Czyżby tanie?

Pan premier podróżuje rejsowymi samolotami, głośno o tym fakcie w mediach.

Tym sposobem ma zaoszczędzić wielkie pieniądze, czy rzeczywiście?

Przecież nie leci sam, lecą z nim często jacyś ministrowie urzędnicy, leci ochrona.

Więc nie jest to wydatek jedynie na jeden bilet lotniczy w klasie biznes.

Oszczędność jak oszczędność, ale jaka propaganda! Premier oszczędza nasze pieniądze, jest wśród nas wyborców, prawie się z nami brata! Taki ludzki pan!

Można więcej zaoszczędzić i to kilkakrotnie – może lecieć klasą turystyczną, będzie jeszcze bliżej ludzi, ale widocznie niema zamiaru tłoczyć się z pospólstwem.

A jak jest z łącznością? Z samolotu rządowego można się połączyć ze wszystkimi ważnymi ośrodkami władzy w kraju, jak to wygląda w wypadku samolotu rejsowego? Słabiutko!

Czyżby Pan premier narażał państwo na niebezpieczeństwo?

Ciekawe jakie to są oszczędności, czy ktoś to policzył? Przeliczył nie tylko pieniądze?

Jedno pewne, kampania wyborcza pędzi dalej, a na czele widzimy Pana Tuska.

Jeśli PO chce wprowadzić tanie państwo to proponuję zwolnić z pracy przynajmniej połowę urzędników, rozwiązać różne agencje, jednocześnie uprościć wszelką dokumentację.

To będzie posunięcie dające olbrzymie oszczędności i pozwoli na szybkie załatwianie spraw.

Ale to nie nastąpi, bo skutki dla wprowadzającego takie rozwiązania byłyby opłakane.

To zwolnieni, ich rodziny, część znajomych, a może i pozostali urzędnicy nie zagłosują w najbliższych wyborach na tych co do tego doprowadzili. To kilkaset tysięcy, a może ponad milion straconych głosów. Więc czegoś takiego raczej nie doczekamy.

Będziemy jedynie świadkami teatralnych gestów zastępujących tanie państwo.

Podczas przyszłych wyborów przekonamy się ilu Polaków znowu dało się nabrać.