xenopus xenopus
645
BLOG

Instynkt życia, instynkt śmierci

xenopus xenopus Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 

 

Przed milionami lat nie było nas. Dziesiątki milionów lat trwało, nim wykształciły się istoty cokolwiek nas przypominające: naczelne. Setki milionów lat było potrzeba, aby pewne archaiczne stworzenia opierające się na czterech kończynach stanęły pewnie na lądzie. A to wszystko ostatnie akordy niezmiernie długiej symfonii, ciągu zdarzeń, który rozpoczął się nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie. Gdzieś tam, w miejscu gdzie było ciemno, wilgotno i raczej ciepło, przed niewyobrażalnie długim przeciągiem czterech miliardów lat (o dziwo, można to określić ze stosunkowo dużą pewnością) zrodziło się życie.

Każdy z nas dąży do stabilności, standaryzacji, powielania tego, co sprawdzone. Kredyt łatwiej dostać temu, kto ma umowę o pracę, niż temu, kto takiej umowy nie ma. W snach, żeby było status quo, powstają co chwilę, jak potwory z bagien, prasowe doniesienia o wojnach i masakrach, łabędziach zdychających na ptasią grypę, siedemdziesięciu zabitych na drogach w czasie majówki; wyniki badań, w których jest rak. Nic pewnego na świecie. Ten od początku swojej kariery (te głupie 4 miliardy etc.) co chwila dostaje łupnia, najczęściej od wielkich jak kontynenty asteroid, czasem rażony wybuchem supernowej czy niezwykłą aktywnością Słońca, to znów popadając w okowy wiecznego lodu. A życiu nic to nie zaszkodziło. Choć jego początki nie są poznane, wiadomo, że nie powstało dwa razy, że rośliny i zwierzęta, które nas otaczają i my sami jesteśmy dziećmi tego pierwszego i jedynego aktu stworzenia.

Jak wiatr wydęty żagiel, tak życie pcha przez bezkresy historii niepojęta siła. Nazwana w dawnych wiekach vis vitalis – siłą życiową, długo uchodziła za coś niemożliwego do zdefiniowania, odpowiednik duszy. I uchodzi nadal, pomimo że życie rozłożone na poszczególne cząsteczki chemiczne straciło woal tajemniczości. Instynkt życia jest zjawiskiem realnym. Obserwujemy go po pierwsze u siebie samych i jest spośród wszystkich dążeń najgłębiej w nas zakorzenione. Przejawami są strach przed cierpieniem, śmiercią, troska o siebie (instynkt samozachowawczy) i obawa przed odejściem bliskich, lęk dziecka zostawionego w ciemnym pokoju, lęk przed pająkiem. Radość i łzy. Pragnienie przyjaźni i akceptacji, poszukiwanie miłości. A także gotowanie o poranku jajka na miękko, z zegarkiem w ręku, aby nie było za twarde i aby nie spóźnić się do pracy. Instynkt życia to ciekawość nowych ludzi i nowych środowisk, odkrywanie nowych światów, zerkanie w gwiazdy w pogodną letnią noc. I smutek, że muszą spadać.

Z zielonej łodyżki mchu wyrasta szarobury, nieciekawy sporofit zwieńczony puszką, w której są zarodniki. Pył jak najdrobniejszy popiół rozwiewa wiatr przy lekkim poruszeniu zeschłą setą (fachowa nazwa łodyżki sporofitu). Tak i na żyznej łące życia rodzi się i istnieje śmierć i instynkt śmierci. Nie była znana pierwotnym komórkom, nie jest znana bakteriom, z których każda, miast umierać, dzieli się na dwie nowe. Nie jest znana komórkom nowotworu. „Siostra śmieć” - zauważył bystry obserwator, Franciszek z Asyżu. Instynkt śmierci pomaga matce – niedźwiedzicy zabić intruza, zanim ten zabierze jej dziecko. Instynkt śmierci rodzi rozboje i wojny, rozpaczliwy wyraz konkurencji o zasoby. W naturze, tej prawdziwej, chory i słabszy nie ma racji i musi zginąć (jakże wysoko wznosi się człowiek, gdy ocala życie ślimakowi pełznącemu na ulicy).

Człowiek rozumny, o współczesnej anatomii, pojawił się na Ziemi prawdopodobnie ok. 200 tysięcy lat temu, może wcześniej. Malowidła z Lascaux, licznych innych grot i powierzchni skał liczą sobie po kilkadziesiąt tysięcy lat. Na znalezionych kościach wojownika rasy neandertalskiej (obecnie uznawanej za odrębny, wcześniejszy od nas gatunek człowieka) odkryto pyłki kwiatów. Stwierdzono, że były to barwne kwiaty. Może posypano go nimi przed pogrzebaniem, ale może to był, jak zauważył jedne z badaczy, mały, rzucony czyjąś ręką bukiecik. Człowiek to jedyna istota, która, wciąż żyjąc w pętach instynktu życia i instynktu śmierci, traktuje je właśnie jako pęta. I chce je zerwać. Z tego pragnienia zrodziły się malowidła w Lascaux, gotyckie katedry etc. Potrafimy kierować instynktem za pomocą rozumu i wykorzystywać go instrumentalnie w celu uzasadnionym moralnie. Tak więc potrafimy np. powstrzymać własną rękę, zanim zada śmiertelny cios, ale też i poświęcić za kogoś własne życie.

Dlaczego piszę o tym w tym tygodniu, kiedy świat obiegła wiadomość o pierwszym w historii sklonowaniu człowieka? Czy jako przyrodnik nie powinienem cieszyć się z tego, jak to określiła większość autorów doniesień prasowych i prasowo – internetowych, przełomowego wydarzenia w dziejach nauki?

Mój szampan nadal chłodzi się w lodówce może i z tak prozaicznego powodu, że nie wierzę że to jest pierwszy raz w historii. Jeszcze na studiach (były to głębokie lata dziewięćdziesiąte, mniej więcej około pierwszych urodzin Dolly), zaliczałem kurs genetyki zwierząt u naprawdę dobrych fachowców, i to na całkiem dobrej uczelni – bodajże pierwsze czy drugie miejsce w rankingu ogólnopolskim. I oni mówili że jest prawie pewne, że gdzieś tam człowiek został już sklonowany, tylko nikt oczywista się tym nie chwali. Teraz po prostu nadszedł ten moment.

Bo klonowanie nie jest czymś trudnym. Stosuje je sama natura, obdarzając nas bliźniętami jednojajowymi. U pewnych gatunków pancernika embrion we wczesnym stadium rozwoju wręcz „programowo” rozpada się na 4 – 12 embrionów, z których każdy daje później identycznego młodego osobnika. Czym innym jest jednak wprowadzenie jądra komórki z naskórka do cytoplazmy komórki jajowej. Jest to mianowicie powielenie osobnika już istniejącego, a raczej stworzenie go od nowa, nie tego samego, ale takiego samego.

Ludzie nie tylko nauczyli się tego, że można zapanować nad własnym instynktem, umiejętnie go wykorzystując do tworzenia rzeczy wzniosłych i pięknych. Nauczyli się czegoś jeszcze: sterowania innymi ludźmi według własnej woli poprzez posługiwanie się ich instynktami. Żyjąc w świecie kultury masowej jesteśmy też masowo sterowani, chcemy tego czy nie. Codziennie sztaby piarowców trudzą się nad tym, jakie kto ma zagrać melodie, abyśmy do nich z chęcią zatańczyli. Aborcja i eutanazja stały się częścią „żywotu człowieka poczciwego” XXI. wiecznego świata, jakimś końcowym wylotem machiny, którą opalają ludzkie popędy. Wygląda to wręcz tak, jakby cała ludzkość zaczęła przejawiać popęd życia i śmierci w spotęgowanej, wyolbrzymionej postaci. Tylko że ludzkość, jako całość jest bezrozumna. Panować nad sobą świadomie może tylko jednostka.

Pora wyjaśnić, dlaczego właściwie uważam, że klonowanie człowieka jest przejawem instynktu śmierci. Uważam, że po prostu dlatego, że jest klonowaniem, choć to z pozoru banalne. Około 2 miliardów lat temu w dziejach życia zaszła pewna zmiana. Nie dotyczyła wszystkich żyjących wtedy na Ziemi organizmów. Zmiana ta polegała na powstaniu skomplikowanych komórek, przeciętnie stokrotnie większych, niż istniejące wcześniej. Komórki te, zwane eukariotycznymi (jądrowymi) połączyły dwa istniejące dotąd niezależnie i nie mające ze sobą nic wspólnego procesy: rozmnażanie płciowe i prokreację, w nową jakość, którą określamy jako rozmnażanie płciowe. Nie wdając się w szczegóły, rozmnażanie z udziałem żyjących niezależnie i często daleko od siebie osobników różnych płci spowodowało tak gigantyczny wzrost różnorodności biologicznej na świecie, że w niedługim czasie mogły pojawić się duże i skomplikowane organizmy, grzyby, rośliny i zwierzęta. Ta gałąź życia, która zaczęła podtrzymywać mechanizmy generujące różnorodność (rozmnażała się płciowo) dała w efekcie przed dwustu tysiącami lat nas samych. Tamta pierwsza, która pozostała przy „pierwotnych nawykach” i nadal dzieli się przez klonowanie, to bakterie.

Nie twierdzę, że klonowanie człowieka może już teraz stać się zagrożeniem dla różnorodności biologicznej i w konsekwencji doprowadzić do zagłady ludzkości, bo takie twierdzenie byłoby szaleństwem. Uważam jedynie, że ktoś pod płaszczykiem „postępu nauki” próbuje zagrać na najciemniejszych z tkwiących w nas instynktów. Jest to chęć „pójścia na skróty” w przyrodzonym człowiekowi pragnieniu życia. Posunięta do zamiaru, aby stać się demiurgiem – stwórcą człowieka, którego cechy można w szczegółach zaplanować. Więcej - przywrócenia do życia kogoś, kto już nie żyje (motyw doktora Frankensteina albo raczej zombie) albo wkrótce nie będzie żył. Unieśmiertelnienia siebie. O reszcie przeciwwskazań etycznych proszę czytać pod hasłem „eugenika”. W skrócie, klon to człowiek widziany jako suma właściwości (które przecież ukształtować może w ciągu życia tylko jako wolna i rozwijająca się jednostka), nie osoba, ale tworzywo, surowiec.

Porywamy się na akt, który ze swej natury przeciwstawia się temu nurtowi zmian, który wyniósł nas tu, gdzie jesteśmy obecne: na jedyne jak dotąd miejsce przeznaczone w sejmie żywych stworzeń dla istot rozumnych. Dziś nadal dzięki rozmaitość genów, a dokładnie powstawaniu, rozpowszechnianiu się i łączeniu w różnych kombinacjach nowych form genów, zwanych allelami rodzą się osobniki o różnych talentach i niespodziewanych cechach. Dzięki tej klasie zjawisk w ogóle może być mowa o wysokiej inteligencji, bo jest ona cechą ilościową, zależną od bardzo wielu genów, których właściwości się sumują i dopełniają. Klonowanie, tak jak bomba atomowa, jest niebezpiecznym podarkiem od genialnej jednostki czy jednostek dla ludzkości, która jest nieobliczalna. Zabójczy atak klonów nie grozi nam ani dziś ani jutro, ale nie można wykluczyć go całkowicie. W latach 1918 – 19 zbierała na całym świecie śmiertelne żniwo zwyczajna grypa. Zachorowała na nią 1/3 ludzi żyjących na wszystkich kontynentach, z czego zmarło, wg różnych szacunków, między 50 a 100 milionów. Nieubłagana dżuma stała się w V wieku coup de grace starożytnego Rzymu, a w połowie XIV spowodowała ponownie zagładę 80 % ludności w wielu regionach Europy (był to koniec epoki tzw. „małego renesansu”, a początek czasu wojen religijnych i innych niepokojów). Dziś dysponujemy antybiotykami, ale też laseczkami wąglika i zmutowanym wirusem ptasiej grypy. Lista drobnoustrojów, których możemy użyć jako broni biologicznej, jest całkiem niemała, a niektóre z nich występują zwyczajnie u chorych w szpitalach. Niewielka mutacja? Proszę bardzo, cóż to jest, przecież umiemy nawet sklonować człowieka...

Proszę sobie wyobrazić epidemię, która spada na nas powiedzmy za sto lat i uśmierca znaczny odsetek populacji światowej. Pozostali przy życiu tworzą kilkunastoosobowe enklawy, wioski, które na długie setki lat nie będą wiedziały o swoim istnieniu (jak w filmie Jestem legendą). Tysiące lat żmudnego stawania na nogi. I do tego absolutny uniformizm genetyczny, bo nieco wcześniej klonowanie stało się „na topie”... i zaczęli stosować je wszyscy.

 

 

 

xenopus
O mnie xenopus

Wierny dociekaniom biologicznym od czasów liceum, poprzez studia i aktualną pracę. Biolog, podobnie chyba jak historyk i dziennikarz musi być po trosze detektywem. Jednak różnorodność zjawisk przyrodniczych jest tak wielka, że często nie pozostawia ona miejsca na żadną logikę, poza intuicją...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie