Komando śmierci, działające w latach 80. w strukturach bezpieki, mordowało ludzi niewygodnych dla komunistycznej władzy. "Newsweek" ujawnia szczegóły śledztwa IPN dotyczącego jednej z najpilniej strzeżonych tajemnic PRL.
(…) Nie mam żadnych dowodów na to, że zabójstwo mojej matki to sprawa polityczna - mówi dzisiaj senator Piesiewicz. Ale jest rozdygotany. Bo choć pewności nie ma, pewne skojarzenia wydają się oczywiste. Aniela Piesiewicz została skrępowana sznurem dokładnie tak, jak ks. Popiełuszko: pętla na szyi, pętla na nogach, obie połączone sznurkiem biegnącym wzdłuż pleców. Trudno mu mówić o tej tragedii. Matka była dla niego kimś naprawdę ważnym i wyjątkowym. Opowiada: jako jedna z pierwszych kobiet studiowała w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego, potem ukończyła historię. Całe życie poświęciła wychowaniu dwóch synów i działalności społecznej. - Wspaniała kobieta, niesamowita osobowość - charakteryzuje matkę senator Piesiewicz. Patrzy przed siebie i zaczyna: To był 22 lipca 1989 roku.
(…)
Krzysztof Piesiewicz nie myślał o święcie. Wieczorami przychodził do matki, żeby podać jej lekarstwa. Jednak tego dnia przejechał obok jej mieszkania przy ul. Długiej i nawet nie wstąpił. - Nie wiem dlaczego - mówi. Następnego przedpołudnia znalazł ją martwą. Z jej mieszkania - tak samo jak z domu Grabińskich - nie zginęło nic wartościowego. Tuż przy drzwiach wejściowych "ktoś" postawił ogromną maczetę. Gdyby, jak zwykle, odwiedził ją tamtego wieczora, pewnie też by zginął. Więc myśli sobie dzisiaj, że to matka w jakiś niewytłumaczalny sposób go ostrzegła, nie pozwoliła zatrzymać samochodu przed swoim domem. Uderza go także inna rzecz - Aniela Piesiewicz była 82-letnią, schorowaną kobietą. Aby ją zabić, wystarczyłoby silniej pchnąć. A mordercy zadali sobie trud wiązania skomplikowanych węzłów. Więc może chcieli dać mu znak. Albo związali matkę i czekali na niego. Także sprawę zabójstwa Anieli Piesiewicz umorzono po roku z powodu niewykrycia sprawcy. - Nie chcę, nigdy nie chciałem, żeby to było zabójstwo polityczne. Bo gdyby chodziło o zwykłe morderstwo, czułbym się pewniej - wyrzuca z siebie senator Piesiewicz. Tłumaczy, że boi się spraw, w których nie wiadomo, jaki będzie koniec. A w tej nic nie wiadomo. Kilka dni temu zadzwonił do niego prokurator z IPN-u, prosił o spotkanie. Spotka się, ale czy Instytut Pamięci Narodowej jest w stanie odpowiedzieć na pytanie: kto zabił i dlaczego? (…)
(”W służbie zbrodni”, Newsweek nr 17/05 str. 66)
http://edu.newsweek.pl/artykuly/artykul.asp?Artykul=211
Wszystko, co napisane wyżej, stanowi wyjątek z artykułu Newsweeka sprzed lat. Ode mnie pochodzi wytłuszczenie fragmentu: Nie chcę, nigdy nie chciałem, żeby to było zabójstwo polityczne. Bo gdyby chodziło o zwykłe morderstwo, czułbym się pewniej - wyrzuca z siebie senator Piesiewicz. Tłumaczy, że boi się spraw, w których nie wiadomo, jaki będzie koniec. A w tej nic nie wiadomo.
Nie wydaje mi się, żeby jakikolwiek komentarz do tego miał sens. Żadne sugestie nie dadzą się ani udowodnić, ani wykluczyć, a każda próba dyskusji zamieni się w dywagacje. Tak jak we wszystkich sprawach między „ludźmi honoru” i ich ofiarami.
Inne tematy w dziale Polityka