olgerd olgerd
234
BLOG

Problemy z niewidzialnością

olgerd olgerd Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Mężczyzna w kącie autobusu, wpatrzony w zachlapaną błotem szybę, zwinięty w sobie jak te zafoliowane prosiaki z oferty sieci Makro, skupiony na czymś niematerialnym, chciał sprawiać i sprawiał nieodparte wrażenie, że go nie ma, a może nawet nigdy nie było. Od tak dawna chciał być niewidzialny, że stał się niewidzialny, czy może bardziej uwierzył w swoją niewidzialność. Z błędu wyprowadził go kanar.

- Proszę bilet do kontroli.

Zagadnięty mężczyzna otworzył szeroko oczy; autentyczność jego zdumienia nie podlegała kwestii. Wtedy zrozumiał, że już nie jest niewidzialny, bo zobaczył własne odbicie w szybie. Odbicie mu się nie spodobało, ale jako dobrze wychowany człowiek ukłonił się swemu odbicie, a ono jemu – najwidoczniej odbicie też znało podstawy kindesztuby. Zjawisko było zaskakujące, ale jednak bardziej zaskakujący był kontroler, który grzecznie i z wyrozumiałością czekał na okazanie biletu.

„Jak to możliwe, że ktoś mnie zauważył, skoro mnie nie ma?! On mnie nie rozpoznaje? Czy nie widzi, że powinien mnie nie widzieć?! – zamyślił się jeszcze przed momentem niewidzialny człowiek. Kanar popatrzył w oczy mężczyźnie i dostrzegł w nich coś, co mu kazało stracić resztki cierpliwości. Przyznajmy uczciwie, i tak pozwolił mężczyźnie przy szybie na wiele; tenże, korzystając z okazji, zastanowił się nad kilkoma aspektami swego życia; na przykład nad tym, że ktoś go zauważył, a przecież na co dzień, dzięki jego staraniom nikt go nie zauważał! Nie zauważała go żona, może dlatego, że się rozwiódł (żona uważała, że coś między nimi wygasło, żar, który kiedyś był, no ale jak miał nie wygasnąć, skoro on był niewidzialny i nie było komu dokładać drew do domowego ogniska?!). Córka też uważała go za niewidzialnego, czemu sprzyjał fakt, że załatwił jej robotę w spółce skarbu państwa i z tego powodu nie mogli się zbytnio afiszować znajomością ze sobą. Większość szkolnych kolegów też go nie widziała, bo oni byli w Norwegii lub Irlandii, a on tu, w tym kraju, który też zdążał dużymi krokami do niewidzialności. Wreszcie w pracy, tam też od lat był niewidzialny, bo z reguły na bezpłatnym urlopie, poza epizodami podczas rozdzielania premii czy nagród, gdy na moment objawiał się w pełnej krasie. Za to gdy krytykowali, oskarżali i wyzywali, błogosławił swoją niewidzialność . Ale w rodzinnym mieście - i cóż z tego, że w autobusie?! - jak dotąd, problemów ze swoją niewidzialnością nie miał. Był niewidzialny i wszyscy tę jego niewidzialność szanowali i nie podawali jej pod wątpliwość. Aż do feralnego dnia, gdy ten kontroler go dostrzegł, ów niski mężczyzna w zielonym sweterku, o żywych, świdrujących oczkach, który żuł właśnie gumę i zastanawiał się czy już wyjąć blankiet z mandatami, czy jeszcze poczekać, bo może gość jednak ma bilet. Kontroler w płytkości swojej duszy już wiedział - ten facet biletu nie ma. Właściwie to sam był zdziwiony, że zapytał gościa o bilet. Odnosił niejasne wrażenie, że już wiele razy go widział, choć może akurat nie w autobusie; niemniej był święcie przekonany, iż to poważny gość i bez dwóch zdań bilet musi posiadać. Tak się do tego wrażenia przyzwyczaił, że pewnie by gościa nie skontrolował, gdyby nie ostatnie szkolenie. Oj, szkolono ich ostro - jak komando Foki! Przede wszystkim wyczulono, by uważali na właścicieli biletów miesięcznych. Kontroler myśli, że facet ma miesięczny, bo dotąd zawsze go miał. Więc kontroler sam mówi: „A, miesięczny…”. A właściciel biletu miesięcznego tylko kiwa głową. I jest, jak to mówią, constans. Ale gdy takich pasażerów życie przyciśnie, albo sąd podwyższy im alimenty na dziecko, wtedy nie kupują biletu. Bardzo często udaje im się przejeździć w ten sposób miesiąc, więc w kolejnym im się wydaje, że znów będą mieć szczęście i znów nie wykupują biletu… Takich trzeba eliminować! – to było główne hasło kursu. I jeszcze im mówiono, że: „Nie ma ludzi niewinnych, są tylko źle skontrolowani”. I tłumaczono: „Każdy ma jakieś uchybienia. Stary bilet, źle skasowany, podwójnie, albo ze złej strony, pomięty lub zniszczony, a najczęściej wszystko naraz”. „Kontrolować, kontrolować i jeszcze raz kontrolować. I mieć oczy otwarte dookoła głowy” – mówił gość w spodniach wiszących na szelkach, który im to wykładał na ostatnim szkoleniu, raptem przed dwoma tygodniami.

- To co płacimy czy jedziemy na policję? – zaproponował kontrolujący.

Mężczyzna, któremu się wydawało, że go nie ma i że wszyscy wierzą już w jego nieistnienie i dzięki temu przestaną mu zawracać tyłek, spytał sztywno artykułując sylaby:

- A ile teraz kosztuje bilet?

Kanar prychnął; zawsze tak reagował na tych, którzy udawali oderwanych od rzeczywistości:

- Zależy gdzie; u kierowcy i w kiosku trzy pięćdziesiąt, a u mnie już siedem dych. Chyba, że szanowny pan nie ma przy sobie gotówki, wtedy trzeba zapłacić stówę na poczcie…

- A posłowie? Ile za bilet płacą członkowie polskiego paaaaarlaaaamentu?

Ostatnie słowo sprawiło mówiącemu niejaką trudność, ale sobie poradził, co pytany docenił, choć nie omieszkał prychnąć jeszcze raz:

- Panie…! Posłowie rozbijają się służbowymi limuzynami, a nie tłoczą w środkach masowej komunikacji. Nawet po pijaku jeżdżą i kto im co może zrobić? Nikt… Pan zresztą…. – nie dane mu było skończyć.

- A gdyby się który zaplątał jakimś cudem? – docisnął kontrolera mężczyzna, co już mocno zdenerwowało dociśniętego, bo to przecież on miał dociskać, a nie jego mieli; ale swego zdenerwowania nie okazał, bo facet, który jeszcze przed momentem zdał mu się niemal niewidoczny, teraz znacząco zwiększył gabaryty. Pomyśleć można było, że wnet nie starczy dla niego miejsca w tym niewielkim autobusie i trzeba będzie wezwać przegubowy…

- Daj pan spokój, po co to gadanie?! Gdyby się tu jakiś poseł zaplątał, to by nie musiał płacić…

Wtedy mężczyzna, który chciał być niewidzialny i znakomicie niewidzialnego udawał, okazał legitymacje poselską.

- No i co teraz?! – zaśmiał się.   

Twarz kontrolera, dosłownie chwilę wcześniej czerwona, zaczęła bledną. Ale dziwnie to blednięcie się odbywało, bo zainicjowało się na czole, by powoli schodzić ku dolnym partiom czaszki, to jest szczęce, jakby w tym człowieku coś pękło, zrobiła się dziura i krew zaczęła z tej dziury wypływać; na moment twarz kontrolera wielce patriotyczna się stała, to jest biało-czerwona. Nie wiedząc jak się zachować kontroler zasalutował – do pustej głowy.

- Spocznij! – rozkazał poseł.  

Niechcący czknęło mu się jarzębiakiem.

Na szczęście dotarli do pętli i obaj mogli ochłonąć.

  
olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości