Od lewicy po prawicę, wszyscy się cieszą: Osama bin Laden zabity. W tym także moi koledzy: Jurek Haszczyński w Rzepie, Adam Michnik w GW – cóż za porozumienie ponad podziałami! – cieszą się, że potwór został zgładzony.
A ja się nie cieszę. Może wynika to z perwersyjnej zgryźliwości, ale jak wszyscy się zgadzają, to moim naturalnym odruchem jest zwątpienie w to, czy 99 procent musi mieć rację?
No to dopadli i ubili Amerykanie podłego starucha, który ma rękach krew tysięcy. Ale my – nasza, zachodnia, demokratyczna, konstytucyjna cywilizacja, miała być przecież inna? Mieliśmy nie wykonywać kary bez wyroku niezależnego sądu. Mieliśmy nie stosować zabójstwa jako metody karania. Mieliśmy nie zabijać na lewo i prawo, przypadkowych sąsiadów, domowników, niewinnych członków rodziny?
Czy są jeszcze jakieś konwencje międzynarodowe o tym, jak traktować należy wrogów? Czy ich zastosowanie zależy od zachowania tych wrogów? Czy ich brak skrupułów zwalnia nas od stosowania naszych standardów prawnych? Jeśli zabijamy, z zimną krwią, bardzo złych i niebezpiecznych starców, nie dając im możliwości poddania się, nie mówiąc już o postawieniu ich przed sądem – to na czym opiera się nasza wyższość?