Pomimo generalnie pozytywnej oceny wszystkich kolejnych reform edukacji trzeba przyjąć, że jak dotychczas nie zakończyły się ona sukcesem. Oczywiście nie podlega dyskusji to, że kolejne reformy są konieczne i prowadzą raczej w dobrym niż w złym kierunku.
Jednym z założeniem reformy edukacji z 1999 roku było wprowadzenie niezależnego mechanizmu oceny skutków nauczania, wyeliminowanie przypadkowości i uznaniowości w ocenianiu. Stąd zmieniony program egzaminu maturalnego, testy gimnazjalne i po szkole podstawowej. Ich efekty miały być publicznie znane, a stąd zarówno nauczyciele, uczniowie i władze oświatowe miały czerpać wiedzę na temat poziomu kształcenia w poszczególnych szkołach.
Ale obecnie wyniki wszystkich tych testów są utajnione… Daremnie szukać na stronie Komisji Egzaminacyjnej wyników testów – na dowolnym poziomie od szkoły podstawowej po maturę. Owszem – otrzymujemy wyniki średnie i statystyczne, ale – uwaga – jedynie do roku 2007. W kolejnych latach informacja jest coraz uboższa, a zamiast niej pojawia się komunikat, że „projekt został zawieszony”!
Obecnie jedynie uczniowie podlegają publicznej ocenie. Nauczycieli i szkół to nie dotyczy. Skazuje to uczniów i ich rodziców decydujących się o na wybór szkoły na pogłosi i gołosłowne opinie, które nie zawsze nie mają oparcie w faktach.
Chodzi jednak o coś znacznie większego
Reformy edukacji kończyły się dotychczas niepowodzeniem. Stwierdza to nawet oficjalna broszura broszura MEN opisująca obecne zamierzenia reformatorskie. Nie ma powodów sądzić, aby teraz miało być inaczej – system zaabsorbuje nowe pomysły, ale nadal nie przyniesie spodziewanych efektów.
Przede wszystkim bowiem, pomimo wylania morza atramentu, nie ma publicznie dostępnych narzędzi oceny skutków reform, a jeśli są – takie jak wyniki egzaminów – podlegają utajnieniu. Jest jak u Szekspira: „przedsięwzięcia o wielkim znaczeniu i wadze zmieniają bieg swój i tracą znamiona czynu”.
Reformy edukacji kończyły się i będą się kończyły niepowodzeniem tak długo, jak ich przeprowadzenie będzie powierzane rozrastającej się biurokracji, armii skądinąd dobrze przygotowanych urzędników, a nie inicjatywie publicznej, dopóki szkoły i nauczciele nie będą ponosić publicznej odpowiedzialności za wyniki swojej działalności i dopóki głos tych, o których tu chodzi – nie będzie wyraźnie słyszalny.
Szkoła jest obecnie jak narzędzie łamania kołem, realizując niemożliwe do zrealizowania programy, nasycając umysły młodych ludzi niemożliwą do przyswojenia z pożytkiem papką nazywaną na wyrost wiedzą – a strawną jedynie dla umysłów fotograficznych. Bełkotliwe podręczniki przeładowane niepotrzebnymi i nudnymi informacjami, rozdęte programy nauczania i brak czasu na kształcenie umiejętności i umysłów, rozdęte egzaminy, których sprawdzaniem zajmuje się armia nauczycieli całymi miesiącami odciągniętych w tym celu od nauczania. Przemysł korepetycji i pokątnego douczania za pieniądze tego wszystkiego, czego nie sposób nauczyć w szkole – bo jak wyłożyć niemal akademicki program chociażby biologii w ciągu kilku dosłownie godzin tygodniowo w rok lub dwa?
Takie są realia szkolnej codzienności – wzbogacone tylko jeszcze dodatkowo administracyjną mitręgą sprawozdań, rad pedagogicznych, abstrakcyjnych i rzadko realizowanych szkolnych programów oceniania ściągniętych z różnorodnych szablonów. A programy trzeba „przerobić”, czytaj przemielić pod groźbą negatywnej oceny jednej z licznych komisji i wizytatorów, srożących się w przypadku, gdy wykryją jakiekolwiek nieprawidłowości. System oówiaty jest samo się reprodukującym biurokratycznym momstrum, które utrzymuje się za pieniądze publiczne i prywatne. Gdyby te wszystkie środki, które wydajemy obecnie na nauczanie i douczanie, legalnie i pokątnie wypłacając je nauczycielom i administracji oświatowej - wykorzystać jedynie na uczenie młodzieży, okazałoby się, że i nauczyciele zarabiają godziwie, i uczniowie zdobywają wiedzę i uczą się ją zdobywać bez niepotrzebnej mitręgi i przerostu formy nad treścią.
Są to sprawy wbrew pozorom ważne dla przyszłości naszego kraju, ponieważ od innowacyjności dzisiejszych uczniów szkół zależy przyszłość i rozwój Polski, a także szczęście i radość jej obywateli. Tymczasem szkoły powielają biurokratów – uczą biurokratycznego, schematycznego myślenia, zachęcają do aktywności odtwórczej, zniechęcają do twórczych poszukiwań, eksperymentów, odkrywania nowych horyzontów.
Dawno temu, czyli do listopada 2008 byłem radnym w Ząbkach, z czego musiałem się spowiadać na tym forum :). Ale zrezygnowałem. Okazało się, że nie dla mnie 8-godzinne posiedzenia rady i 4-godzinne komisji. Mój kalendarz tego nie wytrzymał i musiałem złożyć mandat żeby nie złożyć się w grobie. Ale pomimo że jestem w wieku wymagającym, wg. Michała Boniego aktywizacji zawodowej, nie czuję się niekatywny i przynajmniej odciążam wszystkie programy od konieczności zajmowania się moją osobą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie