Od pewnego czasu staram się udowodnić, że Palikot to nie jest postać wysokiej jakości, jak go chce przedstawić mainstreamowa propaganda. Zawsze mi się wydawało, że to zakompleksiony, przaśny, agresywny, niezrównoważony, mały człowieczek z małego miasteczka na lubelszczyźnie. Teraz już mam pewność. Dowodów na potwierdzenie moich tez dostarczył mi paradoksalnie sam Palikot w książce Ja, Palikot.
Oboje jego rodzice należeli do PZPR, ojciec był zaopatrzeniowcem w dużej firmie budowlanej w Biłgoraju, natomiast matka była zastępcą dyrektora finansowego w tej samej firmie. Palikot nie wymienia nazwy tej firmy. Wybiela ojca, mówiąc, że tak naprawdę był antykomunistą i słuchał Wolnej Europy. Wg mnie to lukier, którym polewa niechlubną przeszłość swojego ojca i prostuje jego życiorys dla potrzeb PR. Ale żeby nie przesłodzić dodaje, że ojciec był oportunistą i alkoholikiem, z którym nie miał dobrego kontaktu.
„Poszedłem do szkoły jako bardzo rozwinięte dziecko. Nauczyłem się pisać i czytać już wcześniej”,po czym dodaje: „Byłem dyslektykiem i dysgrafikiem, ale od małego oczytanym, zwracającym uwagę nauczycieli oczytaniem, a także zdolnością do matematyki”
To bardzo ważne zdanie, które na swój temat wypowiedział Palikot. Sprawdziłem, co dokładnie kryje się pod hasłem „dysleksja” i „dysgrafia”. Znalazłem na Wikipedii:
Dysleksja - zaburzenie manifestujące się trudnościami w nauce czytania i pisania. U dzieci z dysleksją zazwyczaj stwierdza się zaburzenia percepcji wzrokowej, słuchowej oraz integracji percepcyjno-motorycznej. Objawy dysleksji występują u mniej więcej 10% uczniów, pięciokrotnie częściej u chłopców. Dysleksja może być sprzężona z chromosomem Y decydującym o płci męskiej i dlatego jest przekazywana po linii męskiej z pokolenia na pokolenie. Charakteryzuje się nadpobudliwością psychoruchową, agresywnością i trudnościami wychowawczymi.
Dysgrafia – częściowa lub całkowita utrata umiejętności pisania, spowodowana mikrouszkodzeniami ośrodkowego układu nerwowego lub zaburzeniami ośrodkowych funkcji wzrokowych i słuchowych. Występuje w przypadkach uszkodzenia tylnych części drugiego lub trzeciego zakrętu czołowego półkuli lewej lub zakrętu nadbrzeżnego.
Mógł od razu napisać, że był dzieckiem specjalnej troski, tak jak dzisiaj jest politykiem. Bo, czy można umieć pisać i być oczytanym przed pójściem do szkoły, skoro ma się trudności w nauce pisania i czytania, a do tego ma się uszkodzony drugi lub trzeci zakręt czołowy półkuli lewej?:) Równie dobrze mógł napisać, że miał dyskalkulię i jednocześnie zdolności matematyczne. Taka „mała” niespójność, typowa dla wypowiedzi Palikota.
„Przez pierwsze dwa czy trzy lata ledwo zdaję z klasy do klasy. Jestem w ciągłym konflikcie z nauczycielami, z kolegami. (…) Gdzieś wybili szybę, gdzieś coś nabroili, wszędzie tam jest także moje nazwisko, zawsze w coś się pakuję”.
Hmm… Jak na bardzo rozwinięte, oczytane dziecko, całkiem nieźle…
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do charakterystyki dysleksji, do której przyznaje się Palikot. Wg wyżej podanych informacji, charakteryzuje się ona nadpobudliwością psychoruchową, agresywnością i trudnościami wychowawczymi. Te wszystkie cechy Palikot potwierdził w wywiadzie, opisując różne wydarzenia. Przytoczę jedno z nich:
„Teraz jeżdżę od spotkania do spotkania, również na wsi. Ludzie mi wymyślają od złodziei itd. (…) wychodzę zza stołu, ściągam marynarkę, wchodzę w tłum i idę do najgłośniej krzyczącego gościa, biorę go za marynarkę, przystawiam sobie twarz do faceta i krzyczę – Co ja panu ukradłem, niech pan to jeszcze raz powtórzy, wybiję panu zęby własną głową, rozumie pan? Pan teraz siada. Na sali jest kompletna cisza.”
W dalszej części książki potwierdza: „Nigdy w stu procentach nad sobą nie panuję”.
I ten człowiek ma aspiracje do rządzenia moim krajem?
„Brutalnie powiem, chcę władzy teraz i wiem, co umiałbym z nią zrobić. (…) Ja chcę rządzić, i to już jest zerwanie pierwszej maski spośród tych nakładanych przez polskich polityków. Nie chcę, ale muszę – hipokryzja”.
Będąc w liceum Palikot podobno został zatrzymany przez SB, za działalność opozycyjną. Mówi o tym w ten sposób:
Palikot:Składam jakieś zeznania, staram się powiedzieć jak najmniej, żeby nikomu nie zaszkodzić, ale i tak mam o to do siebie pretensje. Daleki jestem od triumfalizmu. Tyle, że ostatecznie nie idę na współpracę, nie zostaję TW. Przez cztery dni, kiedy oni mnie tam trzymają i przesłuchują, nie udaje im się mnie złamać.
Michalski:Jest Pan wówczas z siebie dumny?
Palikot:Nie, raczej nie mam poczucia własnej bohaterskości, raczej czuję, że otarłem się o autokompromitację.
Czy Palikot współpracował z SB czy nie, można sobie między wersami doczytać. Skoro nie dał się złamać, to dlaczego ma wrażenie, że się skompromitował? Składał – jak sam twierdzi – zeznania, o które ma do siebie pretensje. Więc…
Zostaje usunięty z liceum w Biłgoraju i z „wilczym biletem” zostaje przyjęty do liceum w Warszawie. Dziwne, ale niech mu będzie. Oficjalnie za „negatywny wpływ na innych uczniów”, ale Palikot twierdzi, że tak naprawdę usunięto go za działalność opozycyjną. Lepiej brzmi.
Po ukończeniu liceum, choć chciał studiować matematykę poszedł na KUL.
„Zarówno mnie, jak i moim rodzicom, zależało, żebym został inteligentem, więc poszedłem na KUL, bo takich jak ja, z wilczym biletem masowo przyjmowano. Wszyscy o tym wiedzieli. Ale na KUL-u nie było matematyki, więc wybrałem filozofię. Wydawało mi się, że jest matematyce najbliższa.”
W trakcie studiów na KUL-u, przeniósł się na studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim.
Następnie Palikot znów próbuje podrasować swój wizerunek i mówi:
„ Zresztą jak chciałem, już w 1985 roku, pojechać do Heidelbergu na studia filozoficzne i złożyłem wniosek o paszport w Biłgoraju, to znowu poszedłem do pierdla na 48 godzin za to, że chcę uciec”.
I w tym miejscu Prof. Kik powiedziałby o Palikocie: Toż on prawie skończył studia filozoficzne w Heidelbergu.Tylko na ile jest to prawda, co mówi Palikot? Na 48 godzin mógł trafić do aresztu, ale ze zgoła innych przyczyn. A tak może mówić, że jest niezdefiniowanym mędrcem, gdyż komuna nie pozwoliła mu potwierdzić swej wyjątkowości za granicą. Trudno uwierzyć, że człowiek, który pomylił filozofię z matematyką, tak załapał bakcyla, że chciał ją studiować na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie, a do tego tak perfekcyjnie opanował język niemiecki, choć jak twierdził, miał z nim problemy w szkole średniej. Ponadto, nie wydaje mi się, że aby studiować na jednej z najlepszych uczelni świata wystarczy tylko mieć paszport. O żadnych innych przygotowaniach, egzaminach Palikot nie wspomniał w swoim wywiadzie.
Ostatecznie, pracę magisterską napisałem z „Krytyki czystego rozumu”: „Transcendentalna jedność apercepcji”.
No i tu jest kolejny znak zapytania. Na swoim blogu i wywiadach dostępnych w internecie podawał, podobny, ale jednak inny tytuł swojej pracy magisterskiej, która miała brzmieć „Transcendentalna jedność a percepcja u Kanta”. Podany na stronach Wikipedii tytuł pracy magisterskiej brzmi natomiast „Transcendentalna jedność apercepcji u Kanta.”
Więc jaki, tak naprawdę, był tytuł pracy magisterskiej Palikota?
Następnie wspomina o doktoracie:
„Kierująca moim Zakładem Estetyki Katarzyna Rosner proponuje, żebym pisał u niej doktorat z Husserla, z jego dzieła „Kryzys nauk europejskich a fenomenologia transcendentalna…”
Temat doktoratu pojawia się w książce wielokrotnie, tak aby czytelnik nie zapomniał z kim ma do czynienia. Palikot doktorat podobno zaczął pisać, nawet napisał jego połowę, ale musiał zrezygnować, gdyż zaangażował się w biznes. Jak twierdzi z rozrzewnieniem, bardzo tego kroku żałuje. Ale dostrzegam też pewne nieścisłości dotyczące tego doktoratu. Po pierwsze, żeby zrobić doktorat nie wystarczy propozycja koleżanki, która musi przede wszystkim być już wtedy doktorem habilitowanym żeby móc promować doktora. Pani Katarzyna Rosner jest od 2002 roku prof. dr. hab. nauk humanistycznych, ale czy miała habilitację w 1989 r. kiedy Palikot ostatecznie zrezygnował z doktoratu nie udało mi się ustalić. Poza tym samo napisanie doktoratu nie oznacza, że ktoś doktorem się staje, gdyż przedtem trzeba uzyskać pozytywne opinie dwóch recenzentów, potem trzeba go obronić przed Radą Wydziału a następnie otrzymać akceptację Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, co wcale nie jest takie proste i oczywiste. Jak dla mnie, pisanie doktoratu z jednego dzieła jednego filozofa jest zbyt trywialne i temat, jaki podała pani Rosner średnio wg mnie na doktorat się nadaje. Bardziej na pracę magisterską. Doktorat musi coś wnieść do nauki. Ale być może filozofia rządzi się swoimi prawami, w odróżnieniu od ekonomii, w której ja się specjalizuję. Zresztą nie wiem, czy filozofię można w ogóle nazwać nauką. Bo niby nauką o czym? Wg mnie, to raczej paranauka, zupełnie nieprzydatna w codziennym życiu i pracy zawodowej, jak np. zawody inżynierskie czy prawo i ekonomia, i moim zdaniem, jeśli się nie chce pracować na uczelni, studiowanie filozofii jest zwykłą stratą czasu. Nie wymaga żadnych szczególnych umiejętności, logicznego myślenia, analitycznego rozumowania. Wystarczy mieć świetną pamięć i pamiętać, co kto i kiedy powiedział i co miał, lub mógł mieć na myśli. Być może upraszczam, ale uważam, że mówienie o Palikocie, jako o osobie „świetnie wykształconej” tak jak mówił ostatnio prof. Kik, jest sporym nadużyciem.
Palikot kilkakrotnie w książce ubolewa nad tym, że doktoratu nie ukończył… Cóż więc stoi na przeszkodzie, żeby go teraz ukończyć? Chyba na brak czasu nie może narzekać, a z obserwacji jego działalności wynika, że najwyraźniej się nudzi…
Cdn….
Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka