Pracować trzeba, każdy o tym wie. Bez pracy nie ma nic. Jedni mają szczęście i dobrą posadę od 7 do 15, a inni tacy jak ja użerają się z własną działalnością. Z drugie strony nie powiem, zawsze chciałem być sam dla siebie szefem. Nie nadaję się raczej do usługiwania i wykonywania czyjś poleceń. Początki we własnej firmie nie są łatwe, trzeba pozyskać klientów, którzy pozwolą zarobić mi na chleb.
Pierwszy rok działalności strasznie mnie wyczerpał. Intensywna praca po 15 godzin na dobę dała się mi we znaki. Im człowiek starszy, tym mniej ma energii. Pracujemy po to, aby kupić najpierw mieszkanie, potem nowy samochód i na wiele innych rzeczy. A apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Żona ciągle mi powtarzała, abym trochę zastopował. Jednak prowadząc własną działalność, ciężko po 8 godzinach pracy pójść do domu. Funkcjonując w taki sposób po kilku latach musiałbym pakować walizki.
Moja żona czasami tego nie rozumiała. Narzekała, że ciągle nie ma mnie w domu, że wszystko jest na jej głowie.
Postanowiłem jakoś jej to wynagrodzić i zabrałem ją na kilkudniowy urlop.
Chciałem, aby było to jakieś ciekawe, nowe miejsce. Szukałem trochę w Internecie i natrafiłem na stronkę o przeprawach promem w różne części świata.
Zainteresowała mnie jedna wycieczka, a mianowicie wyprawa do Dunkierki – francuskie miasto położone nad Morzem Północnym. Uznałem, że warto tam pojechać i zarezerwowałem dla nas bilety na
prom do
Dunkierki oraz pokój w hotelu.
Promy do Dunkierki kursowały dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Wybrałem rejs nocny. Mimo tego, że nie był to dwu tygodniowy wyjazd do Egiptu czy na Majorkę, żona bardzo się ucieszyła na moją niespodziankę.
Muszę przyznać, że ten tydzień przerwy od pracy dobrze mi zrobił. Żona także odpoczęła od szarej codzienności. Spacery, wycieczki rowerowe i leżenie na plaży, tego właśnie potrzebowaliśmy.
Obiecałem żonie kolejny wyjazd na jesień, Może trochę dłuższy i bardziej egzotyczny.
Inne tematy w dziale Rozmaitości