Straszna nuda. Miałam ochotę na watę cukrową, balonika na druciku i wodę z saturatora – nic z tego – zieeeeww. Piszę o tym filmie niechętnie, bardziej z obowiązku – bo już powiedziałam „A” notka przedwpiszową.
Dlaczego taki szit?! Dla zobrazowania po polsku – ten film to trochę tak, jakby ktoś chciał nakręcić stara kronikę filmową wykorzystując „prezenterów”, formułę „super stacji” [jeżeli ktoś miał okazje i nieprzyjemność oglądać kiedykolwiek]
Dialogi panienek z filmu tego samego uroku, co panów satyryków z ww stacji – nie wiadomo po co, w ogóle buzie otwierają.
W kinie ciekawa była reakcja grupy młody mężczyzn –całkiem poważnie to mówię. Widać, że chcieli się dobrze bawić, próbowali reagować – a co to wypięte pośladki jednej z aktorek, pełnym akceptacji „uuuuu”, a to innymi odgłosami mruczenia. Brakowało mi rzucania popcornem i plastikowymi kubkami w ekran. Niestety, nawet oni przysnęli znudzeni. Obudzili się na koniec, po pierwszych napisach, wydając ostatni okrzyk na widok obcasa wbitego w twarz pokonanego rajdera.
Sam pomysł wydaje się fajny – rysy na „taśmie”, zmiana kolorów, błędy – ale Tarantino, oprócz tego właśnie - „podniszczonego plakatu” nie miała nic do pokazania, a szkoda bo to fajny pomysł. Można z niego sporo wycisnąć, skupić się bardziej na pokazaniu „zegarka elektronicznego” w Krzyżakach, czy coś.
Obejrzenie filmu odradzam stanowczo. Może 2 część Rodrigeza bedzie lepsza.
08:51,
BasiaPisze
Inne tematy w dziale Kultura