Po emisji filmu Latkowskiego łzy leją celebryci. Wojewódzki i Szyc chlipiąc i wciągając łzawego gluta w nosie opowiadają, że po tym, jak ludzie obejrzeli "Nic się nie stało" - dostają pogróżki. Straszą sądami, wyzywają autora filmu od "płatnych zabójców" i obarczają tym, co jeszcze zdarzyć się może.
Cóż takiego strasznego pokazał Latkowski, co wprowadziło w stan rozpaczy znanych z tego, ze są znani? Nic!
Nie zostali oskarżeni o nic, co było mrocznym tematem filmu. Ich postaci zostały, zgodnie z rzeczywistością i faktami przedstawione tylko jako obrońcy lokalu, w którym dochodziło do aktów pedofilskich, co jest potwierdzone stosownymi zdjęciami. Nic więcej.
Dla symetrii, teraz inny obraz. "Dzieło" braci Sekielskich. Nawet dwa "dzieła". Należy przypomnieć o tym, że w żadnym z nich, nie podano jasnych i namacalnych dowodów na akty pedofilskie. Cała narracja oparta jest na zeznaniach świadków - "ofiar". Czyli słowo przeciw słowu.
Tu nadmienię jeszcze, że w skutek nagonki, jaką Sekielscy przeprowadzili na duchownych, zdrowie straciło wielu kapłanów, którzy zostali nazwani "pedofilami" i poturbowani przez "nieznanych sprawców". Dwóch księży, w skutek napaści straciło życie. Nie były to nawet osoby wymieniane w filmach Sekielskich.
Zatem symetryzm! Trzeba ponosić konsekwencje działań swojego środowiska, skoro z jego tezami się zgadzamy i traktujemy szczucie na ludzi, jako dobrą zabawę (Wojewódzki i jego dowcipy o księżach pedofilach...). Zamiast mazać się i lać łzy, jak lamentująca baba, lepiej oglądać się za siebie na ulicy, ćwiczyć biegania albo po prostu siedzieć w domu, co w epoce koronawirusa wyjdzie tylko na zdrowie.
Aha, wcale nie jest mi żal "celebrytów", nie potępiam aktów słownej przemocy wobec nich ani prób obarczenia ich czynami pedofilskimi. Zło czynione innym, najlepiej odczuwa się na własnej skórze, cwaniaczki.
