Jako najzupełniej zwyczajna kobieta, bez dostępu do informacji z pierwszej ręki, zwracam często uwagę na mało znaczące detale i pewnie dlatego bywa, że mój punkt widzenia różni się od tych dyskutowanych powszechnie.
Otóż rzucił mi się w tych dniach w oczy taki detal, że w mediach produkuje się ciągle p. Joasia, o niej trwa dyskusja, od niej media domagają się deklaracji, ona mniej lub bardziej umiejętnie radzi sobie z sytuacją. W przeciwieństwie do p. Eli, która stoi gdzieś w kulisach i zachowuje swój image tak nienaruszony, jak to w tej sytuacji jest możliwe.
Ciekawe, że nawet w pierwszych godzinach po eksplozji nagabywana przez dziennikarzy, ograniczyła się tylko do powtarzania, że czeka na Joasie, żeby ta mogła przestawić swoje stanowisko.
No i rzeczywiście, skrajnie zdenerwowana p. Joasia odczytała, potykając się, z kartki to stanowisko, podczas gdy uśmiechnięta i przynajmniej z wyglądu opanowana i wyluzowana p. Ela tyle że swoim krótkim wstępem "wypuściła" Joasię na front zdarzeń.
Pani Joasia od tego czasu chętnie i licznie udziela się mediom, ale co również rzuciło mi się w oczy, to że nie wychodzi poza kilka powtarzanych w kółko sformułowań. Tak jakby miała przygotowanych (czy podsuflowanych?) parę zdań i nie miała odwagi powiedzieć niczego poza nimi.
Nie wiem jak komu, ale mnie, zwyczajnemu widzowi, skojarzyło się to z rolą aktora i inspicjenta, albo nawet oficera prowadzącego i figuranta, którego można wykorzystać lub – jakby nie wyszło - "spalić".
No i tak sobie myślę, że może te służby naprawdę istnieją nie tylko w głowie "oszalałego prezesa". I może on jednak wie, co robi.
Na wszelki wypadek zastrzegam, że nie sugeruję, tylko patrzę i zastanawiam się.
Inne tematy w dziale Polityka