Janusz Palikot z pewnością ma ambitniejsze plany niż być naczelnym błaznem PO i chłopcem do kopania dla swoich przeciwników politycznych w swojej własnej partii. Analiza jego działalności, strategia działania skłania mnie do wysnucia pewnych hipotez dotyczących tego wybitnego skądinąd człowieka o psychopatycznej osobowości.
Palikot jest synem człowieka o niejasnej przeszłości. Wiewiórki mówią, że zaprzedał się komunistom, a wcześniej hitlerowcom, którym sprzedawał informacje o Żydach ukrywających się w Biłgoraju i okolicach. Prowadził sklep wędliniarski w czasach walki z prywaciarzami. Miał wyraźny problem z alkoholem. To właśnie była przyczyna jego śmierci - pewnego dnia 1992 roku zapił się na śmierć. Skonał pod bramą swojego domu, podobno na oczach swojego syna Janusza, który nie udzielił mu pomocy. Zresztą sam Palikot twierdzi, że z ojcem nie było mu po drodze.
Jak widać, wiele wskazuje na to, że psychopatyczną osobowość i postępowanie Palikot wyssał z mlekiem matki i ma je w genach. Dążenie do celu po trupach (biłgorajskich żydów -ojciec, smoleńkich ofiar- syn) i brak empatii to wspólne cechy osobowości jego i jego ojca.
Psychopatia u Palikota może być niezwykle niebezpieczna nie tyle dla PiS co przede wszystkim dla PO.
Palikot dorobił się fortuny przy prywatyzacji lubelskiego Polmosu, gdzie zakupił mniejszościowy pakiet akcji i zobowiązał się do zakupienia pozostałej części udziałów. A że nie miał na zakup środków postanowił zakupić Polmos z jego własnych pieniędzy, co było ewidentnie sprzeczne z umową prywatyzacyjną. Wymyślił więc dość prosty sposób na ominięcie tejże umowy - wyprowadził pieniądze z Polmosu do spółki - nazwijmy ją A - następnie ze spółki A do spółki B, z B do C, etc. Wszystkie oczywiście kontrolował, jeśli nie bezpośrednio to pośrednio. Spółka z końca tego łańcuszka pożyczyła mu pieniądze na zakup pozostałej części udziałów w Polmosie. Ot i cała sztuczka sztukmistrza z Lublina. Sprawę badała prokuratura, ale nie udowodniono mu złamania prawa, wszak pieniądze na zakup pozostałej części Polmosu miał ze spółki C a nie Polmosu, a skąd miała spółka C to już inna sprawa, nie związana ze sprawą badaną.
Po pewnym czasie Palikot sprzedał swój główny biznes, czyli Polmos. Zarobił już tyle, że uznał, że już nie musi dalej pracować. Wymyślił sobie, że teraz będzie się realizował w polityce i zostanie premierem Polski. W tym celu wykorzystał znajomość z Komorowskim, którego poznał podczas jednego z polowań. Komorowski wprowadził go do partii i załatwił miejsce na liście wyborczej w Lublinie. Kampanię sfinansowali mu studenci i emeryci, którzy hojnie wpłacali datki. Jak się potem okazało, pieniądze te mieli od asystenta Palikota, który prosił ich o wpłaty na kampanię Palikota. Sprawę tę bada dzisiaj prokuratura, ale pewnie nie dopatrzy się złamania prawa przez Palikota, wszak to nie on dawał pieniądze darczyńcom. Palikot jest zbyt inteligentny, aby dać się złapać na czymkolwiek. Na razie.
Środki ze sprzedaży Polmosu i innych składników majątku wytransferował - jak twierdzi jego była żona - za granicę. Mechanizm ma być prosty. Palikot podobno założył spółkę w jednym z krajów raju podatkowego i sprzedał jej formalnie swoją spółkę. I dopiero ta spółka sprzedała ją dalej. Oczywiście podatku dochodowego nikt nie zobaczył, bo Palikot sprzedał firmę za niewielkie pieniądze gwarantując sobie w umowie sprzedaży prawo otrzymywania pożyczek od nabywcy. Pożyczki dostaje (faktycznie od samego siebie) i z tego żyje. Stąd tak wielkie zadłużenie w jego oświadczeniu majątkowym. Oczywiście nie da się potwierdzić do kogo należy spółka, która pożycza mu pieniądze ponieważ w kraju, w którym została założona prawo gwaratntuje tajemnicę w tej materii.
Po zapewnieniu sobie bytu materialnego Palikot przystąpił do realizacji planu B. A właściwie W jak "władza".
Będąc szeregowym posłem PO był postacią dość nisko rozpoznawalną, a to mu nie gwarantuje realizacji swoich planów. Wówczas wynajął firmę PR-owską, która miała na celu wypromowanie go. Pierwszy pomysł - konferencja prasowa z wibratorem w roli głównej przyniosła bardzo dobry efekt. Potem były następne - ataki na prezydenta, małpki, happenningi, etc. Wszystko w celu zdobycia popularności wśród antypisowskiego elektoratu PO. I to mu się udało. Dziś jak twierdzi ma 12% elektorat.
Swoimi występkami Palikot zdobył wielu wrogów w swojej partii, którym się nie podobała rosnąca popularność Palikota, tym bardziej że nie ukrywał on, ze ma ambicje kierowania partią. Upatrywał swojej szansy po objęciu prezydentury przez Tuska. Tusk ostatecznie zrezygnował z ubiegania się o prezydenturę wystawiając do wyścigu o żyrandol przyjaciela i protektora Palikota Bronisława Komorowskiego, który wielokrotnie uratował mu skórę przed wyrzuceniem z PO. Dziś już Komorowskiego w PO nie ma, Palikot stracił więc tzw. plecy. Zaraz po wygranych przez BK wyborach wróciła sprawa wyrzucenia Palikota z partii, pod pretekstem ostatnich ataków na nieżyjącego prezydenta.
Palikot od razu przystąpił do obrony umieszczając na swoim blogu liczne dowody sympatii wyborców PO oraz sondaże, dowodzące jakoby to dzięki niemu Bronisław Komorowski został prezydentem, oraz że on sam ma 12% poparcia i że jeśli zostanie usunięty z PO to założy własną partię. Założył też coś w rodzaju komitetu obrony Palikota, który wg niego liczy 10 mln ludzi, a co jako żywo przypomina podwaliny pod przyszłe struktury nowej partii.
(Wszelkie wyżej podane informacje są powszechnie dostępne w necie)
Co będzie dalej? Oto najbardziej prawdopodobny scenariusz na najbliższe lata.
Wbrew wielu obserwatorom Palikot zostanie na jesień 2010 r. usunięty z partii. Niewykluczone, że może odejść sam, jeśli się zorientuje, że tym razem skóry nie uratuje (być może już pod to gra, szuka pretekstu do opuszczenia PO). Wówczas założy swoją partię bazując na swoich spychofanach i antykaczystach, mając do dyspozycji kilka „autorytetów” jak Kora czy Kutz. Nowa partia o nazwie np. Platforma Obywatelska Janusza Palikota wystartuje w wyborach parlamentarnych w 2011 roku i przekroczy próg 5%. W nowym parlamencie może być języczkiem u wagi jak dziś PSL i zastąpi Pawlaka na stanowisku wicepremiera. Taki ruch jest dla niego najbardziej korzystny. Dziś Palikom zdaje sobie sprawę z tego, że w Platformie do głosu dochodzą jego przeciwnicy i nie ma on już żadnych szans na choćby ministerialny stołek. Taki ministerialny stołek wymusi na Platformie jako koalicjant, którego 30 mandatów poselskich da Platformie większość w rządzeniu krajem dzięki czemu nie będzie ona zmuszona do zawiązywania koalicji z SLD (zakładam, ze PSL nie przekroczy progu 5% i do parlamentu nie wejdzie). Tylko wówczas może rozmawiać z Tuskiem i Schetyną jak równy z równym, jeśli nie równiejszy. Wszak będzie dzierżył w dłoni losy koalicji. Będąc wicepremierem w rządzie Tuska będzie dążył do tego aby ograć koalicjanta. Będzie wówczas sytuacja w której to ogon będzie machał psem a nie na odwrót. Palikot będzie miał w dłoni także inne atuty – informacje, tzw. haki na Tuska z czasów swojego pobytu w Platformie, dotyczące finansowania Platformy i kampani prezydenckiej Tuska w 2005 r.
Odżyje wówczas przyjaźń Palikota z Komorowskim, którzy będą grać przeciw Tuskowi.
Będąc jednym z przywódców koalicji będzie grał na wybory prezydenckie, w których wystartuje. Niestety dla niego, mimo supernowoczesnych tricków marketingowych polegnie w nich. Czasy idą więc ciekawe.
Odejście Palikota w 2010 roku będzie korzystne dla obu stron – dla Palikota i dla samej Platformy. Dla Palikota, bo zdobędzie czas na przygotowanie i budowę struktur swojej partii oraz przygotowanie jej do wyborów parlamentarnych. Dla Platformy dlatego, że będzie ona liczyła, ze efekt nowości partii Palikota nieco zrzednie i do wyborów parlamentarnych straci na popularności, w konsekwencji czego nie przekroczy progu 5% podzielając los renegatów z Pis jak np. Prawica Rzeczpospolitej Marka Jurka. Odejście Palikota w 2011 roku i założenie partii przed wyborami parlamentarnymi daje wg mnie Palikotowi większe szanse na sukces wyborczy.
Jedyną szansą na przekreślenie scenariusza samodzielności politycznej Palikota jest jego ustrzelenie za pomocą dyspozycyjnej prokuratury jak np. Piskorskiego. Ale w ten scenariusz nie wierzę, ponieważ Palikot idąc na dno może pociągnąć za sobą wielu polityków PO. Palikot zbyt wiele wie o PO i relacjach tam panujących, aby rozstawać się z nim w gniewie.
Tak czy inaczej sądzę, że rola Palikota w polityce jeszcze wzrośnie i będzie on jednym z czołowych polityków rozgrywających w Polsce.
Palikot zastąpił Leppera i skończy jak on. Jego kariera załamie się po aferze korupcyjnej, która wokół niego wybuchnie, kiedy będzie wicepremierem i ministrem gospodarki. Jego partia zniknie razem z nim. A wtedy pojawi się kolejny Leppero-Palikot i znów wywróci politykę do góry nogami. I znów wszystko zacznie się od nowa.
Wg mnie w 2011 r. Prawo i Sprawiedliwość przegra wybory parlamentarne a Prezes Kaczyński dopiero wówczas podzieli się partią ze współpracownikami. Do władzy PiS powróci dopiero w 2015 roku odbijając jednocześnie Pałac Prezydencki. Komorowski zakończy prezydenturę po pierwszej kadencji. W 2015 roku PO poniesie dotkliwą klęskę wyborczą. Tusk straci przywództwo w PO a Palikot znajdzie się poza parlamentem.
Pozostanie tylko niesmak.
Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka