niktt niktt
201
BLOG

Port Malia na Krecie

niktt niktt Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Ruiny pałacu są stąd nie bardziej odległe niż o 200 metrów.

Sam port przez tysiące lat wrósł w przybrzeżny krajobraz i zespolił się z nadmorską rzeczywistością

Z trudem można dostrzec, że nie jest on wytworem natury lecz dziełem człowieka. I to jakim!

Minojczycy ulepili swój port w znakomitej części po prostu z gliny!

Tylko podstawy falochronów i same nabrzeża zbudowane są z regularnie obciosanych, bazaltowych bloków. Ułożono je równo, jeden obok drugiego, w kilku poziomach.

Na to położono drugą warstwę. Nie wiadomo jakiej grubości, lecz na pewno wystarczająco solidną, aby przetrwała 4000 lat. To warstwa wypalonej i utwardzonej jak kamień, gliny. Przez tysiąclecia upodobniła się do skały.

Przechadzając się po tych rzekomych skałach, a w rzeczywistości po potężnych glinianych pozostałościach minojskiego portu zauważyłem otwory. Mają różną średnicę - od 20 do 30 cm.

Są okrągłe, nierównomiernie rozrzucone na całej powierzchni falochronu, w ilości idącej w setki.

Każdy otwór posiada wewnątrz cieniutką, kilkumilimetrową warstewkę z materiału jeszcze twardszego aniżeli tworzywo z jakiego wybudowano falochron.

Jakie miały przeznaczenie te otwory?

Początkowo myślałem, że są to miejsca, w których mocowano kolejne warstwy nabrzeża.

Gdzie wbijano drewniany pal, który drugą częścią pozostawał wbity w następną warstwę.

Ale w takim razie dlaczego w takim razie miały różne średnice?

Łatwiej jest przecież przyciosać pień do wielkości otworu wykonanego w skamieniałej glinie czy w betonowym bloku niż odwrotnie. Inaczej mówiąc, jest mało prawdopodobnym aby wielkość otworu w bloku dostosowywano do wielkości drewnianego pala.

Wszystkie są rozsypane nieregularnie, bez żadnego porządku.

W niektórych jednak miejscach ściśle określonych umiejscowiono je w równych od siebie odległościach. Te otwory są dla odmiany większe od pozostałych, zdecydowanie większe.

Łaziłem po tym cmentarzysku inżynieryjnej myśli sprzed tysięcy lat i zastanawiałem się.

Odpowiedź wydawała się prosta, w zasięgu ręki, prawie oczywista.

Tak oczywista jak oczywiste było istnienie otworów. Niemal namacalna.

Może to pozostałość po cedrowych palach, które stanowić mogły konstrukcję dla glinianego budulca? Minojczycy mogli je w jakiś tajemniczy sposób wypalać, tworząc skamielinę zdolną przetrwać tysiące lat. Wskazywałaby na to cieniutka, szczególnie twarda warstewka wewnątrz każdego otworu. Ale w jaki sposób można wypalić cedrowy pal zalany wcześniej gliną?

Cywilizacja minojska w ogóle opierała się na glinie i zaprawie murarskiej. Kamienia używano rzadko, wybiórczo i tylko na fundamenty. Wynikało to zapewne z faktu, że budowano tu wielopiętrowo, konstrukcję wyższych pięter opierając na stropach i kolumnach. Glina jest lżejsza od kamienia. Mieli więc Minojczycy doskonale wypracowaną technologię użycia gliny i zaprawy budowlanej. Nic nie pozbawiło twardości ich wyrobów, pomimo upływu tysięcy lat. Portowe konstrukcje wciąż tkwią na swoim miejscu.

Pomimo miliardów uderzeń morskich fal, pomimo tysięcy sztormów, działania na przemian gorąca i zimna, słońca i soli morskiej i diabli wiedzą jakich jeszcze destrukcyjnych czynników gliniana konstrukcja dotrwała do naszych czasów! Jest czytelna w swym zamyśle.

W jaki sposób Minojczycy zdobyli wiedzę o tak doskonałej technologii obróbki gliny?

A czy dzisiaj, gdybyśmy zapragnęli zbudować gliniany port zdolny przetrwać 4000 lat, to te nasze gigantyczne mózgi komputerowe, te niezliczone zastępy utytułowanych mądrali zdołałyby sprostać takiemu wyzwaniu? Nie sądzę!

Może swą wiedzę Minojczycy przynieśli z Mezopotamii?

Tam glina była podstawą cywilizacji.

Lecz gdzie leży Kreta, a gdzie Mezopotamia?


 

Pływam w przeźroczystej wodzie pomiędzy dwoma falochronami minojskiego portu.

W portowym kanale sprzed czterech tysięcy lat, pośród uwijających się kolorowych rybek.

To niezwykłe przeżycie. Wyłowiłem z dna niewielki kamień. Jestem przekonany, że stanowi fragment czegoś starożytnego, czegoś co miało kiedyś jakieś znaczenie. Ale jakie?

Ma dziurkę wkraczającą w jego materialne wnętrze, a na powierzchni ślady tajemniczych znaków.

Wokół pałacu w Mali - tego pogodnego, otoczonego górami pałacu, z tarasami schodzącymi wprost do morza i wokół nieodległego starożytnego portu istnieje jakaś mistyczna atmosfera.

To genius loci – duch tego miejsca.

Dopiero wtedy staje się to w pełni zrozumiałe gdy znajdziemy się w takim miejscu jak to.

Jest tu tak wiele śladów po ludziach sprzed tysięcy lat. Pozostawili materialne dowody swych myśli, ślady swojej estetyki, swych wierzeń, ślady odległego życia. Wciąż je dostrzegamy.

Widzimy port, widzimy olbrzymie głazy, jakieś otwory, których przeznaczenia nie znamy.

Widzimy jaki zarys miał ten port, jak obmyślono wpływanie doń, w jaki sposób mocowano statki, jak przewożono towary i gdzie je magazynowano. Wszystko to widzimy jak na dłoni. Możemy tego dotknąć, podnieść z ziemi, obejrzeć na miejscu lub w nieodległym muzeum. Oglądamy kolorystkę fresków, kształty naczyń, czyjeś sarkofagi, czyjeś wanny, czyjąś biżuterię, narzędzia, gliniane figurki.

Mieli Minojczycy pragnienia, coś ich bolało, coś radowało, czegoś oczekiwali.

Pomimo, że od 4000 lat ich nie ma, pomimo że przemienili się w wszędzie tu obecny pył, nagle dostrzegamy, że byli tacy sami jak i my. Może z jednym wyjątkiem – podobno nie znali wojen.

Musieli więc ulec!

Każda następna po nich cywilizacja była coraz bardziej wojownicza, coraz bardziej krwiożercza. Poczynając od miłujących pokój Minojczyków – poprzez walczących według jasnych zasad starożytnych Greków i Rzymian, poprzez nowożytnych Europejczyków wojujących już według zasad zupełnie dzikich, ale jednak wedle zasad, aż po nasze, barbarzyńskie czasy kiedy mordujemy się bez żadnych zasad. Zasady wyznacza technologia zabijania.

(15 września 2003 r Wyspa Kreta - Hotel Prince of Lillies – Karteros)


 


 

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości