Xylomena Xylomena
166
BLOG

Komu zjadliwszy koronawirus?

Xylomena Xylomena Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Koronawirus, to specyficzny jad, o którym do tej pory uczono ludzi, że zakażają się nim przez kał, czyli dokładnie zjedzenie go (jakieś ubrudzone nim jedzenie), więc nikt nie instruował, żeby przejmować się kichaniem, czy kaszlem chorych z koronawirusem. Tym samym zagrożenie epidemiologiczne, przy technologiach odkażania wszystkiego i uzdatniania, trudno sobie wyobrazić bez rozpylenia takiej zakażonej kupy z powietrza na coś do bezpośredniego spożycia lub ubrudzenia zakażonymi fekaliami jakiejś bardzo powszechnie spożywanej żywności (a nawet ustawicznego, skoro ten najnowszy koronawirus ginie po czterech dniach bezrobocia). 
Powiedzmy, że jeszcze wchodzi w grę deszcz, skoro nawet plastik potrafi nim już spadać, ale wtedy to już umarł w butach i na nic te wszystkie kwarantanny i izolacje zakażonych. Jeśli w ogóle patrzeć na to w takich kategoriach...
Można inaczej, ponieważ "mutowanie wirusa" (wirusy same w sobie tego nie robią, dlatego podlegają identyfikacji) jako źródło zachorowań wydaje mi się, że już by pokazywało zupełnie inne liczby, bo np. w Polsce diagnozuje się koronawirusa u dużo ponad stu tysięcy ludzi rocznie.
A, co do istoty, wirus, to ustrojstwo nie tyle chorobotwórcze, co nośnik reprodukowania swojego specyficznego RNA lub DNA (w tym sensie nie ma mowy o jego mutacji), czyli swoisty dostawca zmian genetycznych w atakowanym ciele (porównywalne do operacji przeszczepu - nowy organ akceptuje organizm lub odrzuca nosiciela i wówczas następuje "chorowanie" - przepychanki, która strona wypchnie/ukatrupi którą). Swoiście stygmatyzuje - moi, nie moi; trują się mną, nie trują.
Zatem to nie jest tak, że wirusy „mutują” nieadekwatnie do mutujących ludzi, i dzieje się tu jakiś wyścig, skoro to one są przyczyną tych ludzkich mutacji. A jeszcze prościej - ludzie nie mutują kontra wirusom (fałszywe wyobrażenie przez pojęcie odporności na choroby), tylko w wyniku ich przyjmowania (na podobieństwo udanych przeszczepów z obcego białka/ciała). To raczej, kto wśród ludzi mutuje szybciej/ łatwiej od pozostałych (lub jest doskonałością?) narzuca tempo wyrównywania informacji komórkowej dla pozostałych na swoje podobieństwo. Nieprawdopodobne, bo ludzie nie tworzą wspólnego organizmu, a już na pewno z nikim doskonałym (nieśmiertelnym?)? Ale nauki mówiące, że właśnie tworzą, sprzyjają patrzeniu w takiej perspektywie, a nie sublimacyjnej i mnie interesuje takie rozważanie.
Wówczas można się tylko zastanawiać, czy biologiczna płaszczyzna jednoczenia się jest zantagonizowana z jakąś głębszą/duchową, czy – nie. Czyli, czy biologiczne jednoczenie się ludzi zbliża ich do Jezusa, czy Jego przeciwnika? Bowiem przeżywający jako zwycięzcy nad umierającymi, to nie jest konstrukcja nasuwająca skojarzenia z ofiarnością i sprawiedliwością ani trochę, chyba że jedno drugie jedynie ilustruje; jest odbiciem do studiowania/nauki i przez to zamyka lub otwiera ciało na wirusy. 
Aż co? Zostaną nieśmiertelni kontra umarli, albo jeden nieśmiertelny, który wszystkich położy trupem swą boskością? Przy takim prawie selekcji, to od razu pasowałoby się zacząć modlić, żeby nie zostać zwycięzcą w owej trumnie.
Smacznego koronawirusa (kto jest ciągle pewien, że zjadliwość mówi o jego żarłoczności, a nie na odwrót?)!

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości