Przez Salon przewala się fala tekstów o Tybecie. Dość dużą grupę stanowią wpisy, których leitmotivem jest zdanie:
Dlaczego protestujecie przeciwko działaniom Chin w Tybecie, a siedzieliście cicho, gdy trzeba było protestować przeciw tragedii Darfuru (Czeczenii, Iraku, Afganistanu,...)
Co nas obchodzi Tybet? Co tak naprawdę wiemy o jego historii i aktualnej sytuacji? Dla ogromnej większości Polaków Tybet do daleki, słabo znany kraj. Ale nie zmienia to faktu, że niektórzy z nas umieją odnaleźć w sobie sympatię i współczucie dla ludzi, którzy przecież cierpią tak samo, jak my, gdy się ich bije, zabija dzieci, wtrąca do więzienia krewnych. I nie chodzi o to, że cierpią akurat Tybetańczycy. Ci sami ludzie, którzy protestują przeciw przemocy w Tybecie, protestowali też przeciwko przemocy w Darfurze, wojnie w Czeczenii, czy tragedii więźniów Laogai. Tylko ci, którzy próbują znaleźć usprawiedliwienie dla własnej znieczulicy, usiłują wszystkim wmówić, że jest inaczej.
Żaden człowiek nie jest w stanie naprawić całego zła, które się dzieje na świecie, ani nawet zaprotestować przeciwko wszystkim nieprawościom. Nie ma na to czasu. Dlatego są ludzie, którzy bardziej angażują się w problem Tybetu, a inni - bardziej w problem Czeczenii, czy Darfuru. Ale oni nie krytykują się nawzajem.
Najgłośniej przeciw protestom krzyczą ci, którzy widzą tylko koniec własnego nosa.
Nie lubię braku wychowania. Nawet gdy kogoś obrażam, to staram się to robić grzecznie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka