zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
1419
BLOG

Nie jestem adwokatem Putina

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Polityka Obserwuj notkę 22

 

 

Jeszcze raz jednak powrócę do tematu, bo nie mogę się uwolnić od wątpliwości, które mam prawie od początku, od chwili, kiedy minął pierwszy szok i poprzez odruchowe, genetyczne niemal skojarzenia zaczęło się przebijać trzeźwe myślenie. Tyle się już za mojego życia wydarzyło wbrew logice, tyle rzeczy stanęło na głowie, tyle razy białe okazywało się czarne i odwrotnie, że czemuż miałabym nie zacząć budować od dymu z komina. Kolejne autorytety pokazywały, gdzie piasek, gdzie skała, a waliło się równo i tak. Niech więc będzie od dymu, od mochera, od tego, co niemożliwe, i wbrew temu, co wydaje się oczywiste.

 

  1. Po pierwsze, to był zamach.
  2. Po drugie, autorem nie jest Putin.
  3. Po trzecie, dlaczego tak to wygląda.

 

Ad. 1

Bo był. Takie rzeczy się po prostu przypadkiem nie zdarzają.

 

Ad. 2

Kaczyńscy zawadzali, ale czy aby na pewno najbardziej Putinowi? I czy w ogóle Putinowi? Przecież można to widzieć i tak, że właśnie dla Putina byli wygodnym alibi w rozgrywkach z tak zwanym najogólniej Zachodem, Unią, Waszyngtonem i MFW. To oni mieli interes w obłaskawianiu Rosji, w możliwie najmiększym wchodzeniu w jej interesy tak ekonomiczne, jak geopolityczne. Taka przeszkoda w postaci nieprzewidywalnej, spersonifikowanej w obu Kaczyńskich Polsce mogła być mu wszak bardzo na rękę, jeśli oczywiście przyjąć, że ma on ambicje prowadzenia polityki samodzielnej, nie pod dyktando tego, co znów eufemistycznie i najwygodniej nazwać Zachodem. Ma takie ambicje? No chyba ma. W każdym razie wygląda tak, jakby miał.

Dlaczego miałby więc chcieć ich wyeliminować? Bo zorientował się, że naprawdę stanowią aż takie zagrożenie? Bo byli w stanie unicestwić jego polityczne plany zaprowadzenia porządku w „bliskiej zagranicy”? Bo bez ich zgody przepadłaby rura z gazem? No może, ale mówiąc szczerze wątpię.

 

No to może jednak bardziej zawadzał tym, którym to alibi dla Putina krzyżowało plany? Kryzys puka do kolejnych drzwi, ekonomia się wali, a tu jeszcze z Polską vel Kaczyńskimi co chwila trzeba się użerać, bo Traktat, bo budżet, bo Klaus też coraz bezczelniej sobie poczyna, a i w Gruzji niepotrzebne zgrzyty, chociaż już sprawy były dograne. A i ukraińskiemu kotletowi nie dadzą ostygnąć, jakby dało się zrobić i wszystko, i na raz, a nie spokojnie i po kolei. Jakby reszta świata miała czekać, bo te wszystkie śmieszne nowe demokracje myślą, że są najważniejsze. Nie wystarczy, żeby w końcu mieć dość? Na mój głupi rozum – wystarczy.

 

Że niby wszystko wskazuje na Putina? I Smoleńsk, i Katyń, i data, i rosyjska wieża, i rosyjski generał dający jej rozkazy prosto z Moskwy? No i ta zaaranżowana celebra trzy dni wcześniej? Takiej spektakularnej demonstracji nie robi się jednak bez powodu. Jaki więc mógł mieć Putin powód? Atawistyczną, KGB-owską, psychopatyczną potrzebę dania upustu płynącym z trzewi emocjom? Chciał wystraszyć Polskę? A może Zachód? Hm.

 

No to zacznijmy od dymu z komina. Może inicjatywa wspólnych obchodów Katyńskich wyszła zgoła nie od niego? Może wystąpił z nią nieoczekiwanie premier Polski? Niemożliwe? Dlaczego? Bo sam pewnie by na to nie wpadł? No więc, ktoś mu tę genialną myśl podsunął i Putin to kupił. Reszta już była prosta. Trzeba było tylko uruchomić kogo trzeba po polskiej właśnie stronie i poszło, jak po maśle. Zapewne trzeba było też uruchomić kogo trzeba i po rosyjskiej stronie, ale przecież i to nie jest zupełnie ze sfery political fiction.

 

Ad. 3

Jak ja, zwyczajna, prosta kobieta będąc na miejscu Putina, wyeliminowałabym Kaczyńskiego, gdyby naprawdę mi zawadzał? Pewnie umarłby po prostu w łóżku na rozległy zawał albo masywny wylew. Co bym zrobiła, gdybym chciała przy okazji pogrozić palcem innym? Jego samolot rozbiłby się nad Atlantykiem, dokładnie na środku. OK, miałabym w tym interes, żeby nie pogrozić palcem, ale pokazać kły i pazury. Mógłby się wtedy rozbić i w Smoleńsku, ale wtedy właśnie przyłożyłabym się do tego na tyle, żeby każda dowolna niezależna komisja mogła sobie tam działać jak chce, z moim tylko dyskretnym, acz skutecznym nadzorem.

 

Kiedy i dlaczego wzięłabym wszystko mocno w garść i nie wypuściła ani na moment i w żadnym szczególe, nie zważając na żadne pozory? Ano właśnie wtedy, gdybym w to zamieszana nie była i odczytała zdarzenie jako wymierzone we mnie. Wtedy właśnie musiałabym wiedzieć z największą dokładnością, kto, jak i po co to zorganizował i byłaby mi do tego potrzebna pełna, nieprzepuszczalna, totalna kontrola. Nie mogłoby być mowy o jakimkolwiek względzie dla jakichkolwiek powodów, żebym komukolwiek pozwoliła zbliżyć się choćby do miejsca i dowodów. Tylko to mogłoby mi zagwarantować poważne korzyści z całego zdarzenia, wiedza bowiem nie jest cenna, wiedza jest najcenniejsza.

Jakie byłyby moje korzyści? Miałabym w garści nie tylko bezpośrednio zaangażowanych w dzieło, ale może nawet zleceniodawców. Nikt nie odważyłby się nawet pisnąć przeciw moim metodom śledztwa, to oczywiste. (No i, rzeczywiście, nie pisnął!) Bezpośrednio umoczeni, choćby byli nawet na tyle głupi, że nie wiedzieli, co robią, nie mieliby żadnego, najmniejszego ruchu, i mogłabym od nich zażądać wszystkiego, ale to wszystkiego. Jest w tym logika? Mnie się zdaje, że jest.

 

Zaprowadzenie porządku w Warszawie wymagało usunięcia obydwu Kaczyńskich, i to było wszak przewidziane. PiS zostałby gładko przejęty przez przygotowaną wcześniej ekipę i zamieniony bez żadnego szumu w PiS Bis, normalną, przewidywalną, cywilizowaną i demokratyczną partię, która nie robi bałaganu i kłopotu ani wewnątrz, ani zewnątrz. No i to nie wyszło, niezupełnie. Robi się co może, żeby jakoś temu zaradzić, ale to oczywiście już nie to. I znowu, czy rzeczywiście akurat Putinowi na tym mogło zależeć najbardziej? To on musiał się układać o konstytucyjny prymat prawa unijnego przed polskim? Jemu mógł się pokrzyżować budżet albo termin podpisania jakiegoś kolejnego aneksu do Traktatu? Na jego terenie szerzyła się zaraza porozumienia się tych śmiesznych nowych demokracji? No nie. On najwyżej mógł na tym skorzystać w jego grze z prawdziwymi graczami. I dlatego on mi do tego nie pasuje. Wszystko, co potem zrobił, pasuje za to jak ulał, ale to nie. Nie widzę wystarczającego motywu.

 

***

 

Czy tak mogło być? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Po co więc o tym w ogóle mówić? Ano, po prostu mam ten zwyczaj oglądania wszystkiego z przeciwnej, drugiej strony. I w takiej ważnej, bardzo ważnej sprawie, nie wydaje mi się rozsądne z góry przyjąć, że zagrożenie na nas idzie tylko i tylko z jednej strony. Możemy łudzić się, że Teheran i Jałtę zorganizował sam Stalin, a Churchill z Wilsonem nadstawiali pierś i głowę za naszą sprawę, ale to nie zmieni rzeczywistości. Maria Teresa nawet płakała, jak podpisywała rozbiory. Taka była dobra. Co tu więcej mówić, grali Polską, jak im było wygodnie, i dalej grają. Nic poza tym. Najwyższy czas sobie to uświadomić i zacząć nareszcie liczyć na siebie. Przestać mówić o polactwie, umacniać własną tożsamość i własne poczucie godności, odważnie prezentować własny punkt widzenia, nie dać się zaszczuć lepszym demokratom i lepszym Europejczykom, o Rosji trzymać tak, jak na to zasługuje, ale też i nie demonizować jej bardziej, niż na to zasługuje, i podjąć grę, tak jak to robił świętej pamięci Prezydent Lech Kaczyński.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka