@KrzysztofHoffmann
@KrzysztofHoffmann
Krzysztof Hoffmann Krzysztof Hoffmann
585
BLOG

Wybieram las

Krzysztof Hoffmann Krzysztof Hoffmann Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Właśnie do mnie dotarło dlaczego tak bardzo uwiera mnie życie w społeczeństwie i dlaczego wolę las. Nie mam na myśli polskiego czy jakiegokolwiek społeczeństwa a zbiorowość w jej ogóle. Nie jestem jednak przeciwspołeczny. Jestem aspołeczny.

Życie w społeczności narzuca mniejsze albo większe kompromisy i ograniczenia, które jednak dla świętego spokoju da się tolerować (mówię jedynie o tolerancji, nie o akceptacji) i z którymi, mimo niesmaku, zwykle da się żyć. Chodzi mi o mniejsze albo większe normy, jakieś kody kulturowe czy obyczajowe - zwykle bardzo głupie lecz równie istotne (o ile masz jakieś życie wewnętrzne) co paw lokalnego żula Mietka, rozsmarowany na chodniku przed Żabką. Skrzywisz się i pójdziesz dalej. W taki sposób, omijając Mietków i kolejne pawie, da się w miarę suchą stopą przejść przez całe życie. Nawet jeśli wdepniesz i poniesiesz tego pawia jak swój krzyż przez miasto, poza wietrzejącym smrodem i absmakiem nic ci złego się nie stanie, wkrótce też nie będziesz go pamiętał.

Jednak w społeczeństwach trzeba być kompatybilnym i tak doskonale spójnym, że wybieram las. Nie jestem ani spójny ani też zdefiniowany tak dalece jednoznacznie że kompatybilny z tą czy inną układanką. W społeczeństwach człowiek nie ma prawa składać się z przeciwnych sobie, niekoniecznie spójnych elementów - tak, jak w modelowej korporacji musi się zunifikować i posiadać spójny, jednolity rys i wizerunek strategiczny, który jest zarazem jego bronią jak i budą, karabinem i zarazem celą. Nie da się w tej albo tamtej warstwie być zdeklarowanym liberałem, w innej szczerym patriotą, w jeszcze innej greckim albo rzymskim katolikiem (albo prawosławnym czy muzułmaninem) a w następnych po kolei socjaldemokratą, republikaninem albo nawet anarchistą. Każda z postaw i światopoglądów, niezależnie jaką głosi niezależność i otwartość, tak naprawdę jest jedynie hermetyczną bańką i nakładką, która wpuszcza swoich i filtruje obcych, czarodziejskim kapeluszem, który zakładamy byśmy tak naprawdę byli niewidzialni. Nasze przemyślenia i poglądy nas nie wyróżniają ani nie nobilitują - one mają za zadanie ukryć nas jedynie tak głęboko jak to tylko wykonalne i wystarczyć w razie czego na alibi. Nie, nikt tego nam nie zrobił, to robimy sobie sami i dajemy wzór następnym. Mylił się więc Orwell, Aldous Huxley i prorocy totalnego świata - to nie System, sterowany przez złowrogie, niebezpieczne siły zżera nocą swoje dzieci, nie ma dobrych "nas" i tych paskudnych i zbrodniczych Onych. Bo jesteśmy tylko my - produkty naszej własnej ignorancji i wygody i czasami jeszcze jakiś typ zbrodniczy, stokroć od nas bardziej pracowity, który wszystko to dostrzega i potrafi wykorzystać dla swych własnych celów. Ale to my sami, dobrowolnie, narzucamy sobie ramki, ramy i ograniczenia, zamykamy zamki, zapinamy kłódki i łańcuchy, czasem nawet smycze i kagańce, które docelowo okazują się być naszym własnym stryczkiem. A robimy tak z lenistwa i wygody (to pozorne), przede wszystkim jednak z bezmyślności i inercji. Może to wrodzone dla gatunku homo sapiens? Może to grzech pierworodny?

Nie ma bowiem w społecznościach miejsca na niespójność i myślenie zbudowane z kompozytów, masz być spolaryzowany i homogeniczny i dopiero wtedy jesteś użyteczny więc społeczny. Było tak gdy człowiek tłukł kamieniem o następny kamień aby stworzyć pierwszy garnek w opozycji do tych co woleli jeść surowe mięso. Gdy obrabiał trójpolówkę i budował piramidy, gdy zabierał się za nawracanie "dzikich" i prowadził szturm Bastylii, zrzucał z tronu cara i manifestował na ulicach za czymś albo przeciw czemuś. Prawdy zawsze się ścierały, każda z nic zaś była tą jedyną słuszną, najprawdziwszą, moją i najmojszą. Nikt z reguły ich nam nie narzucał ani nie narzuca - my je sami sobie narzucamy. Nie da się być zatem w spójnej społeczności gospodarczym liberałem ale wierzyć równocześnie w kościół katolicki, prawosławny albo jakikolwiek inny, wzruszać się za każdym razem kiedy śpiewa ktoś "Legiony" czy "Czerwone Maki" i odczuwać więź z bohaterami Września czy Powstania Warszawskiego ale jednocześnie nie czuć się wzburzonym ani urażonym przez małżeństwo albo nawet luźny związek dwóch facetów, nie nawracać opętanych przez demony wegetarian salcesonem lecz zarazem stawiać świeczkę pod ubecką celą śmierci na warszawskim Mokotowie ... Nie da się, po prostu nie da bo ogłoszą cię wariatem. Gdy natomiast nienawidzisz wojny z jej bezsensem i cierpienia nic nie winnych ludzi lecz nie jesteś równolegle pacyfistą i z radością (choćby i wbrew sobie) patrzysz kiedy dobry w słusznej sprawie leje złego, możesz zostać ogłoszony nawet dywersantem albo wichrzycielem. Gdy wypadniesz ze spójności i jednolitości, tej religii świata kolorowych ledów i plastiku z recyklingu, jeśli nie dasz się zarchiwizować ani jednoznacznie zdefiniować, wtedy nazwą cię zapewne symetrystą, wypluwając to niedawno narodzone słowo jak obelgę, jak szydercze INRI naszych czasów, przyklejając je na twoim czole więc na twoim krzyżu. W dalszym ciągu nie jest to najgorsze bowiem zawsze mogą nazwać cię schizofrenikiem lub wariatem, zamknąć w psychiatryku, możesz także trafić do więzienia albo wylądować pod kończącym wszystkie spory metrem piachu. 

Kiedy wejdziesz w las, gdy pójdziesz między drzewa, możesz cieszyć się wolnością i powietrzem, przede wszystkim jednak możesz cieszyć się kompletnym brakiem jakichkolwiek oczekiwań. Świerków nie obchodzi to, że je omijasz a topoli to, że wolisz dęby. Morwy i żołędzie nie ocenią twojej wiary ani zaangażowania, sosny zaś, wystając ponad wszystko inne, mają to co myślisz i uważasz na dowolny temat właśnie tam gdzie ty masz innych ludzi z ich sztucznymi porządkami, szufladami, szuflandiami i szuflami do zmiatania śmieci czyli ciebie i podobnych tobie. Idziesz więc zwolniony od spójności, możesz nawet iść bez celu. Słuchaj wtedy co ci mówią drzewa - dowiesz się wszystkiego, co ci jest potrzebne by w spokoju dalej funkcjonować tylko umiej słuchać.  

I po prostu idź.

Interesuje mnie Wschód. Od Mińska aż po Władywostok, od Lwowa po Jangi - Jul i Dżalalabad. Lubię być tam, gdzie niewygodnie, gdzie nic nie jest oczywiste i gdzie czasami da się jeszcze spotkać białą plamę ...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości