Fot.domena publiczna
Fot.domena publiczna
Krzysztof Hoffmann Krzysztof Hoffmann
2519
BLOG

Crime Story albo polemika konstruktywna

Krzysztof Hoffmann Krzysztof Hoffmann Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Dociekliwszych odsyłam do załączonego artykułu. Pozwolę sobie go skomentować w kilku zdaniach.

Zgadzam się z Bartoszem Węglarczykiem tylko w jednej kwestii - bez względu na to czy prezydent Duda pojechałby do Izraela czy też zbojkotował ten wyjazd, gdzieś na świecie (albo i w Polsce) ktoś na pewno oznajmiłby, że to źle i znalazł na poparcie swojej tezy pięć tysięcy słusznych argumentów. Taka jest jednak rola mainstreamowych polityków - wielokrotnie wybierają między złym i bardzo złym. To JAK wybierają to temat na odrębną opowieść.

Osobiście uważam, że prezydent zrobił dobrze, że nie jedzie (bez sympatii ani antypatii - ktokolwiek by nie był prezydentem, powinien był tak postąpić). Na tym jednak nie powinno się zakończyć całe zamieszanie wokół hucpy jaką urządza car Władimir Władimirowicz wraz ze swoim bliższym oraz dalszym dworem. Bo obchody wyzwolenia Auschwitz w Izraelu to niestety nic innego jak umocowana geopolitycznie hucpa. Nihil novi, oczywiście, ale ma to sens mniej więcej taki jakby świętowanie którejś z rocznic bitwy pod Grunwaldem przenieść do Kłajpedy. Niby jakąś nić wiążącą gdzieś tam widać lecz jest taka cienka, że solidnie trzeba się wysilić by ją zauważyć.

Bardzo dobrze, że prezydent Polski zdecydował nie brać w tym udziału. Gdyby dopuszczono go do głosu, w kilka minut przeznaczonych na przemowę nic by nie zwojował choćby nie wiem jak przepięknie mówił. Nie przekonałby nieprzekonanych (a to właśnie oni spotykają się niedługo w Izraelu), raczej by nie wygrał z dialektyką leninowską-stalinowską, którą zwykł uprawiać Putin, zaś "życzliwe" media niewątpliwie zjadłyby go wraz z butami - gdyby rzucił coś za mocno, byłoby że słoń w tej przysłowiowej porcelanie, gdyby zaś za miękko, byłoby że faja, pajac czy wydmuszka. Z drugiej strony, gdyby zdecydował się pojechać pozbawiony prawa głosu, robiłby za tło, uzasadnienie tego co wyrzuci z siebie Putin. A wyrzuci coś na pewno. Nie śmiem twierdzić, że znam myśli cara Rosji ale jeśli prawidłowo odczytuję mechanizmy historyczne i powracające czasem "prawdy" (tak, to wszystko przecież było i to nieraz), przy okazji Forum w Izraelu usłyszymy znowu o ... Katyniu. Jako ktoś, kto mocno swego czasu eksplorował temat wiem, że wśród dwudziestu dwóch tysięcy ofiar, sporą grupą byli właśnie Żydzi. Zasymilowani albo nie lecz nadal Żydzi. Nie wiem w co gra Putin choć ostatnie jego wypowiedzi zdają się mieć jakiś cel i wzór a może nawet jakiś głębszy zamiar, nie wydaje mi się jednak by zmarnował szansę obudzenia zmor katyńskich, gdy nadarza się okazja. Czyli, mówiąc krótko, ekshumacji myśli Mierkułowa i jego uzbrojonego w saperkę i pędzelek ramienia w postaci akademika Burdenki. Tutaj też rocznica jest okrągła i wpisuje się w narrację o wysługujących się faszystom polskich panach, o ochronie Europy przed Hitlerem i niewdzięcznej, zapyziałej i zbrodniczej Polsce... Niemcy wszak kajają się za wszystko od siedemdziesięciu lat - dla spokoju rury pod Bałtykiem i za to też się pokajają. Jeśli dobrze sobie przypominam, było to już na początku Kwaśniewskiego (o Putinie nawet nie wspominam) gdy ustami bodaj Czernomyrdina przemówiła Wielka Rosja - tutaj w Polsce odebrano tamte słowa jako deklarację, że w Katyniu tak naprawdę te ofiary same i na własną prośbę się pomordowały. Ale Czernomyrdin ani nawet Jelcyn to nie Putin et consortes a dwudziesty pierwszy wiek to nie jest chwila po rozpadzie Związku Radzieckiego. To, że Putin właśnie teraz uruchomił taką a nie inną artylerię może świadczyć tylko o tym, że coś się szykuje. Podaruję sobie dywagacje co i po co, coś tam jednak chodzi mi po głowie. Usłyszymy zatem moim zdaniem jeszcze o Katyniu, o obozie w Auschwitz, o Berlinie, Prusach Wschodnich, może nawet o Obławie Augustowskiej i Wołyniu. Na to wszystko są gotowe rozwiązania, dawno znane w Moskwie i jedyną niewiadomą jest celowość aktualnej prowokacji. Bo w to, że to ordynarna prowokacja, chyba nikt nie wątpi. I dlatego właśnie twierdzę, że to bardzo dobrze, że prezydent Polski - kim by nie był - nie zamierza jej firmować swoją twarzą i urzędem. Miewaliśmy już w historii prowokacje i prowokowani rzucaliśmy się do gardeł - i nic z tego nigdy ciekawego nie wynikło.

