo poznałem kiedyś Pana w studio TVN24 - że jest Pan miłym, skromnym i delikatnym człowiekiem, całkowicie wyzutym z przejawów próżności i manii wielkości. Reżyser programu wymyślił koncepcję, która nie tylko jest nonsensowna, ale na dodatek która obsadza Pana w roli mentora i guru dla Bogu ducha winnych młodych ludzi, na tle których Pana wielkość ma lśnić tym jaśniej. Na pewno jest to niezgodne z Pana charakterem i aspiracjami. Dlatego moja rada jest taka: niech Pan jak najprędzej zwolni tego reżysera.

Oczywiście, oferując mu właściwą odprawę.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka