olgerd olgerd
314
BLOG

Zielona wsypa

olgerd olgerd Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 

Statek kosmiczny wielkości supermarketu usiadł na podmokłej łące. Zdumionym ptakom uwiądł w gardłach świergot, a lisy i zające uciekły gdzie turzyca bagienna rośnie. W oddali pyszniła się wbita w samo serce nieba wieża odorkowskiej bazyliki pw. Św. Józefa z Kupertynu.

Z kokpitu wyskoczyło dwóch obcych. Obaj zieleni, wysokości dorodnego Pigmeja, z zielonymi antenkami na czymś, co zapewne służyło im za głowy. Oczy wielkości dwuzłotówek, mieli zmrużone; każdy po jednym oku, bo natura większą ilością ich nie obdarzyła.

- Upaćkałem sobie dolne kończyny – stwierdził pierwszy kosmita, na którego wołali Oz.

- Trzeba było włożyć gumiaki – powiedział drugi, zapobiegliwy, któremu na chrzcie dali Os.

Rozejrzeli się po łące.

- Podoba mi się. Z góry wszystko wyglądało na niebieskie, a z bliska jest zielone. A ja lubię zielony kolor – wyraził aprobatę Oz.

Jego kolega pokiwał czułkami.

- Zielony kolor uspokaja. Czuję się już taki spokojny po tych trzystu latach lotu, że aż mnie cholera bierze. Nie ma co dłużej marnotrawić czasu. Idziemy szukać inteligentnych form życia.

Człapiąc w błocie szukali życia.

I szybko je znaleźli, bo z życiem, bracie, już tak jest, że wszędzie się pleni.

- Patrz! – zawołał uradowany Oz - Jakaś samobieżna forma organiczna. Podobna do nas, też zielona. Zobacz, jak się ładnie uśmiecha. Może ta istota posiada jakąś inteligencję?

Istota odezwała się.: - Kum…

Włączyli translatory. Maszyna zasyczała i przetłumaczyła.

- Cześć.

Drugi kosmita uruchomił podbierak. Istota została umieszczona w klatce. Nie protestowała, bo podbierak miał zamontowany antydepresyjny układ najnowszej generacji.

- Wygląda interesująco – przyznał Os – Wprawdzie nie ma czułków, ale może być skora do jakich prymitywnych refleksji intelektualnych. Szkoda, że tak mało mówi…

- No, odezwij się istoto! – prosił Os – Dla dobra nauki…

Ale ona milczała, jak zaklęta.

- Może trzeba ją jakoś pobudzić? – dumał Oz. – Nie wiem, pogłaskać, przytulić, może nawet pocał…

- Daj spokój! – przerwał mu Os. – Nie możemy wchodzić w tak bliskie kontakty z nieznanymi nam stworzeniami. Nie oglądałeś filmów SF?! Wiesz czym to grozi! 

Nagle ujęta bezstresowo istota rozwarła otwór gębowy, wypuściła długi, zwinięty w kłębek wyrostek, który niezwykle szybko się rozwinął i złapał małą istotkę, jakich wiele fruwało nad łąką. Potem długi wyrostek schował się do otworu gębowego, wraz z istotką, którą pochwycił.

- To mi wygląda na jakąś wysublimowaną formę nawiązania kontaktu interpersonalnego – uznał Os.

Jego mniej wyrafinowany kolega miał odmienne zdanie.

- Moim zdaniem to zielone zeżarło to latające.

Os machnął lekceważąco czułkiem

- Ty zawsze doszukujesz się złych intencji. Według mnie oni się lubią i w tej chwili weszli w bardzo ścisły kontakt niewerbalny. Sądzę, że wymieniają się wiadomościami na poziomie molekularnym…

- Moim skromnym zdaniem raczej na poziomie soków żołądkowych – zadrwił Oz.

- Dobra jest, mamy od razu dwóch przedstawicieli miejscowej fauny: chodzącego, czy też skaczącego, i latającego. Gdy ich gruntownie przebadamy wtedy będziemy wyciągać daleko idące wnioski. Spróbujmy jeszcze poszukać jakichś okazalszych form życia – zaproponował Os.

Oz nie protestował. Szybko nie szli, bo błoto, jak się okazuje, utrudnia poruszanie się nie tylko ludziom, ale również kosmitom.

Po chwili łąka się skończyła. Zaczął się las mieszany; mieszany, bo były w nim drzewa, krzewy i przede wszystkim śmieci. Najwięcej walało się butelek.

- Jakieś dziwne są te rośliny? – zastanawiał się Oz.

- Jeśli to są rośliny, to pierwszy raz natrafiliśmy na życie zbudowane z krzemu… - stwierdził sceptycznie Oz.

Wtedy ich zobaczyli. Też było ich dwóch, młody i stary. Mogli być roślejsi od kosmitów, ale trudno to było ocenić, bo nie stali. A nie stali, bo siedzieli na cegłach. Kosmici zauważywszy  wzburzenie obu istot, nie ujawnili się, obserwując scenkę zza drzew. Włączyli tylko translatory i słuchali tłumaczenia nastawionego na minimum.

- Ja ci dam, k… obrażać premiera, łajzo! On zrobił z naszego kraju zieloną wsypę, sorryyyyy, wyspę! – bełkotał młodszy z mężczyzn.

Kosmici otworzyli tak szeroko oczy, że te, dotąd wielkości dwuzłotówek, teraz osiągnęły średnicę pięciozłotówek.

- On i ta jego unia! – jęknął drugi. – Przez takich jak on z ćwiortek wyciekło pindziesiąt gram. A cena została. Cały ten rząd zupełnie zielony jest!

Kosmici, o ile to było możliwe, jeszcze bardziej się zdumieli.

- Co ty od nich chcesz, oni nic nieeeeeeeeee zroooobiliiiiiiiii?!…

Wstał, żeby zasygnalizować, że sprawa jest poważna, taka, do której trzeba podchodzić na stojąco. Wtedy stracił równowagę, zatoczył się w liście łopianu i tam zwalił z nóg.    

Drugi poszedł w jego ślady. Tyle że - już leżąc - miał jeszcze dość świadomości, by zwinąć kurtkę w kulkę i podłożyć ją sobie pod głowę. Po prawdzie na niewiele się to zdało, bo głowa zaraz zsunęła mu się w trawę.

Kosmici podeszli do śpiących.

- Niby używają jakiejś formy komunikacji, ale zupełnie nie potrafią się ze sobą porozumieć. A poza tym translator uznał to, co mówili, za alogiczne. Ich zachowania, sam to widziałeś, były całkowicie irracjonalne. To nie może być forma życia, która byłaby w stanie cokolwiek stworzyć czy zbudować. Na pewno to nie oni i im podobni są twórcami tych wszystkich miast, stadionów, mostów i dróg, którymi usiany jest ten kraj. Trzeba będzie poszukać innych, wyższych form życia – powiedział Os. 

- Masz rację. Nie potrafią nawet utrzymać pionowej postawy, która charakteryzuje istoty w najwyższym stadium rozwoju – zgodził się Oz.

Oz podniósł jedną z flaszek. Powąchał szyjkę. Skrzywił oko i podał do niuchania Osowi.

- Czujesz?! – spytał.

Os poczuł.

- Na sto tysięcy zaśmierdłych parseków, to pachnie jak nasze kosmiczne paliwo! – krzyknął.- Jak się dowiedzą, że mamy tego całe zbiorniki, może być z nami krucho. Musimy stąd pryskać.

- A co zrobimy z tym zielonym w klatce? – spytał Oz.

- Bierzemy jako dowód, że tu byliśmy. Inaczej centrala nie rozliczy nam delegacji.

- Racja – zgodził się z nim kolejny raz Oz, czym udowodnił, że cywilizacja jest tylko tam, gdzie panuje zgoda i porozumienie.

 

 

 

 

 

  

       

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości