Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc
1277
BLOG

Wspólny wróg

Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc Społeczeństwo Obserwuj notkę 45

„Pandemia” wyszła już z niemowlęctwa. Ma dobrze ponad roczek, więc uznałem, że napiszę na tę okoliczność skromną laurkę. To nie jest próba przekonywania kogokolwiek,  analizą jest zaś w stopniu znikomym. Mam po prostu potrzebę by nazwać po imieniu sprawy jakimi je widzę. To jest efekt mojego oglądu sytuacji, moja opinia - tylko tyle. Oto ona, a na początek

Streszczenie

Tzw. pandemia jest wytworem propagandy. Wiara w nią zbudowana jest głównie na śledzeniu przez społeczeństwo informacji o walce z rzekomym zagrożeniem - ta walka jest jedynym przejawem pandemii. Moja podstawowa obserwacja jest taka, że bez względu na stan zagrożenia, działania rządzących są absurdalne i nie mogą przynieść żadnego efektu „antypandemicznego”. Są tak głupie i w tej głupocie wręcz zbrodnicze, że narzuca się wniosek, iż takie właśnie być mają, a więc służą zupełnie czemuś innemu niż walka z chorobą. Spowodowały niepomiernie bardziej tragiczne skutki niż to przeciw czemu są jakoby skierowane, dlatego zarówno walka z mistyfikacją pandemiczną, jak i walka z pandemią (do wyboru, w co kto wierzy) wymaga przeciwstawienia się tym działaniom. Dobrowolne podporządkowanie się im jest przykładaniem ręki do zbrodni i zniewolenia. Jedyną postawą godną człowieka jest - na miarę możliwości - niepodporządkowanie. Dlatego, paradoksalnie, ZARÓWNO BOJĄCY SIĘ WIRUSA JAK I CI ROZPOZNAJĄCY MISTYFIKACJĘ MAJĄ WSPÓLNEGO WROGA. Przynajmniej to powinno nas łączyć. Wróg, czyli zarządzający pandemią nie działają ani dla dobra nas, sceptyków, ani was, zastraszonych. Jeśli trwa straszna pandemia to i tak nas i was dopadnie. Jeśli nie, to może nas zabić lub pozbawić zdrowia działanie zarządców, którzy odebrali nam wszystkim opiekę medyczną i sprokurowali zagrożenia zdrowia na skalę trudną do przeszacownia. Zniewolenie zaś i katastrofa cywilizacyjna dotknie wszystkich pospołu.
Niepojmujących tego stanu rzeczy i w jakimkolwiek stopniu przykładających rękę (ze strachu, głupoty, cwaniactwa, wygodnictwa, interesowności) traktuję jako wrogów. Wrogów wolności, sprawiedliwości, rozsądku, Wiary. Wrogów osobistych. Im wyższe posiadają kwalifikacje intelektualne, czyli narzędzia do rozpoznania istoty zła, tym cięższy stawiam im zarzut, bowiem to oni powinni stać w pierwszym szeregu świadomych mistyfikacji której podlegamy. Dotyczy to zwłaszcza ludzi najsprawniejszych w posługiwaniu się Siecią, czyli w pierwszym szeregu młodych i w tzw. sile wieku – jak mogą nie szukać wiedzy alternatywnej wobec głównego nurtu medialnego (zwłaszcza telewizyjnego, najbardziej sformatowanego)? Sprawa jest zbyt poważna by taki brak aktywności usprawiedliwić.

Opinia i podsumowanie w wersji szerszej

CZY „NIE WIERZĘ W KORONAWIRUSA”? - tak zwykli pytać chcący zdemaskować mnie jako płaskoziemcę. Odpowiadam: to nie jest kwestia wiary. Równie dobrze można spytać „czy wierzę w wirusa”. Oczywiście, że wierzę w istnienie wirusów, tak jak generalnie wierzę w wiele informacji podawanych przez świat nauki. Zajrzałem nawet do wszechwiedzącej wikipedii i wyczytałem, że światowy gwiazdor o nazwie SARS-CoV-2 jest jednym z 7 gatunków koronawirusów, te zaś występują jako jedna z dwunastu rodzin wirusów, z których każda odpowiada za całą masę bardzo nieprzyjemnych chorób. Np. trzy rodzaje wirusa grypy typu A, B i C należą do rodziny ortomyksowirusów. Wirusy A i B są przyczyną ciężkich zachorowań, które mogą osiągać rozmiary epidemii, natomiast typ C powoduje zachorowania o lżejszym przebiegu. I tak dalej – jest cała, groźnie wyglądająca tabelka. I ja w nią „wierzę”. I wierzę, że istnieje grypa i że to groźna choroba. Nawet wierzę, że wielokrotnie na nią chorowałem. Być może już dawno chorowałem nawet na chorobę wywołaną koronawirusem ponieważ nikt nigdy nie próbował przy stwierdzeniu grypy analizować, który z wirusów ją spowodował. Tak więc wierzę w koronawirusy i w to, że z ich powodu można zachorować (czyli mieć objawy), a nawet, że niekiedy te objawy mogą być groźne, a nawet spowodować śmierć. Dokładnie tak jak w przypadku grypy i mnóstwa innych chorób powodowanych przez jednego z wielkiej liczby wirusów skatalogowanych w liczne rodziny, rodzaje i typy.
Uff! W to wszystko wierzę. Natomiast nie wierzę w tzw. ”pandemię koronawirusa”. Tzn. nie wierzę, że gatunek SARS-CoV-2 jest tak szalenie groźny i rozpowszechniony, by uzasadniać, choćby w minimalnym stopniu, szaleństwo, które nas otacza i nazywane jest „walką z pandemią”. Inaczej mówiąc jestem pewien, że

PANDEMII NIE MA. Jest zjawiskiem wirtualnym zbudowanym z niczego. Walka z pandemią jest jedynym przejawem samej pandemii. Wywołano stan zagrożenia na podobnej zasadzie jak np. siejąc histerię antyszpiegowską, co było praktykowane w wielu krajach i w różnym natężeniu. Robili to np. komuniści w Sowieckim Sojuzie czy w PRL-u.  Plakaty, komunikaty, opinie oficerów kontrwywiadu generowały strach i podejrzliwość wobec innych, „podejrzanie” się zachowujących. Można i dziś ustawić wojskowe posterunki na szosach i ulicach, wysłać samochody z antenami pelengacyjnymi, by krążyły po miastach, informować o zatrzymanych podejrzanych, o ilości sprawdzonych doniesień, pokazać analityków przy pracy – świat z czającym się na każdym kroku wrogiem jako żywo podobny do „pandemicznego”. Im bardziej intensywne działanie, nawet jeśli odbierane jako bzdurne, tym bardziej wzmacnia wrażenie zagrożenia – a może być walką z dowolnym nieistniejącym wrogiem.

Tymczasem nie ma zagrożenia większego niż było rok, dwa lata temu.  By to stwierdzić nie ma potrzeby wnikać w skomplikowane analizy i studia wirusologiczne. Tak jak nie robiono tego dotychczas przy permanentnych falach grypy i jej pochodnych. Przeciwnie: wielokrotnie, w latach nawet niedawno minionych, zagrożenie ze strony owej grypy było dużo większe niż jest obecnie. O prawdziwie groźnych epidemiach (hiszpanka, dżuma,…) szkoda nawet wspominać - jest obrazą dla rozumu porównywanie aktualnej hucpy z tymi katastrofami. Również dziś jest wiele zagrożeń znacznie poważniejszych niż to przed czym drży świat.

Coś, co można by nazwać groźną pandemią, wobec której uzasadnione byłoby stosowanie drastycznych środków musi spełniać dwa warunki: masowość rozprzestrzeniania się choroby oraz bardzo duże zagrożenie śmiercią lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Oba warunki muszą być spełnione jednocześnie! Dlatego nie mówimy o pandemii przeziębienia ani grypy – bo choć powszechne nie są zbyt groźne, ani boreliozy, gruźlicy czy trądu – bo nie występują masowo a tym bardziej masowo nie wywołują tragicznych skutków.

Aktualna „pandemia” nie spełnia żadnego z powyższych warunków. SARS-CoV-2 prowadzi do choroby (nazwanej Covid 19) tylko w bardzo znikomym procencie zakażeń, a sam Covid z kolei skutkuje śmiercią lub jest ciężko odchorowywany też w bardzo znikomym ułamku przypadków. Ogromna ilość źródeł potwierdza, że te statystyki są nie gorsze niż przeciętnej grypy. Bo też i wygląda  na to, że de facto sama ta „nowa” choroba jest bliźniaczką zwykłej grypy i gdyby nie „reklama” i monstrualne jej nagłośnienie, to od występującej w mnogości odmian grypy byśmy jej nie odróżniali. Rok w rok miliony ludzi przechodzi grypę na sposób łagodny, średni lub ciężki i rok w rok niewielki odsetek ma pecha i popada w stany chorobowe bardzo dramatyczne, czy skutkujące śmiercią. Do czasu ujawnienia się efektów zamknięcia systemu lecznictwa statystyki ostatniego roku nie różniły się od lat poprzednich tzn. nie zwiększyła się pula śmierci w populacji, a więc nie było żadnej pandemii i nie było z czym walczyć. Jedyne co się stało to generalne „wyparcie” grypy z katalogu chorób i nazwanie wielkiej ich części mianem Covid, który jest powodowany przez mitycznego „koronawirusa”. Tenże sam koronawirus został wykreowany na straszliwego zabójcę, a to za sprawą lawinowego informowania gawiedzi o ilości zakażeń nim spowodowanych oraz, w ślad za tym, śmierci których jest jakoby przyczyną.
SKĄD WIADOMO ILE JEST „ZAKAŻEŃ”? Wykrywa je otóż „test na koronawirusa”. Test nazywa się PCR, powstał dla celów badawczych, a nie klinicznych, polega na powtarzanych cyklach powielania materiału genetycznego i można z jego pomocą uzyskać praktycznie dowolny wynik w zależności od liczby owych cykli. Test nie mierzy ilości wirusów w próbce, czyli nie bada infekcji wirusowej, jest też niespecyficzny i daje dodatnie wyniki również w przypadku zakażenia innymi czynnikami chorobotwórczymi. Inaczej mówiąc, tej „klasy” testem (gorszym niż rzut monetą, bo ma wiarygodność dużo mniejszą niż 50%) można badać dowolny koronawirus, czy wirus grypy i osiągać dowolną skalę odkrytych „zakażeń”. Cała pandemia stoi więc na ilości pozytywnych wyników owych zupełnie niewiarygodnych testów, nazywaniu tych wyników „zakażeniami”,  następnie utożsamieniu ich z groźną chorobą, a śmierć osoby posiadającej pozytywny test z efektem pandemii – oto przepis na histerię. Z pomocą tego „generatora zakażeń” jakim jest „test na koronawirusa” można wykreować na straszliwego zabójcę dowolnego wirusa - wystarczy śledzić go, „wykrywać” i informować o tym świat. A przecież pozytywny wynik testu to nie zakażenie. Pozytywny wynik testu oznacza tyle, że jest pozytywny. Zasadniczo informuje o obecności wirusa w organizmie, co nie jest żadną niezwykłą ani groźną informacją. Każdy ma w sobie wirusy. Różne. Potencjalnie bardziej lub mniej groźne. Ich obecność nie oznacza choroby. Potencjalnie chorzy jesteśmy permanentnie i na tej zasadzie ciągle zagrożeni. Dopiero gdy u kogoś noszącego w sobie tego lub innego wirusa występują jakieś objawy możemy mówić o czymś co nazywamy chorobą - i tak dalej i dalej. Logika ta  nie ma jednak dostępu do świadomości zbiorowej. Ludziom zaszczepiono do głów pandemię, strach jest za pomocą wciąż tego samego mechanizmu podtrzymywany, a świat na ochotnika dokonuje autodestrukcji.

Ponieważ fundamentem manipulacji jest test PCR, więc można wygenerować dowolny obraz pandemii. W szczególności można go bezustannie pompować permanentną informacją o walce z nią. Robić na każdym kroku nic nie pokazujące testy, zasypywać lud tymi „danymi” (z wbitym do głów skojarzeniem, że test równa się chorobie). Ponieważ pozytywny wynik można uzyskać u ogromnej części osobników to tym bardziej można taki uzyskać u ludzi mających któryś z licznych objawów grypy (z podwyższoną temperaturą na czele). Dzięki temu da się wygenerować dowolną skalę zachorowań na mityczny Covid, bo Covid = pozytywny wynik plus objawy grypy. W roku 2019 i każdym poprzednim mielibyśmy grypę, a od marca 2020 jest Covid i następuje karmienie medialne pandemii. Tą metodą mamy uzasadnienie dla „działań zapobiegawczych” w dowolnie absurdalnej postaci z nic nie dającymi maseczkami na czele i spirala może być rozkręcana na dowolną skalę czasu. Bez końca.

W OBLICZU TEGO POZORNEGO BYTU ZWANEGO PANDEMIĄ DZIAŁANIA WIĘKSZOŚCI RZĄDÓW SĄ ZBRODNIĄ. Są ilustracją  wieszczych słów Orwella: „celem przemocy jest przemoc” (przypomniał mi to swego czasu wspaniały Andrzej Górzny). Są zarówno kwintesencją głupoty jak i cyniczną grą prowadzącą do niejasnych (a na pewno ukrytych) celów i obie te składowe potęgują się nawzajem. Dziś celem przemocy i prześladowań zwanych „obostrzeniami” są obostrzenia, a nie ratowanie nas. Jednym z celów jest też sprawdzenie odporności społeczeństw na manipulację i stopień ubezwłasnowolnienia, wydrenowania z rozumności i odwagi – test wypada po myśli zarządców stada. Kwintesencją i znacznikiem-symbolem tego testu są maseczki, kuriozalny, na początku szaleństwa wielokrotnie wyśmiewany „środek bezpieczeństwa”, do dziś zresztą łatwy do rozpoznania jako pozór, dzięki wypowiedziom samych nawet nakazujących jego stosowanie.

Gdyby pandemia była rzeczywista to wszystkie te żałosne maseczki na ulicach, „lokdałny”, dystanse społeczne, czy godziny policyjne NIC BY NIE DAŁY – tak jak nie dają teraz, bo przecież są wciąż i wciąż nieskuteczne i nie wykazują przewagi rejonów z restrykcjami nad takimi gdzie ich nie ma. To ostatnie jest zresztą kluczowym argumentem obnażającym całą fikcję. Rządy i media jedyne co pospołu powodują, to bezmiar zła, w tym tak namacalnego jak śmierć dziesiątek tysięcy ludzi (w samej Polsce) z powodów zupełnie nie związanych z rzekomą pandemią, ale ze zbrodniczymi działaniami „antypandemicznymi”. Potwornym złem są też liczne katastrofy „pomniejsze”:  cofnięcie rozwoju ekonomicznego całych narodów; niszczenie dorobku milionów ludzi; destrukcja i wypaczenie relacji międzyludzkich w tym najważniejszych, rodzinnych; dewastacja systemu edukacji i zdegradowanie go do karykatury; dewastacja systemu ochrony zdrowia i zdegradowanie go do karykatury; zniszczenie mobilności ludzi i ich aktywności w wymiarze geograficznym i cielesnym: dosłowne anihilowanie takich ogromnych obszarów jak turystyka (i podróżowanie generalnie), sport i rekreacja, życie kulturalno - sceniczne w najszerszym znaczeniu.

WSZYSCY, KTÓRZY PODDALI SIĘ TEJ PANDEMICZNEJ MISTYFIKACJI I WRAZ Z UPŁYWAJĄCYM CZASEM KONTYNUUJĄ WIARĘ W NIĄ SĄ ŻAŁOSNYMI BŁAZNAMI. Są głupcami. Są tchórzami, którym strach wyłączył rozum lub durniami, którzy włączyli strach bo nie potrafią rozpoznać rzeczywistości. Po roku mistyfikacji i rozlewających się szeroko jej dramatycznych konsekwencji nie pojmuję jak można przyzwalać, czy „rozumieć” to co się z nami wyprawia. Żaden aspekt represyjnego i destrukcyjnego absurdu nie podlega usprawiedliwieniu. Jedyną formą stosunku do „działań antypandemicznych” może być sprzeciw. Oczywiście nie musi on mieć postaci działań radykalnych, nie każdy jest wszak wojownikiem. Sprzeciw musi być jednak przynajmniej w nas, w naszym rozumieniu z czym mamy do czynienia i, z drugiej strony, czego zupełnie bać się nie musimy. Niestety, mieszanina histerii i żałośnie czytelnej medialnej manipulacji znalazła swego sojusznika w głupocie i coraz bardziej infantylnym strachu, serwilizmie, lenistwie umysłowym, tanim koniunkturalizmie, odruchu stadnym, oraz – to może najważniejsze - ślepym, odpornym na rzeczywistość zaufaniu do rządów. Prowadzi to w zastraszającym tempie do katastrofy zniewolenia, totalnej kontroli społeczeństw i wyłączania resztek naszego wpływu na nasz własny los.

WYŻSZĄ FORMĄ GŁUPOTY PANDEMICZNEJ JEST PĘD KU tzw. SZCZEPIENIOM I WIARA W ICH ZASADNOŚĆ CZY SKUTECZNOŚĆ. Owe „szczepienia” są po to by ludzie się szczepili, a nie by im to coś dało. Tak jak maseczki są po to by ludzie w nich chodzili, a nie po to by ich chroniły przed „transmisją”.  Maseczki nic nie dają, co było swego czasu głoszone zupełnie otwarcie. Wstrzykiwanie sobie naprędce skleconego preparatu też nic nie daje i widać to teraz, gdy miliony już to zrobiły i jak się bały tak się boją i za chwilę będą się musiały „szczepić” ponownie i ponownie, bo wirus, jak to wirus, będzie oczywiście mutował. No i preparaty są „pewne” w znikomym stopniu więc zesrani ze strachu boją się dalej. Może być i tak, że staną się wylęgarnią nowych mutacji wirusa i dopiero będzie się czego bać. Nakłuwanie służy do tego, by już oznakowanych namordnikami dodatkowo skatalogować jako głupców i tchórzy do kwadratu dających się (na ochotnika, wręcz rozpychając się o dostęp do igły) zainfekować czymś stworzonym w ekspresowym tempie i wbrew dotychczas obowiązującym standardom tworzenia szczepionek. Analogicznie masowe robienie testów służy do tego, by je robić. Żeby podawać liczbę pozytywnych wyników, a nie po to by przynosić wiedzę o skali pandemii, bo testy nie są żadną informacją ani o skali zakażeń, a tym bardziej zachorowań, czyli tego co byłoby prawdziwym przejawem epidemii.

Z POWODÓW WYŁOŻONYCH SKRÓTOWO POWYŻEJ WYRAŻAM OBURZENIE I POGARDĘ DLA PRZESTRASZONYCH PANDEMIĄ. Wyrażam niezrozumienie i pogardę dla przestraszonych mandatami i nakazami w takim stopniu, że nie znajdują odwagi by odsłonić twarz na pustej ulicy, w parku, lesie czy własnym samochodzie. Powszechność tego strachu to przyzwolenie na robienie z nami czegokolwiek i przyczyna, że rządy rozszalały się w działaniach przynoszących katastrofalne konsekwencje. To sprzężenie zwrotne dające im możliwość by w nieskończoność testować ograniczanie tego, co nam wolno. To wspieranie totalitaryzmu jak zawsze skrytego za szczytnym hasłem – gdzie jak gdzie, ale w postkomunistycznych społeczeństwach powinno to być jasne jak słońce. A dziś jakże niewiele trzeba odwagi by stanąć w prawdzie i odmówić uczestniczenia w zabójczej mistyfikacji.
Nigdy tak mało odwagi nie wystarczało, by uchronić się przed tak wielkim złem. Nigdy tak wielu nie mogło zrobić tak wiele, tak niewielkim wysiłkiem. Odrobiną odwagi i rozumu. Nie trzeba sięgać po broń, ryzykować życia, organizować wieców czy strajków – wystarczy zignorować absurdalne wytyczne i straszliwa pandemia zniknie jak niebyła; wystarczy lekceważenie by nie poddać się złu. Nie można być obojętnym, bo to po prostu grzech zaniechania.

NAJCIĘŻSZE OSKARŻENIE STAWIAM LEKARZOM – bo zaprzeczyli samej istocie swej misji zamykając się przed pacjentami. Nawet teraz, gdy tak ochoczo się „zaszczepili”, a wciąż boją się swoich pacjentów i „leczą” ich telefonicznie. I pozwalają, by umierali w karetkach w oczekiwaniu na testy wirusowe. I zupełnie zapomnieli o konsekwencjach zdrowotnych jakie niesie za sobą „walka z pandemią”. Nie oponują przeciw propagowaniu modelu życia destrukcyjnego dla zdrowia ludzi. Gorzej: pozwolili by część szpitali stała się miejscem zorganizowanego uśmiercania trafiających tam bezalternatywnie ludzi, torturowanych bezzasadnie respiratorami, odciętymi od kontaktu ze światem, nie leczonych, pozostawionych na śmierć mimo dostępności znanych i sprawdzonych klinicznie środków. Łatwe są do znalezienia w Sieci dramatyczne o tym relacje i straszne są znane mi relacje bezpośrednie. Lekarze którzy dla zarobku, premii, dodatku do pensji (lub z obawy o ich utratę) przemilczają prawdę, naginają raporty, namawiają do fałszywego świadectwa itp. itd. są najzwyczajniej kanaliami.
W drugim rzędzie oskarżam nauczycieli – bo bez sprzeciwu poddali barbarzyńskim rygorom dzieci i młodzież. Bez sprzeciwu przekształcili w kpinę system edukacji i dopuścili do zniszczenia więzi, relacji, sposobu życia najmłodszych, wchodzących w życie ludzi.

Księży – bo bez sprzeciwu zamknęli przed ludem świątynie i pozwolili by stawał w obliczu Boga w nic nie dającym akcie poniżającego zasłonięcia twarzy. I nie próbują szukać prawdy, podporządkowując się tchórzliwie instytucji państwa nijak nie mogącej uchodzić za sojusznika Wiary. Przykładają swym podporządkowaniem rękę do szatańskiego dzieła niszczenia Bożego Kościoła.

Policję (i wojsko) – bo jak lekarze i nauczyciele zaparli się swej misji chronienia ludzi i stanęli po stronie zniewolenia i odmowy chronienia.

Oskarżam wszystkich, którzy „dla ich dobra” pozostawili w izolacji ludzi starszych, rodziców, babcie i dziadków. Którzy zasłaniają im twarze. Albo swoim dzieciom. I sami stają przed nimi z twarzami zasłoniętymi, zakneblowanymi; stają bez twarzy.

Nie jestem rozczarowany politykami i funkcjonariuszami mediów - trudno być zdziwionym tym, że oszust oszukuje, albo złodziej kradnie. Pogardzam nimi po wielokroć.

UWAŻAM, ŻE KAŻDY NIE WYKORZYSTUJĄCY WSZELKIEJ SPOSOBNOŚCI ODMOWY UCZESTNICZENIA W PONIŻAJĄCYM, GROTESKOWO STRASZNYM SPEKTAKLU „PANDEMII” PRZYKŁADA RĘKĘ DO OGROMNEGO ZŁA. Przykłada rękę do śmierci i cierpienia ludzi pozbawionych pomocy lekarskiej, zabijanych respiratorami, odmową leczenia, operacji i zabiegów. Ma na sumieniu utratę zdrowia psychicznego, odporności, przyszłych chorób i infekcji, samobójstw, depresji, biedy, niesprawiedliwości, złamanych żyć, zniszczonych planów i marzeń – skala tych spustoszeń jest niemożliwa do policzenia, ale z pewnością jest to pula przeogromna i widoczna na każdym kroku. I dokonuje się za naszym przyzwoleniem, „na własną prośbę”. Jesteśmy jej współwinni, bo jesteśmy bierni. Wobec prześladowań nie potrafię zaakceptować postawy „spokoju”, czy obojętności, o aprobacie nie wspominając - wobec żadnego zła i krzywdy nie można być spokojnym. Pamiętajmy też, że skala destrukcji na którą naszym podporządkowaniem się pozwolimy, to spuścizna jaką pozostawimy naszym dzieciom i wnukom. Będą żyły w tej „nowej normalności”, czyli w kalekim świecie okupowanym przez nadzorców represji zwanych uparcie „obostrzeniami”. Nie pojadą na wakacje nad morze, na narty, nie pójdą na lody, na koncert, na mecz. Nie pograją w piłkę na boisku szkolnym, a nawet nie pójdą na wagary, bo… w ogóle nie pójdą do szkoły, nie spotkają kolegów. Przecież tak wygląda teraz świat i nie ma przesłanek, by wyglądał inaczej, bo pandemia jaką mamy dziś będzie trwała zawsze. Nigdy się nie skończy – bo jako byt realny nigdy się nie zaczęła. Można ją więc kontynuować i poddawać „mutacjom” do woli. Lud kupujący tę mistyfikację i nie stający w obronie najsłabszych, czyli najstarszych i najmłodszych cofnął się cywilizacyjnie w kierunku barbarii, jest stadem baranów z którym można robić dowolne rzeczy.

Nie ma pandemii. Jest zalew zła i głupoty zrodzonych z bezpodstawnego strachu – lub zalew strachu zrodzonego z głupoty i zła. Takie mam zdanie. Po roku od eksplozji szaleństwa moja opinia nic a nic nie straciła mocy. Wręcz przeciwnie.

P.S.
Dla jasności: covidian uważam za żałosnych błaznów i/lub głupców i/lub tchórzy już od dobrego roku. Wtedy minął okres gdy można było w mistyfikację pandemiczną wierzyć (od biedy i przynajmniej częściowo). Dziś moja opinia o złu płynącym z covidiańskiej postawy i jej ocena są podniesione do potęgi n-tej, gdzie n = kolejny miesiąc absurdu.

Zupełnie nie rozumiem świata i chyba to napędza moją chęć, by się tym podzielić z innymi. Nie rozumiem świata, ale staram się go fotografować - zapraszam: Zbyszko Boruc - fotografia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo