Zbyszek Zbyszek
126
BLOG

1 dzień lata - notka relaksacyjno fotograficzna

Zbyszek Zbyszek Pogoda Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Jerzyki są szalone. Pędzą z naddźwiękową prędkością w stronę ściany bloku, potem gwałtownie zakręcają i lecą ze swoim świdrującym krzykiem metr od wystających balkonów. I już ich nie ma. I znowu, sprawa się powtarza. Potem sobie szybują, wysoko, wyżej niż inne ptaki. Podobno jerzyki nigdy nie lądują. Nie wierzę w to. Jak to - nie lądują. Muszą lądować, zakładać gniazda, budować domy, tworzyć cywilizacje, choćby takie maleńkie, dwu-ptaszne. Ale ponoć to wyjątek, a na co dzień nie lądują, tylko jedzą, piją, śpiewają - to akurat nic dziwnego i co tam jeszcze robią, to nawet nie chcę myśleć - w locie.

Więc lato. Ciepło. Dla mnie lato, to był zawsze 1 czerwca. Wiem, że to niezgodnie. Chyba nieprawidłowo. W - tu gryzę się w język - mam prawidłowość. Jakoś tak właśnie 1 czerwca - to lato. Wczasy z rodzicami, potem kolonie, potem obozy, potem wyjazdy we dwoje, potem z dziećmi... czas leci.

Więc ostatnio nie koszą u nas traw. Porosły one wysoko. Kołyszą się, dumne takie jakieś. Zrobiły się prawie mojego wzrostu, rzecz jasna nie wszystkie. W ogóle te trawy, jak teraz dopiero się im przyglądam, to całkiem jak zboża. Te różnorodne kształty kłosów. Jedne jak żyto czy pszenica. Inne jak proso, jęczmień, owies. Naprawdę, naprawdę te różnice. Tyle, że przynajmniej teraz, kompletnie zielone. W ogóle, Polska, zawsze kojarzy mi się z najpiękniejszą zielenią na świecie. Nigdzie nie jest ona taka soczysta, intensywna, wielobarwna. Miejscami łodygi są aż chłodne od zielonego pigmentu, gdzie indziej, świecą żółtozielonym światłem słońca, które przez nie przeziera. Tylko patrzeć. Ale... po co właściwie, patrzeć?

I to już trzeci dzień jak widzę ważki. Pojawiają się jak ciepło. Pierwsza jaką spotkałem, taka motylowata, niebieska bardzo. Macha tymi swoimi sporymi skrzydłami, porusza się niezdarnie. Potem więcej tych niebieskich, w odcieniach od turkusu aż po granatową czerń. Na ścieżce spotkałem zaskrońca. Licho wie skąd się wziął, tak wcześnie. Wypełzł i wił się. Nie lubię węży. Nie wiem czy chciał mnie kąsnąć, ale chyba nie. Padłby jakby próbował mnie zjeść, a głupi chyba nie jest, jak przetrwał zimę.

Ważki żyją tylko jedno lato. Rodzą się w ciepłym słońcu. Potem tam urzędują, najczęściej tam, gdzie woda jakaś. Pracowicie polują, bo to drapieżniki. Nie wiem tylko po co im te trochę szalone kolory. Bo wszystko musi być po coś - tak sobie mówię. Kwiaty mają kolory, żeby przyciągać owady. Żeby się zapylić, rozwijać. Ale ważki? Bo co im te barwy? Dla zabawy?

Więc w październiku kończą swoje życie. Nawet ich kolorystyka robi się lekko przyblakła. One same bardziej wątłe, już nie takie groźne i pewne siebie. Przełom października i listopada to ich koniec. Ale nie do końca. Bo składają jakieś jajka. Potem w wodzie wykluwają się larwy i tam gdzieś żyją, by następnego lata dać początek nowym, ważkom.

Jeszcze sarnę widziałem dzisiaj. Cudo wybiegło na ścieżkę w lesie. Popatrzyło na mnie. Już się rozochociłem, że teraz to się  zaprzyjaźnimy, że mi opowie co i jak tam u niej. Że może się umówimy na następne spotkanie, ale lipa. Durne te sarny. Zrobiła hop, hop... i tyle jej było. A może nie durne tylko mądre? Bo ludzie.... może poznała ludzi? A może czasem lepiej ich nie poznawać, bo to nie zawsze fajna jest nauka?

Więc zaczyna się kolejna fala na tafli życia i czasu. Lato się nazywa. Rzeczy, owady, powstają, potem giną z następnymi falami. W środku tego my, ja. Odrzucam narzucające się pytanie - jaki jest sens tego wszystkiego? Tego całego falowania życia i natury. Jaki jest sens bycia tu nas, mnie? Po cholerę przyglądam się tym jerzykom? Dla zabawy? Czy nie ma ważniejszych spraw? Bardziej palących?

W dupie mam palące sprawy - pojawia się we mnie myśl, którą natychmiast kwestionuję ze względu na niedopuszczalność wulgaryzmów. Trzeba przecież... - zaczynam sobie tłumaczyć, ale nie kończę. Za dużo razy słyszałem, co trzeba przecież. Mam to w nosie. Co z pewnością stawia mnie. Twarzą w twarz z latem. I tak sobie na koniec myślę, że jakoś jest lepiej bez wszystkich, z tym ich "trzeba". Wszystko jest. Każdy z nas też jest. Bo powinien być. Tu i teraz. Jakieś zadanie musi być w tym byciu. Nie do zgadywania i nazywania, nie do narzucania i formułowania, ale po prostu do bycia. Całkiem nieopisywalnego. Przez to osieroconego w wariackim świecie starającym się zwariować wszystkich dookoła. No ale... teraz już czas do obowiązków. I jeszcze parę zdjęć:


image


image


image


image


image


image


image


image


image


image

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości