olgerd olgerd
177
BLOG

Pieskie przedpołudnie

olgerd olgerd Rozmaitości Obserwuj notkę 0


Mały szary pudelek, słodka kuleczka, wbił ostre ząbki w moją kostkę. Bardziej się zdziwiłem, niż poczułem ból. Właścicielka pieska, pani w godnym wieku i niemodnej sukience, wyfiokowana na wysoki połysk, była nie mniej zdziwiona ode mnie.

- Ugryzł mnie skubany! – stwierdziłem, moim zdaniem, bezapelacyjny fakt.

- Niemożliwe! – nie zgodziła się ze mną kobieta.

- Przecież czuję, że mnie ugryzł. – uparłem się. – Jestem, że tak powiem, bezpośrednim obiektem tej bezprzykładnej napaści i ugryzienia.

- Kłębuszek jeszcze nigdy nikogo nie ugryzł… - kobieta zaczęła ustępować pola.

- Mam rozumieć, że jestem pierwszy? – zapytałem z nutą ironii.

Kobieta była wysoce zakłopotana.

- Bardzo pana przepraszam. Nie wiem, co mam powiedzieć...? Fuj, niedobry Kłębuszek! Patrzyła na psa niby karcącym wzrokiem. Ale wyraźnej nagany w jej oczach nie dostrzegłem. Pies, jak sądzę, poczuł, że napaść ujdzie mu na sucho. Nie miał wyrzutów sumienia i raczej nie zamierzał powrócić na drogę cnoty. Gorzej, wyglądało, że może dojść do zjawiska recydywy. Nawet zaszczekał na mnie ostrzegająco – i to dwa razy. A potem pokręcił śmiesznie kuperkiem. Pani rozczuliła się. Pochyliła się nad psem i z czułością go pogłaskała.

- Niedobry Kłębuszek, ugryzł biednego pana. Co się stało, piesku, jesteś chory i dlatego zachowujesz się nieodpowiednio?

„No, to ładnie” – pomyślałem. – „Jeszcze z nim do weterynarza pójdzie, a o mnie zaraz zapomni. A co z moimi stratami moralnymi?” – rozmyślałem. „Właśnie, właśnie! Co z weterynarzem?”

- Mam nadzieję, że jest szczepiony? – zapytałem retorycznie.

Wyszło, że to nie było retoryczne pytanie.

- A po co? – kobieta była autentycznie zaskoczona. – Przecież on prawie z domu nie wychodzi?

- Czyli w domu nabrał tej agresywności? – piekliłem się. – Może ma pani w mieszkaniu futro z lisa? Lisy, jak pewnie pani wiadomo, przenoszą wściekliznę! Albo mąż szanownej pani jest z zawodu rzeźnikiem, lub prawnikiem? To też by tłumaczyło...

- No wie pan?! Może to pan go sprowokował swoim zachowaniem? Widziałam, jak szliśmy, to nie chciał się pan przesunąć choćby o milimetr. Kłębuszek mógł się poczuć zagrożony…

- Zagrożony, to teraz ja jestem, wścieklizną! – warknąłem, bo kobieta zaczęła mnie wkurzać. – Skąd mam wiedzieć, że ten kundel nie jest wściekły?

Chyba przesadziłem.

- Kundel?! – wydarła się na pół, osiedla. Z niższych okien pobliskiego bloku wyjrzały zainteresowane zdarzeniem kobiety. Szybko umościły się na parapetach i zaczęły dogadywać.

- Pani Golińska, zaczepia panią? Może zadzwonić na policję? – zaproponowała jedna z obserwujących nas bab. Chyba szykowała się na dłuższy spektakl, bo wsparła głowę na splecionych dłoniach, a pod łokcie podłożyła sobie poduszkę.

- Ja go znam, to pijak! – rzuciła druga; ta, w oczekiwaniu na rozwój sytuacji, zapaliła papierosa. – Często tędy chodzi, do sklepu, pewnie po wódkę…

Pies zaczął się denerwować. Ja zresztą też. Kundel szczeknął raz, drugi i – o zgrozo – zaczął być znów agresywny. Rzucił się w moim kierunku. Kobieta wzięła małą cholerę na ręce, ale pies wcale nie zamierzał się uspokoić.

„Muszę szybko coś wymyślić. Jak wybrnąć z tak głupiej sytuacji?” - myślałem gorączkowo.

I wtedy zacząłem szczekać. Wpadłem na ten pomysł intuicyjnie.

- Hau, hau, hau, haauuuuuuuuuuuu!!!!!! Wrrrrr…

Szczekałem, wyłem i warczałem. Możecie mi wierzyć, robiłem to z dużym zaangażowaniem. Baby w oknach zamilkły. Chyba, tak po ludzku, szlag je trafił? A co ze starszą kobietą?

Pies jej mordę lizał!

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości