Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca
237
BLOG

Palikot: To Tusk nie chciał POPiS-u

Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca Polityka Obserwuj notkę 11

Skończyłem właśnie czytać książkę Cezarego Michalskiego pod tytułem: Ja, Palikot. Książka wydana w 2010 r., przed tragedią smoleńską, jest zapisem rozmowy z Januszem Palikotem. Palikot opowiada w nim historię swego życia, początki w biznesie, potem w polityce. Szczerze mówiąc trochę się zawiodłem, liczyłem na więcej informacji o zakulisowej działalności Palikota i Platformy Obywatelskiej. Choć nie dowiedziałem się wiele, to znalazłem w niej dowody na potwierdzenie stawianych przez siebie tez co do samego Palikota, jak i jego roli w polityce.

Książka jest niewątpliwie elementem szeroko zakrojonego procesu kształtowania wizerunku polityka PO w społeczeństwie, mającym na celu przedstawienie tego mistrza autokreacji w nieco innych, bardziej stonowanych barwach niż jest on w rzeczywistości. Ma to duże znaczenie dla polityka o dużych ambicjach i chęci posiadania władzy „tu i teraz”. Jasne jest dla mnie, że Palikot nie przyszedł do polityki by zasilić szeregi szarych, bezimiennych posłów. Jemu wydaje się, że tak jak szybko osiągnął szczyty w biznesie i zdobył niezależność finansową, tak szybko wybije się w polityce i zdobędzie władzę. To człowiek pracowity, kreatywny ale oportunista i cynik, zdolny, moim zdaniem, do absolutnie wszystkiego, aby zdobyć zamierzony cel. Tym bardziej jest niebezpieczny. Ponieważ książka jest elementem PR-u, trudno wywnioskować które zawarte w niej informacje są prawdziwe a które są ozdobnikami, mającymi dodać splendoru i powagi politykowi oraz wygładzić jego zszargany skandalami wizerunek. Przyjąłem więc proste założenie, oddzielam ziarno od plew w ten sposób, że to co niekorzystnego o sobie, swojej rodzinie, partii, drodze biznesowej to jest prawda, natomiast wszelki lukier, którym te informacje polewa to tak naprawdę zwykłe plewy, które mogą być prawdą, ale nie muszą. Biorąc pod uwagę cel książki, bardziej prawdopodobne jest, że pozytywne informacje są plewami, mającymi za zadanie wyszlifować kanty w jego tajemniczym życiorysie i sprostować zawiłości, które mogłyby postawić go w niekorzystnym świetle. Materiału jest zbyt wiele, aby opisać go w jednej notce, dlatego będę go podawał na raty, sukcesywnie w miarę wolnego czasu.

 

Teza nr 1. To Tusk nie chciał POPiS-u.

 

Palikot: Jest lipiec lub sierpień 2005 r., jestem wtedy z Rosołem, Schetyną, Nowakiem i Drzewieckim, (…) siedzimy na ulicy, pijemy białe wino i gadamy o bieżących sprawach. (…) Pamiętam, jak mi powtarzał bez przerwy Rosół, czy jakiś inny z młodszych ludzi: pamiętaj, Tusk zostanie prezydentem, a Schetyna premierem. (…) Nawet, jeśli Platforma przegra trochę z Pis-em w wyborach parlamentarnych, to i tak Tusk zostanie prezydentem. W negocjacjach trzeba będzie uwzględnić weto prezydenta i tak dojdzie więc do tego, że PiS zgodzi się na Schetynę jako premiera. Oni się nawet wtedy nie martwili, o przewidywaną już wtedy przez siebie przegraną z Pis-em w wyborach parlamentarnych, bo zakładali, że wygrane przez Tuska wybory prezydenckie i tak zmuszą PiS, żeby się zgodziło na premierostwo Schetyny. (…) był gotowy także inny scenariusz, że kiedy Tusk zostaje prezydentem, on (Schetyna – przyp.mój) jest u Kaczyńskiego wicepremierem i szefem MSWiA. Mając Tuska jako prezydenta dostawałby pole do twardej gry z Kaczorem i by go wcześniej czy później wgniótł w narożnik. (…) Wszystko poszło w diabły. Po podwójnej przegranej trudno było ustalić dobry pakiet kontrolny blokujący czy zabezpieczający Platformę w tym wszystkim. (…) My po podwójnej przegranej nic nie możemy zrobić. Mając Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta i nawet premiera od nas, wchodzilibyśmy w buty, które szykowaliśmy dla Kaczyńskiego.”

 

„Kiedy już wybory parlamentarne i prezydenckie zostały przegrane, Jarosław Kaczyński (…) podpowiada Donaldowi rozmaite rozwiązania. Że Donald zostaje marszałkiem, a Schetyna wicepremierem, Rokita drugim wicepremierem, a premier jest z PiSu. Donald w to nie wchodzi, wtedy pada propozycja, że Rokita zostaje premierem, Tusk jest marszałkiem, a ktoś z PiSu, np. Jarosław Kaczyński, wicepremierem. Tusk się tym bardziej nie może na to zgodzić, bo już wie, że gra Kaczyńskiego na Rokitę to jest tak naprawdę gra na rozbicie Platformy. Rokita nie będzie lojalny, będzie grał na siebie, jak mu Kaczyński da funkcję premiera, a Tusk i Schetyna będą zmarginalizowani”.

 

 

Palikot tym samym potwierdza, że wbrew temu co mówił Tusk, że Jarosław Kaczyński nie chciał koalicji z PO, ten drugi wykazał maksimum dobrej woli, aby koalicję zawrzeć. Tusk, nie mogąc zrealizować w takiej konfiguracji strategii „ogrania Kaczora” odrzuca propozycję objęcia teki premiera przez Rokitę. Jest to o tyle dziwne, że Rokita w kampanii wyborczej był lansowany na stanowisko premiera pod słynnym hasłem „Premier z Krakowa”. Więc chciał ograć nie tylko Kaczora, ale także Rokitę. Ale konfitury są dalej…

 

Wówczas zostaje podjęta decyzja o przejściu do opozycji. A w ślad za nią idzie cały PR bycia w opozycji. Wepchniemy ich w Samoobronę i LPR, skoro oni gotowi są na coś takiego pójść. Jednak Samoobrona to obciach i oni, obmacując się z Lepperem, stracą swoją czystość antykorupcyjną, pewną swoją siłę, za którą dostali mandat do rządzenia. (…) Scenariusz ten nie zakładał wcześniejszych wyborów, ale to, że przez cztery lata PiS się zużyje, a my będziemy jedyną partią, na którą społeczeństwo czeka. (…) Właśnie twardość Tuska z 2005 r., jego zdolność do zimnej analizy, spowodowała, że został wybrany scenariusz, który potem został rozegrany.”

 

 

No i wszystko jasne. Wmawianie wówczas i dzisiaj przez Tuska i Komorowskiego, że Kaczyński wybrał Leppera i Giertycha a nie ich, było perfidnym kłamstwem, którym karmili społeczeństwo w swojej PR-owskiej propagandzie opozycyjnej, o której mówi Palikot. Plan jak widać się powiódł, i pięć lat później Platforma Obywatelska ma rząd i prezydenta. Ale czy władza zdobyta nieuczciwie, na kłamstwie jest powodem do dumy? Komorowski, który wcześniej sam o sobie mówił, że był jednym z największych przeciwników POPISu, pod hasłem „Zgoda buduje” zdobył prezydenturę. Dziś zgoda buduje, a wówczas nie budowała? Wówczas, w celu zdobycia pełni władzy byli gotowi podpalić Polskę i kompromitować jej władze w kraju i za granicą. Zdobycie pełni władzy było dla PO ważniejsze niż reformowanie kraju wspólnie z PiS-em, ponieważ Platforma nigdy nie zamierzała niczego reformować. Im chodziło o władzę dla samej władzy, jak to ma miejsce obecnie. Wówczas koalicja z PiS, przy założeniu prezydentury Tuska, była PO potrzebna po to, aby – jak mówi sam Palikot – ograć Kaczora.

Tuskowi i jego drużynie, wydawało się wtedy i być może wydaje dzisiaj, że Polska to boisko do gry w piłkę nożną, której celem jest ogranie przeciwnika. Na razie 1:0 dla niego.

 

cdn…

 

 

 

 

 

 

Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka