Xylomena Xylomena
90
BLOG

Nowego Roku nie zobaczysz

Xylomena Xylomena Rozmaitości Obserwuj notkę 3

To nie jest prawda wielkiego objawienia, że i ci, co dożyją Nowego Roku, go nie zobaczą, i ci co mają oczy - pomimo domalowywania mu strzelistych ogni, by na czymkolwiek wzrok zawiesić się dało - a jednak nikt dowodów na jego istnienie wymagał nie będzie, bo istnieją takie rzeczy niematerialne, których umieszczenie w wyobraźni sporów nie budzi.
Nie tyle z uwagi na ich porządkujący charakter, który się daje użyć do nauki powszechnej, bo jasne, że z ową powszechnością nigdy tak nie jest, żeby każdy umysł w ogóle chciał wchodzić na jakiekolwiek poziomy abstrakcji (mówiąc wprost – używać wyobraźni) i np. w literach zobaczyć słowa – przymierzyć do własnego rozumienia: „Mój to rozmiar, czy nie mój?” - ale przez zwykłą chciwość, która do rozliczenia jednego z drugim skłania i przeciwko abstrakcjom sprzyjającym namnażaniu majątku, rozliczaniu pracy/zasług, nic nie ma.
Aczkolwiek gdyby ludziom tak z dnia na dzień odjąć pojmowanie czasu, a mówiąc naukowo (do tych, co wyobraźni mają już w nadmiarze) - czas zatrzymać -  nie tyle w majątkach pierwsi staliby się ostatnimi, co właśnie w pojmowaniu/zasługach naukowych, bo ci prości nie doświadczyliby straty z nagłego ubycia abstrakcyjnych zagadek do rozwiązywania i całej płaszczyzny dzielenia swoimi przemyśleniami. A chociaż swoją prostotą niektórzy lubią się nawet zachwycać – jaki ja prosty człowiek jestem – mając na myśli niefrasobliwe sięganie po kieliszek i podniety z kontaktów cielesnych w miejsce śledzenia uczonych rozpraw, które wedle swojej miary za rozrywkę impotentów mają, to i nie ci na prostych w tych razach by wyszli. A tylko jeden...
Bo co to za pomysł, żeby było wielu, gdy do rozmnożenia się czasu użyli?
Strata czasu, jako poziomu abstrakcji w sposobie myślenia pojedynczego człowieka, chociaż poznawcza bezgranicznie lub odbierająca rozum (zależy, czy będąc u Boga, czy u ludzi), jest niepodzielna. A cofnięcie jego istnienia w ogóle, ujawnia alternatywę w postaci wieczności, która nigdy nie mogłaby dotyczyć więcej jak jednego/jedności, sprowadzić do więcej, niż jednego/jedności.  Wówczas ;) (nieadekwatne słowo), jak wielkiej trzeba by prostoty, żeby to znieść bez poczucia straty? Zawsze „jestem” bez zbierania kapitału doświadczeń i zasług, postępów w nauce. Żadnych obiektów miłości, związków, par i zdrad, żadnych pogaduszek, wykazywania się, bycia zauważanym jako odrębność/osobowość itd.
Nie takiej prawdy ludzie nie wytrzymują, znieść nie potrafią i przed błahszymi starają się chronić. Dlatego pod pewnymi względami, każdy tkwi w takiej, jakiej łaknie, zasłania jej ogląd tyle, by nie być unieszczęśliwionym. Dokładnie - pod względem konstrukcji. W adekwatnej do braku czasu można sobie wyobrazić wypalenie z tego co ludzkie, aż doszłoby się do pogodzenia z całą prawdą.
Czym w takim kontekście jest „otwieranie” oczu jednych przez drugich, dopóki czas istnieje? Przekonywanie do takiej prawdy, jaką do siebie się dobrało, ile samemu się zniosło, a tym bardziej, ile się nie zniosło/nie znosi. Bez wątpienia niczym pod względem zasług.
Kto używa słów w czasie i dzięki czasowi, nie jest w stanie mówić o prawdzie, a zatem ludzie nie mają tego, który by ich w tym względzie pouczał i ilekroć nie uznają żadnych autorytetów, chcąc rozumieć samodzielnie, to z dobrze działającej intuicji, że jeśli w duchu nie istnieje oświecenie (przeświadczenie, że szukanie prawdy jest ważniejsze od własnego interesu/postaci), to te płynące z zewnątrz na nic się nie przyda, do niczego nie da się tego dodać lub z czego odjąć, z niczym porównać.
Ostatnio moje dzieci pokazały sobie nawzajem dwa filmy o odpychającym stosunku ludzi do prawdy: „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” i „Marjorme Prime”. Rzadki temat, bo częściej się spotyka o zakłamywaniu rzeczywistości na sympatycznie; możecie obejrzeć.
W pierwszym, na przyjęciu grupy starych znajomych, składającej się z par widzialnych i niewidzialnych, sprowokowana jest zabawa w odsłonięte telefony komórkowe, polegająca na tym, że jeśli podczas trwania kolacji do kogoś napłynie wiadomość pisana, czy mówiona ma zostać upubliczniona przed całym towarzystwem – zero tajemnic, bo albo jesteśmy przyjaciółmi, albo nie. W miarę rozwoju sytuacji i pomimo sprytnego zamieniania telefonami, każdy okazuje się nosicielem jakiś sekretów, mniej lub bardziej wstydliwych, które na dodatek się krzyżują tak, że wszystkie więzi ostatecznie zmierzają do rozsypki – nie wytrzymują prawdy. Ale w filmie dochodzi do cudownej alternatywy, że zabawa miejsca nie miała i dalej wszyscy pokładają nadzieję w swoich związkach i kumplowaniu, a ty widzu sam zostajesz z prawdą o bohaterach i poczuj jaka to różnica, kiedy widzisz na wylot pogrywanie ludzi ze sobą byle nie doświadczyć odrzucenia i zachować wszystkie posiadania, układy. Coś w rodzaju – zobacz jak czuje się Bóg.
„Marjome Prime” jest prostszy i odnosi tylko do zakłamywania w sprawie zmniejszania poczucia straty po czyjejś śmieci, ale w dwóch wymiarach – uświadamianym i wypieranym. Tu ludzie świadomie korzystają z samouczącego się programu cyfrowego, który imituje zmarłą osobę i odtwarza jej postać holograficznie, a nieświadomie odrzucają/wymazują z pamięci te śmierci (istnienia ludzkie), których straty nie są w stanie znieść, za których śmierć czują się winni. Podobne w obydwu obrazach jest tylko to, że do żadnej przemiany nie dochodzą bohaterowie filmu i też istnieje coś w rodzaju alternatywnej rzeczywistości  do zderzenia z widzem, bo na koniec pokazane są już tylko interakcje hologramów ze sobą, gdy ludzie z danej rodziny wymarli. Sztuczna inteligencja dochodzi do idealnej zgody ze sobą nawzajem i z prawdą, bez obawy o ból utraty i z mądrością niemal świętobliwą na ludzki szczot – jak to dobrze było mieć kogokolwiek do kochania. Cudowna nauka do przyjęcia której nie został już nikt z żywych...  Demagogia?
Nie ma co narzekać, bo gdyby jakiś film miał być o całej prawdzie, to by nie mógł powstać, co i o moim pisaniu powinniście rozumieć.   

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości