LOBOTOMIA 3.0 - TAJEMNICA ŚMIERCI KSIĘDZA JERZEGO
Osaczony przez Służbę Bezpieczeństwa, opuszczony przez własne środowisko, zdradzony przez najbliższych współpracowników ksiądz Jerzy Popiełuszko samotnie zmierzał ku swemu przeznaczeniu.
2 listopada 1984 rokuwe wczesnych godzinach rannych na biurku pułkownika Adama Pietruszki, wicedyrektora Departamentu IV MSW, zadzwonił telefon, linia rządowa. Informacja od ministra spraw wewnętrznych, generała Czesława Kiszczaka była krótka i lakoniczna: konieczne jest natychmiastowe spotkanie, w cztery oczy. Gdy kilkanaście minut później pułkownik Pietruszka zameldował się w gabinecie generała Kiszczaka, ten z miejsca przystąpił do meritum.
„– Generale Pietruszka, trzeba dać się chwilowo zamknąć.
– Jak towarzyszowi ministrowi wiadomo, jestem pułkownikiem. A po wtóre o jakim zamknięciu mowa?
– Mój zwrot „generale”, to nie przejęzyczenie. To oczywisty koszt za zrealizowanie przez was trudnej roli.
– Ale dlaczego ja?
– Bo organizacyjnie Piotrowski przy was jest najbliżej.
– Organizacyjnie najbliżej, ale Piotrowski wykonuje jakieś tajemnicze zlecenia, w tym i to ostatnie, nad którym ja nie ma żadnej kontroli.
– Tym też się zajmę, a wasze organizacyjne usytuowanie będzie przejrzyste i do przyjęcia przez opinię publiczną. Unikniemy przez to prowadzenia sprawy w głąb.
– Nie będzie wyjaśnienia sprawy?
– A cóż tu wyjaśniać. Tu trzeba jak najszybciej publicznie się uwiarygodnić, a na wyjaśnienia przyjdzie czas.
– Nie! Niech to będą wiarygodniejsi, na przykład generałowie.
– To jeszcze gorzej, wyglądałoby na pucz generalski. A tutaj idzie o pryncypia.
– Nie!
– Słuchajcie, są sytuacje, w których się nie odmawia.
– Skoro tak wzniosła sytuacja, to dlaczego towarzysz minister rozpoczął od tak niskich względów? Dlaczego apeluje się do mojej próżności posługując się generalskim mirażem, a nie na przykład do zawodowej lojalności czy ideowości?
– Przepraszam, wyszło niezręcznie i trochę po kupiecku. Powinienem zacząć od potrzeby sytuacji, a nie od nagrody.
– Taką , i tak zdobytą, nagrodą nie jestem zainteresowany, a potrzeby niech zaspokaja ten, kto je wywołał.
– Zaczynamy filozofować udając niezrozumienie sytuacji.
– Bo ja jej nie rozumiem.
– Dobrze, jeszcze powrócimy do sprawy”.
8 czerwca 1990 roku ten niezwykły dialog został zapisany w protokole przyjęcia ustnego zawiadomienia o przestępstwie.
Treść rozmowy odtworzył z zapisków sporządzonych po rozmowie z Czesławem Kiszczakiem niedoszły generał. Przebywający wówczas w zakładzie karnym w Barczewie Pietruszka zapewniał, że zawiadomienie o przestępstwie, spisane w obecności dwóch przedstawicieli Komitetu Helsińskiego, Marka Nowickiegoi Andrzeja Rzeplińskiego, wiernie odzwierciedlało przebieg rozmowy z 2 listopada 1984 roku w gabinecie szefa MSW, który „za zrealizowanie trudnej misji” gwarantował generalskie szlify. Analizując ten niecodzienny dialog Kiszczaka z Pietruszką, wskazujący, że pułkownik miał być „kozłem ofiarnym”, nie wolno zapominać o jednym istotnym fakcie. Nawet jeśli w tym konkretnym wypadku Pietruszka mówi prawdę – a wskazuje na to szereg innych dokumentów ze śledztwa rozpoczętego na początku lat dziewięćdziesiątych i kontynuowanego przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego – nie zmienia to faktu, że jako wicedyrektor Departamentu IV MSW jest współodpowiedzialny za zbrodniczą działalność podlegającej mu komórki. Jeżeli nawet pułkownik Adam Pietruszka nie brał bezpośrednio udziału w wykonaniu zbrodni, to jako wiceszef Departamentu aprobował wszystkie przestępcze posunięcia swoich podwładnych, którzy przez szereg miesięcy terroryzowali kapelana Solidarności. Co więcej, w kalendarzu Adama Pietruszki z 1984 roku, do którego dotarli prokuratorzy, znajduje się dyskredytujący pułkownika zapis: „Urodziny Czesława, a oni chcą 13”. Zapis ten wskazuje, że Pietruszka doskonale orientował się w zamiarach dotyczących zabójstwa, pierwotnie planowanego na 13 października 1984 roku, ale sam optował za wykonaniem akcji 19 października – w dzień urodzin Czesława Kiszczaka. Tym samym Adam Pietruszka jest co najmniej współodpowiedzialny za wielomiesięczne prześladowania księdza Jerzego oraz za samą zbrodnię. Jego wyrażony wobec Kiszczaka protest wynikał najprawdopodobniej z przerażenia rolą, jaką generał mu wyznaczył: rolą najwyższego rangą przedstawiciela MSW odpowiedzialnego za zbrodnię, a zatem jej pomysłodawcy.
Rozmowa między szefem MSW generałem Czesławem Kiszczakiem i wicedyrektorem Departamentu IV MSW, niedoszłym generałem Adamem Pietruszką miała miejsce na kilka godzin przed aresztowaniem Pietruszki i kilka dni po innym niezwykłym wydarzeniu.
Rankiem 26 października 1984 roku Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala, funkcjonariusze SB, którzy uprowadzili księdza Jerzego Popiełuszkę, zostali przywiezieni na miejsce zbrodni.W asyście funkcjonariuszy MO oprawcy zostali przyprowadzeni na tamę. Mieli wskazać, gdzie tydzień wcześniej – jak zeznali – wrzucili ciało zamordowanego księdza. Mimo nacisków i sugestii towarzyszących im milicjantów, Chmielewski i Pękala nie byli w stanie wskazać miejsca zrzucenia zwłok. W zgodnej relacji kilku świadków, m.in. nurków, którzy tego dnia znajdowali się na tamie i na podstawie wskazań oprawców mieli poszukiwać zwłok księdza, Pękala i Chmielewski sprawiali wrażenie całkowicie zdezorientowanych. Doszło do tego, że Leszek Pękala wskazał miejsce po drugiej stronie zapory, na tzw. górnej wodzie!
Komentarze