Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc
381
BLOG

Cudowny system separacji - na śmierć i życie

Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc Rozmaitości Obserwuj notkę 23

Napisałem jakiś czas temu (tutaj) notkę o działaniu ratowników medycznych, których praca jest w sposób okrutny - w pełni tego słowa znaczeniu - marnotrawiona przez bezduszne procedury rządzące służbą zdrowia. To ponure „zjawisko” nie daje mi spokoju od miesięcy, co i raz odświeżam sobie ten temat za sprawą kolejnych świadectw i relacji znajdowanych w Sieci, zasłyszanych, przekazanych przez znajomych - jest tego bez liku. Ten zalew świadczy niechybnie o dewastacji jakiej dokonano w służbie zdrowia za sprawą sławetnych procedur wdrożonych w obliczu „strasznego zagrożenia”.

Ów system ma za sobą oczywiście bezlik bardziej lub mniej teoretycznych analiz, morze wypowiedzianych górnolotnie słów i jeszcze więcej opowieści o trosce, bezpieczeństwie, odpowiedzialności – i ocean strachu pompowanego dzień w dzień kanałami medialnymi.

Ogląd bliższy systemu ujawnia obraz dający się streścić w sposób znacznie prostszy i wskazujący na istotę jego działania. Tak w prostych, żołnierskich słowach można to w zarysie sprowadzić do takiej oto refleksji: cała służba zdrowia i realizowane w niej procedury są po prostu takie, jakby pozytywny wynik testu (PCR) oznaczał prawie niechybną śmierć. Po pierwsze dla pozytywnie wytestowanego i, po drugie, dla wszystkich, którzy znajdą się w jego otoczeniu.
Grubo przesadzam? Skąd biorę taki skrót myślowy? Ano wnioskuję tak z faktu, że umierający ludzie nie są wpuszczani do szpitali, gdzie ratunek dla nich jest na wyciągnięcie ręki - chyba możliwy wniosek jest jeden: tylko strach przed jeszcze większym niebezpieczeństwem może skłonić medyków do pozostawienia na śmierć pacjenta czekającego pod ich drzwiami. Da się pomyśleć inne wytłumaczenie?

Pamiętajmy: w przypadku ratownictwa medycznego generalnie mówimy o ludziach stojących w obliczu śmierci, ludziach cierpiących, potrzebujących ratunku tu i teraz. I wobec czego stają? Wobec testu PCR! Ten to niewiarygodnie pewny i nieomylny „sędzia” wyrokuje o ich życiu lub śmierci!
O czym my w ogóle mówimy? W jakiej skali analizujemy sprawę? Do jakiej degrengolady doszło, do jakiego zwyrodnienia sprowadzono działania medyczne skoro dosłownie na oczach personelu medycznego ludzie umierają a tenże personel czeka sobie na wynik testu! Testu na co – na trąd, dżumę? Pogięło was wszystkich, twórcy i obrońcy procedur?! „Służba zdrowia”, czyli ludzie, lekarze, pielęgniarki, personel pomocniczy tak się boi wirusa, w miażdżącej większości powodującego żadną lub łagodną chorobę, że spokojnie trzymają po kilkanaście godzin umierających ludzi pod drzwiami swych medycznych fortec? Cała ta infrastruktura okazuje się służyć do zrobienia testu PCR bez względu na morze nieszczęścia i cierpienia rozlewające się wokół niej?

A przecież uzyskanie pozytywnego wyniku testu nie tyko nie oznacza, że jego „posiadacz” jest chory, ale też, że kogokolwiek zaraża. Jeszcze bardziej nie oznacza, że sprowadza jakieś straszliwe niebezpieczeństwo na osoby z nim się kontaktujące, zwłaszcza, że w szpitalu są zamaskowane, w rękawicach, albo w ogóle ubrane jak na wojnie biologicznej. Takie to mamy procedury nie sprawdzające niczego innego jak tylko wynik owego, tak licznymi wątpliwościami otoczonego testu. I po ty by go na pacjencie wykonać stawia się go w obliczu śmierci?! To ma być metoda wykoncypowana w ministerialnych gmachach przez zastępy ekspertów? Na wszelki wypadek zostawiamy pod drzwiami szpitala człowieka na granicy śmierci bo być może wyjdzie mu pozytywny test?

Dla zilustrowania pewnego stanu umysłu, sposobu myślenia który doprowadził do tego morderczego skandalu pozwolę sobie na cytat z komentarza do mojej relacji bezpośredniej:

StefanWBo takie są procedury! A jakie mają być? Sugeruje Pan zniesienie separacji pacjentów pozytywnych od negatywnych? Jeśli tak, to napisz Pan to wprost.Jeśli epidemię uznajemy za zagrożenie, to dopóki system się zupełnie nie załamie utrzymanie separacji jest konieczne. A to, że większość SORów w Polsce nie nadaje się do separacji epidemicznej (bo nie ma izolatek), to właśnie tam muszą się pojawić pierwsze sygnały ostrzegawcze załamania. A jak już do pełnego załamania dojdzie i separacja w naturalny sposób zaniknie, to się okaże czy koronasceptycy mieli rację.

Ot, kwintesencja stawiania na głowie spraw życia i śmierci. Zabawa w spekulacje w obliczu dramatu dziejącego się na naszych oczach i, w sporej mierze, za naszym przyzwoleniem. Bo to, że zastraszeni i bezrefleksyjni, dajemy się w takie spekulacje wpuszczać jest właśnie bezdusznym wzruszaniem ramionami i obojętnością w obliczu prawdziwego, realnego dramatu ludzi potraktowanych jak doświadczalne szczury. A StefanW pyta mnie, czy nie należy separować pozytywnych od negatywnych, co proponuję w zamian i, że trza czekać na załamanie systemu by zbadać czy „eksperyment” się udał.

Realizuje się barbarzyńskie procedury, pozwala się umierać ludziom, „a jak już do pełnego załamania dojdzie ..., to się okaże czy koronasceptycy mieli rację”? Co to za bełkot? Czyli spokojnie mamy odfajkowywać sobie umierających ludzi, tu i teraz realnie zabijanych przez zaniechanie, bo trwa eksperyment separacji i badanie wytrzymałości służby zdrowia na załamanie?  Szanowny panie StefanieW: to idiotyzm. To zbrodnia. Niby na czym polegać będzie po owym niechybnym załamaniu to, że koronasceptycy nie mieli racji: zaczną się masowe zgony? Niby te aktualne, tfu, procedury powstrzymują teraz ową grożącą nam falę śmierci? – to kolejny idiotyzm. A, odbijając pytanie: co jeśli koronasceptycy mieli jednak rację? Co z tymi pozabijanymi w ramach realizowania separacji? „Służba zdrowia” powie im przepraszam?

Nie mogę wytrzymać tego pieprzenia. A tak przy okazji: to czy koronasceptycy mają rację pokazuje niechybnie Szwecja. Szwecja głupcze! Szwecja i Białoruś nie eksperymentowała na milionach swych obywateli, sprawdzając ilu z nich umrze pod bramami szpitali. Jak na wyspie pośród oceanu tchórzostwa i histerii, zachowali Szwedzi zimną krew i zrozumieli, że nie mają innej broni, niż zdanie się na zdrowy rozsądek i niepoddanie się tchórzostwu, czy presji mediów (popełniłem o tym notki tu i tu).

Odrazą napawa mnie biurokratyczny system zabijający tysiące ludzi głupotą swych procedur. Realnie zabijający na naszych oczach, a nie hipotetycznie na wykresach i analizach jakichś „ekspertów” i statystyków. Trwa sobie oto w najlepsze debata o wyższości Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem a karykatura systemu opieki zdrowotnej przybiera coraz bardziej odrażający wygląd. Wykresy, wypłaszczanie, koncepty separacji i co tam chcecie. Od ośmiu miesięcy. Nie widzicie tego wielkiego neonu ukazującego prawdę o działaniu rozdętej biurokracji, tych wszystkich ministrów, szefów, fachowców? Nie zauważacie, że im bardziej zawzięcie rozkręca się „walka z pandemią” tym gorsze są jej efekty? Dokładnie jak w socjalizmie walczącym z problemami, które sam generuje. Dokładnie tak samo. I tak jak socjalizm na końcu swojej walki pozostawia ruiny, tak niszczyć i zabijać będzie na coraz większą skalę walka rządu o nasze dobro, „heroizm” asekuranckiej władzy gotowej na każde poświęcenie (ze strony poddanych) – aż do samego końca. Naszego, oczywiście.

I jeszcze, na zakończenie, mój ulubiony „argument” mający mnie przyszpilić, czyli pytanie o to jaką ja mam alternatywną propozycję, skoro coś mi się nie podoba. „Sugeruje Pan zniesienie separacji …?”
Drogi Panie StefanieW: ja nic nie sugeruję, ja nie muszę mieć żadnych propozycji! Ja wskazuję na koszmar niekompetencji i zła ubranego w szaty „odpowiedzialnego działania i procedur”. Nie jestem premierem, ministrem, ordynatorem, dyrektorem instytutu. Nie jestem, pożal się Boże, „ekspertem”. Mam święte prawo krytykować i wytykać błędy, ba, w obliczu dokonywanej zbrodni uważam to za obowiązek. Co nie znaczy, że mam znać rozwiązania. Te wszystkie zakłamane, cyniczne i bezduszne kreatury biorą ciężką kasę żeby działać dobrze i skutecznie - z łapanki ich nie brano. Dysponują miliardami publicznych pieniędzy, ogromnymi zespołami ludzi, zastępami rzekomych specjalistów – i ja mam wymyślać strategie, koncepcje? Wolne żarty. Krytyka nie wymaga podawania alternatywnych rozwiązań. Krytyk filmowy nie jest reżyserem ani aktorem i nikt nie żąda od niego by sam nakręcił krytykowany film. Chcecie rady? - zadzwońcie do Sztokholmu. Albo do Mińska.

Zupełnie nie rozumiem świata i chyba to napędza moją chęć, by się tym podzielić z innymi. Nie rozumiem świata, ale staram się go fotografować - zapraszam: Zbyszko Boruc - fotografia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości