Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński
99
BLOG

Gaszę światło w Pałacu

Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński Polityka Obserwuj notkę 9

Wczorajszy wieczór w Pałacu Elizejskim to najpierw pasjonująca rozmowa w dwóch językach z prezydentem Niemiec, gdy ten wychodził ze spotkania z Sarkozym i żwawo maszerował do czekającego nań samochodu.

Ja: „Monsieur le Président !”
JE Prezydent Niemiec Horst Koehler: tup tup tup tup (idzie w stronę samochodu, kiwa do mnie ręką).
Ja: „Herr Präsident !”
JE Prezydent Niemiec Horst Koehler: tup tup tup tup szuuuu... łłłęęę... pluf ! wruuuum ! (dochodzi do samochodu, kiwa ręką, uśmiecha się do mnie, wsiada do samochodu, odźwierny zamyka za nim drzwi, samochód odjeżdża)
 
Ot taka sobie miła rozmowa. Koledzy stojący obok mnie na dziedzińcu Pałacu Elizejskiego (jeden od Reutersa i dwóch innych bliżej mi nie znanych) dziwili się, że też mi się chciało. Dobre pytanie...
 
Gdy tylko Koehler odjechał, ruszyła elizejska machina do komunikowania. I tu zrobiło się nagle dość ciekawie. Od Sarkozy’ego wyszedł Jean-David Levitt, doradca prezydenta do spraw dyplomatycznych, i jeszcze jeden doradca. Levitt poprosił swojego młodszego współpracownika, by z nami porozmawiał. Udaliśmy się więc na drugą stronę dziedzińca, do dość ciasnego i obskurnego pomieszczenia, którego jedyną ozdobą jest portret prezydenta. I tam ten człowiek z otoczenia prezydenta opowiedział nam (było nas chyba czterech), o czym panowie Sarkozy i Koehler rozmawiali.
 
Relacja ze spotkania była bardzo szczegółowa, oparta na kilku stronach notatek, które nasz rozmówca sporządził był podczas rozmowy. Ale miała ta relacja charakter „off”, czyli oczywiście to, co nam opowiadano, nie mogło w żadnym wypadku być przytaczane jako oficjalne wypowiedzi prezydenta Francji (ani prezydenta Niemiec).
 
Zamiast więc „Nicolas Sarkozy powiedział, że...” ma być „według otoczenia prezydenta, według jednego z doradców prezydenta, Nicolas Sarkozy powiedział, że...”. Powstają w ten sposób pół- i ćwierćcytaty, z których Pałac może się zawsze wycofać, gdy będzie taka potrzeba. Z drugiej strony takie drobne sympatyczne manipulacje pozwalają powiedzieć więcej niż mówią oficjalne komunikaty.
 
I to coś, co nam przekazano i czego nie będzie w oficjalnych komunikatach, było, jak śmiem twierdzić, dość spektakularne.
 
Po pierwsze, Koehler przychylił się do opinii Francji, że Europie potrzebna jest skoordynowana polityka gospodarcza. Skoro jest wspólna waluta, absurdem jest brak wspólnej polityki gospodarczej. „Powinniśmy od dawna bardziej was Francuzów słuchać w sprawie koordynacji gospodarczej” – powiedział Koehler (oczywiście, według jednego z doradców prezydenta Francji, wiadomo...)
 
Sarkozy oczywiście zgodził się z Koehlerem, który mówił przecież to, co prezydent Francji mówi od dawna. „Konieczna jest prawdziwa europejska polityka gospodarcza” – powiedział Sarkozy (znowu trzeba dodać: według pewnych źródeł zbliżonych do itd...).
 
To nie były wcale ot takie sobie niewinne słowa. Prawdziwa europejska polityka (na przykład gospodarcza, ale nie tylko) to przede wszystkim konieczność szybkiego podejmowania decyzji w imieniu całej Unii.
I odnośnie podejmowania decyzji, słowa Sarkozy’ego były nieskazitelnie wręcz jasne (wciąż oczywiście według „pewnych źródeł zbliżonych do...”, ale przypominam, że to źródło, z którym siedzieliśmy sobie pod portretem jego szefa, wyszło 10 minut wcześniej z rozmowy Sarkozy-Koehler z kilkoma stronami notatek i że to źródło otrzymało od najbliższego doradcy prezydenta polecenie, by z nami porozmawiać). Tak zwany przeciek kontrolowany.
 
A więc, według źródła, Sarkozy powiedział: „Złe funkcjonowanie Europy wynikało często z faktu, że duże kraje w niewystarczającym stopniu robiły to, co jest ich obowiązkiem i za co powinny być odpowiedzialne. Wszystkie kraje członkowskie mają te same prawa, ale nie mają takich samych obowiązków. Rzeczywistość jest taka, że jeśli duże kraje nie przejmą przywództwa i nie zmuszą innych do podejmowania decyzji, Europa nigdy niczego nie dokona. /.../ Duże kraje, a zwłaszcza Francja i Niemcy, muszą najpierw się porozumieć, by narzucać decyzje.”
 
W następnym zdaniu ta dość mocna wypowiedź została nieco złagodzona: „Nie chodzi o to, by decydować za innych, bo to Europejczycy muszą wspólnie decydować, ale chodzi o to, by zmusić Europejczyków do porozumienia się”.
 
Ta słowa Sarkozy wypowiedział w kontekście działań antykryzysowych, ale wyraźnie miał na myśli ogólną metodę podejmowania decyzji w Unii. Dodał wreszcie, że taka Unia, podejmująca sprawnie decyzje pod odpowiedzialnością dużych krajów, może być zdolna do narzucenia swojej wizji gospodarki i metod wyjścia z kryzysu całemu światu.
 
Na pewno nie brakuje prezydentowi ambicji.
 
Gdy już skończyła się nasza rozmowa, każdy usiadł przy swoim komputerku, by jakoś to wszystko ułożyć, napisać i wysłać.
 
Byłem już bliski końca pracy i w obskurnym pomieszczeniu dla dziennikarzy było nas już tylko dwóch. W pewnej chwili kolega od Reutersa skończył, spakował się, i podszedł do drzwi. Wychodząc zgasił światło. Pomyślałem sobie: Jak to, mam tu zostać sam, w ciemnościach, i to w dodatku z portretem Sarkozy’ego nad głową?
Powiedziałem zatem: „Hej, ja tu jeszcze jestem!”
Kolega od Reutersa, zakłopotany: „O przepraszam, nie zauważyłem, że jeszcze pracujesz. Tak się przyzwyczaiłem, że to zawsze ja wychodzę ostatni i gaszę światło...”.
 
No cóż, wyszło na to, że teraz to ja gaszę światło w Pałacu Elizejskim...
 
A może powienienem wreszcie zająć się czymś poważnym?...

Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka