Jestem ostatnio zbyt zajęty, żeby zajmować się polityką, ale kawałek wtorkowej debaty udało mi się obejrzeć. Najbardziej irytuje mnie powtarzany przez PiS, ale również przez przez polityków innych ugrupowań, że da się przez lepsze zarządzanie uzyskać dla budżetu miliardy złotych. Otóż cesarz jest goły, to po prostu niemożliwe, dodatkowe pieniądze w budżecie biorą się ze zmniejszenia wydatków, zwiększenia podatków lub zaciągnięcia dodatkowych pożyczek. Przez lepsze zarządzanie można uzyskać pewne kwoty, ale na pewno nie te dziesiątki miliardów złotych, których potrzebuje PiS na swoje obietnice wyborcze. Największe wydatki budżetowe to emerytury i renty, kolejne to edukacja, opieka zdrowotna i wydatki na infrastrukturę itd. Obcięcie wydatków w tych i następnych kategoriach spowoduje wyraźne pogorszenie w określonej dziedzinie, a co do pożyczek to już teraz odsetki od długu to szósta pozycja w wydatkach państwa. Pozostaje zwiększenie podatków, na tym polu PiS chce przykręcić śrubę hipermarketom i bankom. Niby nie mam nic przeciwko temu, ale myli się ten kto sądzi, że nie odbije się to w żaden sposób na przeciętnym Kowalskim. Tego typu daniny globalne korporacje migiem przerzucą na swoich klientów, czyli konsumentów i firmy. Zapewne wzrosną marże na kredytach, co z pewnością zmartwi wiele osób. W przypadku hipermarketów zapewne wzrosną ceny towarów. Ogólnie politycy zwłaszcza z PiS-u sprzedają wyborcom gruszki nie wierzbie, a za progiem czai się jeszcze kryzy w górnictwie. Wymyślona przez PO koncepcja zakłada łączenie nierentownych kopalni z elektrowniami, czego skutkiem będzie wzrost cen energii, co więcej są sygnały, że PiS w gruncie rzeczy planuje to samo rozwiązanie, może tylko inaczej zapakowane. Jeśli Bruksela nie przyblokuje tego rozwiązania, to ucierpią polscy obywatele, ale tego dowiemy się jakiś czas po wyborach.
