Xylomena Xylomena
116
BLOG

Czy ludzie się "szczepią", bo są z różnej gliny?

Xylomena Xylomena Rozmaitości Obserwuj notkę 4


Gdy popatrzeć na człowieka, jak na konstrukcję z blokadami, to chciałoby się od razu wszystkie umieć otwierać lub zamykać. Tylko, czy to jest tak, że wszystkie one są w zakresie samoobsługowym?
Chociaż na pierwszy rzut oka, co niektóre wystarczy rozpoznać, żeby dać radę zdjąć z kół. Jak na przykład taką niemożność zaśnięcia, nakręcaną własnymi myślami, które nie chcą dopłynąć do żadnego brzegu, tylko zataczają kółka, a to z braku adresata, a to niemożności znalezienia rozwiązania, do którego się przystąpiło nie o tej porze, co potrzeba. Wystarczy zignorować słuchaniem lub czytaniem kogoś innego i po blokadzie.
Co innego, że w jakimś bilansie może się okazać, że były one ważniejsze od spania, ponieważ czas się liczył, i że to całe otwieranie się, czy odblokowywanie, to jest całkiem cudzy model szczęśliwości lub tak czy inaczej okupiony innym rodzajem straty.
Mam takie podejrzenia, gdy biorę za pewnik „chcieć, to móc”, a widzę, że nie mogę, to tego, to owego, więc w rewizji nadzwyczajnej tropię przyczynę niechcenia, a nie niemocy. I o dziwo ta praca śledcza bywa całkiem owocna. Przyłapane niechcenie, jako blokada założona po coś. Bo o coś tam mi chodzi, z czymś się nie mogę pogodzić. Tyle tylko, że tak odruchowo, iż nawet chwili namysłu temu nie poświęcam, żeby zwrócić uwagę, że to ja sama.
Jak z językiem angielskim. Czemu tak ciężko mi się zmuszać do nauki go i odruchowo uważam za nieznane nawet te słowa, zdania, które doskonale znam, jakbym nie chciała używać pamięci z nimi?
Wybrana przeze mnie motywacja do nauki nie dorównuje poczuciu sprawiedliwości. Czy mówiąc inaczej – ci, których mogłabym tym językiem pozyskać, nie są dla mnie ważniejsi od tych, których nim tracę/zostawiam.
Może, gdybym nigdy nie zetknęła się z pogardą wobec ludzi, którzy nie władają językiem angielskim nie czułabym się uczestnikiem takiego wartościowania, przechodzenia na swoistą stronę wroga – niesprawiedliwego sędziego. Ale skoro nie potrafię inaczej uniknąć fałszywej nobilitacji, to opuszczam dany rodzaj konkurencji/wyścigu. Bo jestem w niej przeciwko sobie, temu co chciałabym w świecie zmieniać na lepsze.
Dałam przykład stosunkowo zrozumiały. Podczas gdy ten rodzaj zostania złamanym we własnym poczuciu sprawiedliwości, może dotyczyć każdej nauki, każdego zestawu motywacji/argumentów do działania, że człowiek coś powinien zrobić tak, a nie inaczej, bo taki jest "obowiązek", tak wyjdzie na tym dobrze, a inaczej źle, zostanie „w tyle” i osobniczo nie ma prawa do oceny, bo istnieje na to społeczna, czy środowiskowa norma, do której powinien wyrównać.
Ciekawe, że ten rodzaj dysonansu poznawczego (dokładnie – że zajmuję się poznawaniem nie tego, co chcę, co uważam za ważne lub nie na tych warunkach, które jestem w stanie uznawać) potrafi powszednieć, traci na sile, jako godny oporu. I człowiek skłonny jest zostać sam sobie łamaczem swojego sumienia ze względów pragmatycznych. No bo w końcu, gdzie tu zbrodnia, gdy niczyjej krzywdy nie widać, a zyskuje się „przeżycie”.  
Jeszcze za młodu to potrafi czuć dotkliwie jako negację swojej osoby, wzroku, miar, które w sobie nosi. Czuje, że nie może być sobą i nawet załamuje pod tym ciężarem, a w nierozumieniu: „Czego ty chcesz, przecież możesz mieć wszystko?”, gdy mówią mu o możliwości brania, byle chcieć/„mieć ambicję”, albo zmuszają do werbalizacji celów w karierze, sposobach na zarobek, gdy „uczciwy”/sprawiedliwy nie istnieje, dostaje gwóźdź do trumny – szyderstwo. Szyderstwo, ponieważ nie może podziwiać tego, czego nie potrafi, np. owej nauki, którą zobaczył jako źródło pogardy do innych ludzi, czy dla fałszywego szacunku do siebie, jaki miałby z tego wynikać, a którego w sobie nie ma, a cóż dopiero mieć za „wszystko”.
Potem dochodzi siła kłamstwa, że mu się odmienia? Czy każdemu można wmówić wszystko wbrew niemu, albo sformatować, na dowolny sposób? W każdym razie człowiek ma i taką skłonność by przyjmować miary zewnętrzne wobec siebie, jako nadrzędne nad własnymi miarami. Może uznać, że nie jest sprawiedliwy, tylko leniwy, nie jest mądry, tylko ignorantem i kierując się takimi  kwitami, co o czym sądzić, może zacząć używać analogicznych batów na samego siebie. Czynić z nich poprzeczki, poziomy w grze, w której przecież „wszyscy normalni ludzie” uczestniczą, więc nie może być ona niczym złym.
Bo jak to – cały świat jest zły, chcesz go zanegować, zamiast wziąć w obronę? To – kim w tym wszystkim jesteś, żeby sądzić? A w praktyce – żeby mieć jakiekolwiek własne zdanie o czymkolwiek...
Tak, teraz już zaczynam rozmyślać o tych przeklętych „szczepieniach”, jak to działa, że w ogóle cieszą się one się tak wielkim posłuszeństwem bez pytań. Oparły albo na ludzkim zawierzeniu w świat, że jest dobry, albo na negacji siebie. Uznaniu, że ja nic nie wiem „w tej dziedzinie”.
I to pierwsze i to drugie można do jakichś granic rozumieć. Świat, który już coś dał, a jeszcze coś od niego chcę, nie jest do podejrzeń i negacji, tylko przeciwnie – trzeba się go mocniej chwycić na ten sposób, w jaki dotychczas z niego korzystałem/łam, z jakiego klucza ma mnie jeszcze wyróżnić, czy tylko zauważyć – dać wszystkie potrzebne dokumenty, świadectwa, że jestem jego elementem. A że ustawicznie zmienia reguły i warunki, zaciska pętlę, to nic podejrzanego? Nic, a nic, bo przecież to „postęp”. Owo coś, które ma zwalniać z rozumienia na rzecz posłuszeństwa, wstydzenia się buntu, posiadania zdania odrębnego, czucia siebie.
Dopiero kiedy cała „dziedzina” porzucana w poznawaniu, to własna natura, przestaje to wyglądać na pokorę wobec „nauki”, wobec ludzi, czy kogokolwiek. Bardziej wygląda na zwykłe sprzedawanie się, zatracanie w świecie. Nie rozumie się już nikogo i niczego.
Chyba, że ludzie od początku do końca jednej natury po prostu nie są?

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości