Trochę niegrzecznie potraktowałem w tytule księdza biskupa Tadeusza Pieronka, podając tylko jego nazwisko. Ale tylko trochę, bo sam mnie upoważnił, pisząc: „Niech się biskupi zajmą sprawami wiary i moralności”. Przekładając na polski – chyba nie uważa się już za biskupa, skoro zdanie to wypowiada w trakcie wywiadu dotyczącego pomników i partii politycznych, a jeśli już, to za lepszego od innych biskupów, bo do siebie tej rady nie stosuje. Niestety, o ile wiem, to jedyny ważniejszy od pozostałych rezyduje w Rzymie. Nie słyszałem też o kolejnej schizmie, polegającej na tym, że jest dwóch papieży.
Ale mniejsza o tytuły. Ja się zawsze czepiam, a najchętniej czepiam się tego, co kto powie lub napisze; niekiedy nawet tego, co zrobi. Przyczepię się zatem i teraz do słów następujących:
„Nie widzę powodu‚ aby w tym miejscu stał krzyż. Ani, tym bardziej‚ aby stał tam pomnik”.
Mam takie oto wiadomości:
Józef książę Poniatowski, którego pomnik stoi kilkadziesiąt metrów bliżej pałacu, także nie zginął na Krakowskim Przedmieściu. Było to absolutnie niemożliwe, ponieważ utopił się w rzece, a najbliższa rzeka znajduje się po przeciwnej stronie pałacu i to dość daleko. Co więcej, utopił się on za granicą obecnego państwa polskiego, a nawet za granicą państwa ówczesnego, czyli Księstwa Warszawskiego. Sam pomnik był przyczyną wielu sporów i właściwie do dzisiejszego dnia trzeba tłumaczyć, dlaczego XIX-wieczny wojskowy siedzi na koniu ubrany i upozowany jak jakiś Marek Aureliusz.
Druga wiadomość jest taka, że zakaz stawiania krzyży poza cmentarzami i kościołami został zniesiony ukazem cara Mikołaja II z 14 marca 1896 roku, a i przedtem władze mogły wyrazić zgodę na uczynienie wyjątku. Jest zatem powód, dla którego krzyż stać tam może.
Trzecia wiadomość jest najgorsza – większość pomników warszawskich stoi w miejscach, gdzie nie zginęli ludzie tymi pomnikami honorowani – zaczynając od najstarszego warszawskiego pomnika – kolumny Zygmunta. Król Zygmunt, trzymający poza szablą także przedmiot, który budzi niekłamaną niechęć księdza biskupa, czyli krzyż używany w walce politycznej, w ogóle nie zginął, tylko zmarł na udar mózgu. O Koperniku, Mickiewiczu i wielu innych, którzy nigdy na Krakowskim Przedmieściu nie byli, bo nie odwiedzili Warszawy, nawet nie będę wspominał.
Ale ja się czepiam, a przecież księdzu biskupowi mogło chodzić tylko o zadymienie biskupów.
Inne tematy w dziale Rozmaitości