Stał pod okapem i palił papierosa. Wiek - na oko koło pięćdziesiątki. Nie przypominam sobie nic charakterystycznego w jego wyglądzie. Był doskonale średni: średni wzrost, średnia tusza, średnie zainteresowanie otoczeniem. Interesowałem go – jak mi się zdaje - wyłącznie ja. W tym, że palił, nie było nic dziwnego, choć jeśli się dłużej nad tym zastanowić, to wdychanie i wydychanie rakotwórczego dymu jest nieco dziwne. Nie analizuję tu jednak kwestii szkodliwości palenia tytoniu; bardziej w tamtej chwili niepokoił mnie wzrok palacza wbity we mnie, sprawiający wrażenie złośliwego. Denerwowało mnie to, ale jakoś wytrzymałem ciężar jego spojrzenia – do momentu, w którym gość zgasił papierosa butem i podszedł do mnie.
- My się chyba znamy....? – zaczął dość pewnie.
Jeszcze raz mu się wnikliwie przyjrzałem.
- Stegna Gdańska 1982? – zapytałem na odczepnego.
Pokręcił głową.
- Nie, nie...
- Zawody pożarnicze w Myśliborzu w 1986-tym? – rzuciłem już zupełnie na odwal się, bo nigdy w życiu nie byłem w Myśliborzu. Czy w ogóle tam organizują jakieś zawody pożarnicze? Jeśli ktoś coś wie, to ręka do góry...
Ciągle kręcił głową.
- Wiem, pan pracuje w Biedronce, w Olkuszu... – zatriumfował.
- Tak? – zdumiałem się. – W jakim dziale? – drwiłem.
Mojej drwiny nie wyczuł.
- Nie robi pan w ochronie?!
- Nie! Nie robię też w Lidlu, Carrefourze. Lewiatanie i Żabce!
- Dałbym głowę...
- Radzę tego nie robić! Wie pan, gdzie drwa rąbią...! Szkoda głowy...
Nie podobało mu się to, co powiedziałem. Nie podobało mu się, ze nie robię w Biedronce. Przecież on był tak pewny, że ja robię w tej Biedronce, a tymczasem ja, odcinając się od Biedronki, zawiodłem go. Przecież mogłeś mu przyznać rację! – strofowałem sam siebie w myślach. - Co by ci szkodziło?!
Sięgnął do kieszeni. Bus nie nadjeżdżał, więc mój rozmówca znów postanowił zapalić.
- Papieroska? – zaproponował.
- Nie, dziękuje. Nie palę! – zaoponowałem.
- Nie nalegam. Do tyłka nie wciskam.... Ale jedno panu powiem: ma pan brata bliźniaka w Biedronce...
- Może i mam – zgodziłem się. – Podobno każdy z nas ma sobowtóra.
- U mnie we wsi jest gość podobny do Komorowskiego. Tylko wąsa mu brakuje...
- Myśliwy? – zaciekawiłem się.
- Ja? Nie, robię na warsztacie....
Chwilę pomilczeliśmy zakłopotani. Ten cholerny bus nie nadjeżdżał. Dla zyskania czasu wyjąłem z kieszeni komórkę.
- Miałem kiedyś taką – zagadnął uradowany, bo znalazł pretekst do zawracania mi głowy. – Ale to dawno było. Nie myślałem, że ktoś jeszcze ich używa.
Wyjął swoją, żeby się pochwalić. Miała wyświetlacz wielkości mojej komórki i dłoni razem wziętych.
- Cacuszko! – pochwaliłem. I, niestety, nie mogąc się opanować, zacząłem w swoim stylu: – A ma toto – wskazałem palcem srebrne cudo - opcje wykrywania ładunków wybuchowych?
- Co? – zastygł.
- Najnowsze komórki mają wiele rewelacyjnych, bardzo przydatnych w naszych czasach opcji: wykrywają ładunki wybuchowe, nawet zakopane w ziemi do głębokości dorosłego człowieka, mają radar, echosondę i impulsator kinetyczny. W niektórych zamontowano nawet skanery, którymi można prześwietlać terrorystów. A dla komandosów opracowano komórki militarne – są nieprawdopodobnie zaawansowane technicznie. Najlepsze służą do działań bojowych, bo są uzbrojone w miotacze plazmowe.
Ciut się ode mnie odsunął.
- Zna pan wszystkie możliwości swojej komórki? – ciągnąłem. – Gdzieś czytałem, że większość użytkowników nie zna swoich komórek. Wykorzystujemy właściwie tylko 14 procent ich możliwości. To prawie jak z ludzkim mózgiem...
Popatrzył na moją komórkę.
- Pan swoją wykorzystujesz w stu procentach... – próbował zażartować.
- Oczywiście. Ale ja potrzebuję tylko telefonu, przez który można z kimś pogadać, no może jeszcze przydaje mi się do wysyłania esemesów. Więcej mi nie trzeba. Ludzie kupują komóry za kupę kasy, a potem nie potrafią ich używać. Znajomy dostał telefon, któremu towarzyszyła instrukcja obsługi grubości Biblii - 1200 stron maczkiem...
Gość się zadumał.
Wtedy podjechał bus.
- Miło było pogadać – powiedziałem.
Pokiwał głową. Wzrok miał już przygaszony i wyglądało, że bardzo go cieszy przyjazd busa. Ja też się cieszyłem, ale nie aż tak. Facet poszedł na sam koniec busa, choć były wolne miejsca na przodzie. Unikał ze mną kontaktu wzrokowego. Zapłaciłem za kurs. Pewnie kiedyś przyjdzie mi zapłacić za moje żarty.
Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości