Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc
380
BLOG

Chopin, Ojczyzna, Wirus

Zbyszko Boruc Zbyszko Boruc Kultura Obserwuj notkę 10

image

Konkurs Chopinowski dobiegł końca. Pozwoliłem sobie na tekst o nim i popełniłem tym prawdopodobnie kolejne wykroczenie przeciw duchowi patriotyzmu, oraz duchowi sztuki, które to duchy nieodmiennie przenikają to wydarzenie. Nie wspomniałem tam też o korzeniach narodowych muzyki Chopina, ani o krajobrazie Mazowsza i wierzbach płaczących. Niniejszym spróbuję wytłumaczyć się z tej gruboskórnej obojętności i odnieść się do Wielkiego Wydarzenia bardziej poważnie, bo też w tym roku rzecz jest poważna do potęgi, a to głównie za sprawą kolejnego ducha, który wylazł jak monstrum szkaradne i zatruł mi ducha mojego.

Poważnie się zastanawiałem, czy wracać do tematu, ponownie pomijając samą muzykę. Przecież Chopin, światowe wydarzenie, prestiż – czy nie czas zawiesić swoje sceptyczne marudzenie? Cóż, uznałem, że nie. Jak najbardziej nie - oszołomstwo zobowiązuje! Zaś wydarzenie o randze „narodowego”, pełne odniesień historycznych i treści wysokich nie może być opisane bez wzmianki o postawie tych, którzy tak silnie ten konkurs przeżywali: melomanów, obserwatorów, „kibiców”. Nie bójmy się tego słowa: Polaków - oraz ich gości, w tym tak znamienitych jak członkowie jury. W zalewie komentarzy brak mi bowiem prostego spostrzeżenia o rzeczy niemożliwej do przeoczenia: obrazu widowni i szanownego jury, czyli osobników bez twarzy.

image

Próbując ponownie jakoś to opisać przypomniałem sobie, że już dawno zostało to pięknie na Salonie wyłożone, więc po prostu zaczerpnę kilka cytatów (z moimi skrótami):

"Wczoraj milczałam - za bardzo to wszystko bolało. Dzień dumy, dzień wolności - tak mówili w pięknych przemówieniach. Wielkie słowa. Wielka, ważna rocznica. Mówili o dumie i wolności - w maskach na twarzach. Prezydent - raz w masce, potem bez, potem znowu w masce - i znowu bez. Co kilka godzin inaczej. Najważniejsi przedstawiciele państwa polskiego, przedstawiciele tego dumnego narodu, o którym tak pięknie mówili - w maskach.
Najbardziej boli mnie widok wojska, oficerów - w maskach. Widok Kompanii Honorowej, maszerującej krokiem defiladowym, w maskach na twarzach, jest dla mnie symbolem, który boli fizycznie. Patrzeć na to nie mogę. Wczoraj płakałam. Dopiero wieczorem - koncert. Większość ludzi bez masek, Prezydent też bez. Chór bez masek, soliści bez masek. Dopiero przy tym koncercie, w nocy, doszłam do siebie. Zniknęło to uczucie upodlenia, poniżenia.
To jak to jest z tym zagrożeniem infekcją - rano jest, w południe znika, po południu znowu jest, wieczorem znika??? Czy będziemy uczestniczyć w tym przedstawieniu już zawsze? Czy nie znajdzie się dziecko, które krzyknie "król jest nagi!"? Jak długo będziemy patrzeć na ten cyrk i będziemy zmuszani do grania w nim roli klaunów? Czy w tej "nowej normalności" miliona absurdów przyjdzie nam już umrzeć? Dumny polski naród czci swych bohaterów wolności w kagańcach na twarzach. Strasznych czasów dożyłam."

Wspaniale napisane. To @Beretki zeszłoroczny tekst o rocznicy Powstania. Poruszył mnie wtedy i dziś, jakże wciąż aktualny, porusza. Idealnie pasuje - po kosmetycznych zmianach - do Wielkiego Wydarzenia dni ostatnich. Patos, słowa, koncerty; tam rocznica wielkiego dramatu, tu duch wielkiej sztuki – łączy je pierwiastek narodowy i symboliczny. Podwójnie symboliczny niestety, pokazujący bowiem, że zeszło- i tegoroczne wydarzenie miały tych samych organizatorów: najeźdźców z planety Covid. To oni ochoczo zasiedli na widowni i zajęli fotele jury - najwyraźniej podoba im się nasz, ziemski kompozytor. Problem tylko w tym, że zrobili sobie konkurs u nas, w okupowanej stolicy mego (byłego?) kraju, w budynku filharmonii. Przez to nie mogłem doń wejść, bo okupant - jak to okupant - wprowadził swoje rygory, których nie chciałem spełnić i nie założyłem wymaganego atrybutu poddaństwa i nie wstrzyknąłem sobie preparatu podległości.

image

„Ich prezentacja i ukłony w maskach to jakiś dziwny teatr" opisał pod moją notką postawę jurorów @wichren. Może i dziwny, ale właśnie w nim zawarta jest istota rzeczy: w tym ważnym momencie mieli być w maskach! To była prezentacja uległości, maski miały być demonstrowane. I to już nawet nie musi być nakazywane oddzielną wytyczną - ona stała się zrozumiała sama z siebie. KAŻDY wstawał i kłaniał się W MASCE! Nawet jeśli potem ją zdjął. Oni WSZYSCY odstawili ten spektakl transmitowany na cały świat, demonstrujący „nową normalność”, która nie wymaga już przymiotnika. Ona jest już dla ogromnej większości tą „normalną” normalnością. Dookreślenia wymaga normalność stara, miniona – swoją znaczącą cegiełkę do tego dołożyli obecni w filharmonii. To widziałem przez kilka ostatnich tygodni pokazywane łopatologicznie przez złaknionych artystycznego doznania melomanów i elitę świata pianistów. Teatr porażająco smutny, pełen czegoś dla mnie poniżającego. Teatr hańby. Zbierało mi się na wymioty na widok  gąb zeszmaconych pod którymi podobno są twarze „wybitnych artystów” i melomanów. Nowa obyczajowość, nowe odruchy. PARANOJA, która JUŻ JEST NORMĄ. @wichren pytał: "Czy znaleźli się jurorzy, którzy odmówili udziału w imprezie"? – dobre pytanie...

Uważam, że trzeba KATEGORYCZNIE ignorować nową covidiańską obyczajowość. Sprzeciw musi się dokonywać na wszelkim możliwym polu. Każdy, jakkolwiek świadomy dokonującego się barbarzyństwa, musi kontestować, na ile potrafi, przejawy tegoż. Konkurs zaś, nie tylko nie był sprzeciwem, lecz był kpiną z powagi, był manifestacją uległości wobec groźnego absurdu. Nie pojmuję jak można uwznioślać się narodowo-artystycznie bez twarzy - twarz, podobnie jak muzyka i wszelka artystyczna ekspresja to wartość symboliczna poziomu najwyższego. Oddawanie się doznaniom duchowym w towarzystwie zniewolonego i zgłupiałego tłumu jest aktem analogicznym do ekspresji artystycznej, tyle, że odwrotnym; jest przeciwieństwem wzniosłości; jest zaprzeczeniem dumy i piękna.

Drodzy melomani! Nie musieliście tam pójść, do stracenia był tylko pokłon „duchowi muzyki” i własna przyjemność – tym bardziej mam prawo dopominać się odrobiny przyzwoitości. Widziałem zaś honor i rozsądek wymienione na „kontemplowanie” Chopina zza maski, z uszami nadstawionymi z pomocą gumek. Demonstrowanie głupoty by oglądać na scenie pianistów grających utwory muzyczne jest tym samym, co robili cyklicznie uczestnicy żenady pt. „Lato, muzyka, zabawa” radośnie podrygując w namordnikach w takt piosenek Zenka Martyniuka (Szopen i disco-polo:  organizator to ta sama instytucja okupacyjna!). Szopen to tylko kompozytor. Jedni lubią taką „muzykę”, inni inną - wstyd większy dla tych którzy błaznują w imię rzekomo wyższych wartości.

image

Co do argumentu, że ten poniżający spektakl miał coś wspólnego z działaniem antypandemicznym. Przy największym nawet covidiańskim zidioceniu nie można go traktować poważnie w obliczu elementarnych pytań. Jakim cudem przez dziesięć godzin dziennie kilkaset osób siedzących łokieć w łokieć mogło spełniać rygory jakiegoś bezpieczeństwa epidemicznego? Co się niby działo ze strasznym wirusem o średnicy nanometrów jeśli był przez kogoś wydychany? Pozostawał pod szmatami? Przecież ten zbiór ludzi bez twarzy i tak nie spełniał idiotycznych „rygorów” (rękawiczki, dystanse, wymiana maseczek itd.) Jeśli narasta któraś tam fala to absolutnie nie można było dopuścić widowni na chopin-covid-festiwal, a jeśli dopuszczono pod warunkiem przebrania za klaunów, to widownia powinna mieć resztki honoru i zbojkotować cyrk. Dlaczego setki ludzi siedziało jak idioci z zasłoniętymi twarzami i nikt nie odważył się na akt ich odkrycia? Dlaczego w ogóle przyleźli, by odstawiać tę ponurą błazenadę? Naprawdę musieli w ten sposób obchodzić „święto narodowej muzyki”? Transmisje były za darmo i w obfitości.

Chcę być wierny swej deklaracji: widownia konkursu to moi wrogowie i ciemiężyciele. Jurorzy tym bardziej. Zjechali z całego świata, by demonstrować uległość i głupotę, oraz wierność nowemu panu: Covidowi Pierwszemu Absurdalnemu. Uniżoną wierność, nabytą w ekspresowym tempie. Ich wybitne talenty nic tu nie mają do rzeczy, a raczej stanowią oskarżenie dodatkowe. Wpisują się tym w długą historię konformizmu i kolaboracji ludzi sztuki i nauki ze złem. Panią  Popową-Zydroń, pana Palecznego, Kennera i pozostałych dopisuję sobie do tej niesławnej listy. Cóż, nie potrafię inaczej: boli mnie, oszołoma, to powszechne, „wspólnotowe” sprzedanie się. Za Chorwację, za Zenka, za Fryderyka…

image

Zupełnie nie rozumiem świata i chyba to napędza moją chęć, by się tym podzielić z innymi. Nie rozumiem świata, ale staram się go fotografować - zapraszam: Zbyszko Boruc - fotografia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura