Słyszymy: naród polski poddawany jest eksterminacji.
Słyszymy: Tusk walczy z Kościołem jak niegdyś Gomułka.
Słyszymy: w Polsce szaleje dziś cenzura, jak za komuny.
Słyszymy: III RP jest zupełnie jak PRL...
Słyszymy te brednie i wzruszamy ramionami wiedząc, że są one przejawem cynizmu albo głupoty, lokujących się w folklorze politycznym, jaki na obrzeżach polityki znaleźć można w każdym państwie.
Ale te brednie nie są bez konsekwencji, głupstwa nie wyparowują, idiotyzmy nie znikają a czarnej dziurze. Bo gdy zaadresowane są do osób, które urodziły się wczoraj albo przedwczoraj, prowadzić mogą do dewaluacji prawdziwego zła, którego tyle w naszej historii.
Skoro “eksterminacji” dokonywali Niemcy i Rosjanie, ale eksterminacji dokonuje też Tusk, to znaczy że Rosjanie i Niemcy winni byli prowadzenia na naszej ziemi błędnej polityki rodzinnej lub złej polityki gospodarczej, skłaniającej tysiące i miliony do emigracji zarobkowej. A w każdym razie – eksterminacja Polaków dokonywana przez nazistów i stalinowców z jednej strony i ta wynikająca z polityki PO – są jakościowo podobne.
Skoro Tusk walczy z Kościołem jak Gomułka, to znaczy że komuniści pewno nie dopuszczali telewizji katolickiej do platformy cyfrowej i zmniejszali liczbę duszpasterzy w wojsku.
Skoro dziś szaleje cenzura, całkiem jak za komuny, to znaczy że komuna usuwała dziennikarzy niepokornych z telewizji publicznej, skazując ich na wydawanie własnej prasy, dostępnej w kioskach i prenumeracie.
Skoro III RP jest jak PRL, a więc państwo oparte na władzy jednej partii, podporządkowaniu obcemu mocarstwu i terrorze wobec oponentów, to znaczy że ta monopartyjność PRL-owska, przez analogię do III RP, oznaczała hegemonię wśród wielu partii (w tym także opozycji), podporządkowanie ZSRR przypominało obecne relacje z Brukselą, zaś terror polegał na pozywaniu o zniesławienie.
Brednie, wymienione na początku, mają zatem i tę konsekwencję (poza obrazą dla rozumu), że łagodzą one, minimalizują i banalizują prawdziwe zło eksterminacji okupacyjnej lub komunizmu. Zrównując III RP z PRL, nieuchronnie rehabilitują tę ostatnią. (Zupełnie tak samo, jak przyrównanie straszliwej masowej zbrodni stalinowskiej do katastrofy lotniczej, wyrażające się w haśle „Smoleńsk=Katyń”, trywializuje przewinę morderców katyńskich).
I oto zdumiewający paradoks. Ci, którzy takich analogii dokonują, uważają się zazwyczaj za największych wrogów komuny: w istocie, z upływem czasu natężają oni walkę z komunizmem, a ich gorliwość staje się coraz energiczniejsza, słownictwo ostrzejsze, nieprzejednanie – bardziej radykalne. Tymczasem konsekwencją ich retoryki jest łagodzenie – w oczach tych, którzy komuny nie mogą pamiętać – jej zła. Oto paradoks dewaluacji języka politycznego.
Dlaczego tak czynią? Mam kilka hipotez.