Również pomysł aby wysłać tam Wałęsę jest, najdelikatniej mówiąc, nietrafiony. Czasy gdy Wałęsa miał do powiedzenia coś na forum międzynarodowym, zakończyły się ćwierć wieku temu. Może nawet wcześniej, może zaś w ogóle nie miał nigdy nic do powiedzenia w geopolityce. Był po prostu znaczkiem, czymś w rodzaju lubianego logo (jak mcdonald choćby czy jaguar) jednak szczerze wątpię aby jego zdanie (jeśli ktoś w ogóle je zrozumiał) miało jakiś wpływ na politykę międzynarodową, Wielką Grę i sprawczą siłę gabinetów możnych tego świata. Dalej może oczywiście służyć jako symbol ale tu się kończy rola Lecha - na realną politykę nie ma i nie będzie miał żadnego wpływu choćby nawet nago tańczył pogo przed Kongresem Stanów Zjednoczonych. Warto o tym wiedzieć, panie redaktorze.

Będę teraz adwokatem diabła. Od tygodni niesie się po Polsce larum, że prezydent, dyplomacja, ministerstwa takie i owakie władowały głowę w piasek i udają, że ich nie ma bo nie wiedzą co powiedzieć i jak się zachować. Może tak a może nie, zbyt mało danych żeby związać to w sensowny wzorek. Jeśli tak to szkoda oczywiście ale chciałbym wierzyć, że jest jednak w tym milczeniu jakieś drugie dno. Nie od dziś wiadomo bowiem, że milczenie w dyplomacji również bywa odpowiedzią w myśl zasady, że milczenie złotem, mowa jednak tylko srebrem. To jest tak, jak przysłowiowym wściekłym burkiem, uwiązanym na łańcuchu i zajadle szczekającym na przechodniów. Jeden spojrzy obojętnie, wzruszy ramionami i przepuści ujadanie mimo uszu po czym pójdzie dalej. Inny weźmie kamień, ciśnie w psa by wreszcie zamknął pysk a potem drugi, trzeci i kolejny. Mało jest prawdopodobne, że do burka dotrze tego typu przekaz, prędzej zerwie się z łańcucha i pokiereszuje adwersarza. 

Nie histeryzowałbym więc zbytnio nad dyplomatyczną ciszą, ona chyba jest kamieniem, który zamiast trafić w burka, został tam gdzie leżał. Zamiast tego wolałbym wypuścić w świat zdecydowany i dający do myślenia przekaz o obchodach wyzwolenia Auschwitz w Polsce, wspomniałbym też o rocznicy pierwszej wielkiej deportacji z Kresów Wschodnich - sowieckiej deportacji, gwoli ścisłości - jej rocznica, już osiemdziesiąta, tuż za rogiem. W czterech falach deportacji z lat 40 i 41 wyrzucono z domów i rzucono na Syberię, w stepy Kazachstanu a nierzadko też do łagrów niewiadomą do dnia dzisiejszego ilość ludzi - mówi się o nawet dwóch milionach ale ostatecznej liczby nigdy nikt nie poznał. Byli tam Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Niemcy, Czesi, katolicy, prawosławni, muzułmanie... Ilu pozostało na zesłaniu - w łagrach, grobach, pierdlach i posiołkach - również nie wiadomo, poza tym że Anders wyprowadził do Iranu (wtedy Persji) nieco ponad sto tysięcy. Co się stało z resztą (i nie chodzi mi o powojennych repatriantów) ? O tym car Wszechrosji się na pewno nie zająknie w swoim przemówieniu w Izraelu. Warto mieć to jednak na uwadze.

Zobacz galerię zdjęć:

Onet.pl - screen
Onet.pl - screen

Interesuje mnie Wschód. Od Mińska aż po Władywostok, od Lwowa po Jangi - Jul i Dżalalabad. Lubię być tam, gdzie niewygodnie, gdzie nic nie jest oczywiste i gdzie czasami da się jeszcze spotkać białą plamę ...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka