Notek o zamieszkach podczas Święta Niepodległości na Salonie co niemiara. Nie lubię śpiewać w chórze, ale parę spraw budzi moją chęć skomentowania.
Od początku: nie jestem zwolennikiem skrajnych narodowców (faszystów) działających pod szyldami ONR (ale nie tylko). To oni byli współorganizatorami Marszu Niepodległości.
Przypomnę - członkowie ONR (za Wikipedią) np. w 2008 zostali skazani przez sąd za wykonywanie gestów faszystowskiego pozdrowienia. Przykłady demonstracji faszystowskich poglądów członków tej organizacji (i innych osób biorących udział w komitecie poparcia oraz samym pochodzie) na pewno można mnożyć.
Potępiam wszelkie propagowanie zarówno faszyzmu, jak i komunizmu - co, dodajmy - jest zakazane polskim prawem.
Dlatego osobiście nie biorę i nie wezmę udziału w żadnej imprezie, która jest współorganizowana przez propagatorów faszyzmu.
Z drugiej strony, Marsz Niepodległości nie byłby tak liczny i sławny, gdyby nie kampania nienawiści prowadzona i inspirowana od paru lat przez Wyborczą.
I ta kampania obudziła po "prawej stronie" przeciwników GW, takich jak Ziemkiewicz. Dołączając się do imprezy współorganizowanej przez neonazistów, w ten sposób wyrażali sprzeciw dla "Salonu" reprezentowanego przez Blumsztajna i poparcie dla nacjonalizmu (który w mojej opinii ma konotacje pozytywne).
Zapomnieli jednak, że nie popierają "tylko" nacjonalistów, a osoby, które wyznają i propagują poglądy faszystowskie.
Jako żywo poglądy takie - z uwagi na ogrom cierpienia, jakie faszyzm przyniósł Polsce - są niedopuszczalne i godne potępienia.
Z drugiej strony - kampania nienawiści firmowana przez Blumsztajna i innych aktywistów Wyborczej, przerodziła się w inicjatywę stosującą metody NSDAP, tyle, że bez ideologii.
Małe wyjaśnienie - faszyzm i komunizm są zbrodniczymi ideologiami, bo ich wyznawcy zaczynali od przemocy (różne marsze i kryształowe noce niemieckich nazistów, bomby i inne akty terroru rosyjskich komunistów), a kończyli na ludobójstwie - eksterminacji całych narodów.
I to prowadzi nas do "Kolorowej Niepodległej", czyli przedsięwzięcia mającego za zadanie zablokować legalnie maszerujący pochód - który to cel (jak się okazało) miał być osiągnięty przy pomocy metod nazistowskich bojówek.
Żeby było jasne - mimo, że potępiam faszyzm, nazizm i wszelkie neo- ich odmiany - Marsz Niepodległości nie był aktem faszyzmu/nazimu, bo jego uczestnicy w ogromnej większośći zwolennikami tych zbrodniczych ideologii nie byli. Mimo więc potępienia nazistowskich współorganizatorów marszu - z powodów sporów ideologicznych (Salon kontra Antysalon) Marsz Niepodległości nie może być uznany za pochód nazistów/faszystów.
Niemniej nikt (zwłaszcza GW w ubiegłych latach) takimi detalami się nie przejmuje. Stare dobre metody nazistów, komunistów i innych polityków (także PO) - to znaleźć przeciwnika, zaszufladkować go (zapluty karzeł reakcji lub faszysta), a potem wszelkimi metodami niszczyć i szczuć swoich zwolenników do niszczenia.
Analizując dziwną sytuację z 11 listopada wkraczamy w przestrzeń symboli, jakże "arcyboleśnie" (słowa naszego Prezydenta) obecnych w życiu i pamięci każdego Polaka (oczywiście "prawdziwego").
Sytuacja, kiedy na zaproszenie koalicji antyfaszystowskiej, do Polski przyjeżdżają Niemcy z bejsbolami w celu bicia polskich patriotów (bo przecież po to przyjechali) - budzi liczne skojarzenia, których nawet przestraszyli się przedstawiciele Krytyki Politycznej (współorganizatora wizyty niemieckich bandytów).
W mediach skojarzenia sięgają aż czasów Konrada Mazowieckiego, który najwidoczniej w podobnym stylu sprowadził Krzyżaków do Polski.
Kolejne memy to oczywiście przydługa "wizyta" niemieckich bandytów w latach 1939-1945, ze szczególnym gościnnym występem w 1944 roku, który skończył się dalece bardziej zaawansowanymi zniszczeniami stolicy.
Żeby trochę odczarować temat, można wspomnieć o kultowym memie w wykonaniu Jana Marii Rokity (na gościnnych występach pokładu Lufthansy): "Niemcy mnie biją".
Co bardziej historycznie nastawieni Polacy pewnie przy okazji jeszcze wspomną mem targowicy - gdzie "Polacy" wzywali pomocy obcych państw w celach walki z patriotami (szeroko rzecz ujmując).
Jeszcze jedno skojarzenie - już całkiem współczesne - to historia z ostatnich wyborów parlamentarnych, gdzie "polscy" publicyści i byli ministrowie spraw zagranicznych wezwali na pomoc Platformie niemieckie media w celu skompromitowania lidera opozycji.
Normalny, zdrowy patriota, dla takich działań ma jedno adekwatne określenie - zdrada narodowa.
Biorąc pod uwagę powyższe skojarzenia (i określenia), które większości naszych obywateli przychodzą na myśl - koalicja antyfaszystowska skompromitowała się na całej linii.
Oto bowiem przekaz poszedł, że potomkowie niemieckich faszystów (bo tak to odbieramy) przyjechali w rocznicę największego POLSKIEGO święta narodowego, bić Polaków za ich rzekomy faszyzm (mimo, że faszystów w Marszu mogło być parę procent).
Na domiar złego, nie tylko niemieccy bandyci bili cywilnych uczestników Marszu Niepodległości, ale jeszcze atakowali polskie mundury - napadając członków grupy rekonstrukcyjnej.
Do tego próbowali niszczyć Warszawę - miasto zniszczone 65 lat wcześniej przez ich dziadków spod znaku SS i Wermachtu.
Do łez ze śmiechu doprowadza mnie myśl, że Antifa to podobno organizacja walcząca z faszyzmem i jego przejawami (rasizmem, antysemityzmem, przemocą). Taka walka o pokój i tolerancję za pomocą okładania bejsbolami inaczej myślących...
Smaczku dodały "urocze" filmy publikowane przez Nowy Ekran, gdzie policjanci kopią i okładają bezbronnych uczestników obchodów (oraz przechodniów) - co wśród starszych osób budzi oczywiste skojarzenia rodem z PRL.
Natomiast szczytem skandalu jest film, gdzie policjanci pałują spokojnie siedzącego człowieka - tylko dlatego, że trzyma biało-czerwoną flagę.
Starsze pokolenie dobrze pamięta, że przestępcza organizacja zwana ZOMO dokładnie w ten sam sposób atakowała wszelkich demonstrantów w latach osiemdziesiątych. Osoby, którym wtedy przyszło do głowy posiadanie flagi musiały się wtedy liczyć z pobiciem i często aresztowaniem.
A przecież ani wtedy, ani dzisiaj posiadanie flagi (zwłaszcza w święto państwowe) oficjalnie przestępstwem nie było i nie jest.
Śmieszy mnie "szerokość" Koalicji antyfaszystowskiej - gdzie "pod jednym dachem" znalazła się Kampania Solidarności z Palestyną oraz Projekt yidish lebt (jidysz żyje). Wsród wspierających znalazł się nawet taki kwiatek, jak "Thai Massage" - co chyba należy traktować jako darmową reklamę masującej pani.
Z drugiej strony - czyli "prawej" też jest parę absurdów - bo obok Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, Jana Żaryna (członka Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów), udział wzięli wspomniani faszyści (i antysemici) z ONR.
Na koniec absurd koronny, który sprawił, że przez pół godziny śmiałem się jak szalony.
Oto Stowarzyszenie Wolności Słowa wydało oświadczenie, że spalenie wozów transmisyjnych TVN i Polsatu to atak na wolność słowa w Polsce. Stało się to już po 11 listopada, kiedy to wspomniane media zaprezentowały relacje z obchodów w sposób określany przez uczestników jako skrajnie tendencyjny, nieobiektywny i nieprawdziwy.
Oczywiście każdemu średnio rozgarniętemu człowiekowi przychodzi na myśl, że obrońca wolności słowa, pan Borowik, jeszcze nie wytrzeźwiał po weekendzie.
Dla zobrazowania mojego odbioru sytuacji - to tak, jak by stowarzyszenie "Czystość przedmałżeńska" potępiło ucieczkę klienta (bez uiszczenia zapłaty) prostytutki Tatiany określając to jako "zamach na jej cnotę".
Żeby było jasne - potępiam niszczenie cudzej własności - niezależnie czyja ona jest. Ale są granice hipokryzji, a najwidoczniej dzielni obrońcy wolnego słowa z pieśnią "Keine grenzen" na ustach sforsowali wszystkie szlabany umiaru i zdrowego rozsądku.
Komentarze