Drobne wydarzenie ilustruje dość dobitnie różnice między dwoma światami, które spotkały się w niedzielę w Paryżu. Przypominam, że chodzi o szczyt, podczas którego powołano do życia Unię Śródziemnomorza.
Konferencja prasowa po zakończeniu obrad plenarnych szefów państw lub rządów z 43 krajów. W sali kilkuset dziennikarzy. Jak zwykle w takich sytuacjach, najpierw trzeba znaleźć krzesło (mnie udało się w pierwszym rzędzie), następnie zaś ci, którzy nie pracują tylko długopisem, ale również nagrywają dźwięki, muszą znaleźć odpowiednie miejsce do podłączenia magnetofonu, sprawdzić, czy dźwięk nie będzie przesterowany, czy ktoś nie podepcze kabla albo samego magnetofonu itd.
Po dłuższym oczekiwaniu przychodzą: Nicolas Sarkozy i Hosni Mubarak (dwaj współprzewodniczący obrad), a także Jose Manuel Barroso i Ban Ki-moon. Na dostawionym w ostatniej chwili krześle dosiada się również Bernard Kouchner, minister spraw zagranicznych, pewnie chciał być na zdjęciu.
Tuż przed nami, z boku sali ustawiają się różni ludzie z ekipy Sarkozyego. Jean-David Levitte, najważniejszy doradca Sarkozy’ego do spraw dyplomatycznych, mówi mi przy okazji z zadowoleniem, że teraz to już na pewno zostało załatwione spotkanie prezydentów Polski i Francji. Będzie dziś wieczorem, zaraz po przyjęciu dla szefów delegacji. Podziękowałem mu za ten exclusive (który zresztą okazał się nieprawdą, bo godzina spotkania została następnie jeszcze raz zmieniona i doszło do niego dopiero następnego dnia rano) i zacząłem od razu pisać depeszę w tej sprawie.
I wtedy właśnie nastąpiło owo drobne wydarzenie, o którym chciałem powiedzieć, ilustracja różnic kulturowych i politycznych między krajami Północy i Południa. Zaczęła się konferencja prasowa. Sarkozy z zadowoleniem i w nieco podniosłym stylu ogłosił powstanie Unii Śródziemnomorza. Po ostatnim, najmocniejszym zdaniu jego wypowiedzi, Mubarak zaczął klaskać, by pokazać swój entuzjazm. I oczywiście patrzył na nas i czekał, aż sala podejmie jego oklaski.
Sala nie podchwyciła, bo była to konferencja prasowa a nie wiec, i byliśmy tam po to, by notować, nagrywać i ewentualnie zadawać pytania. Mubarak musiał poczuć się trochę głupio ze swoją jednoosobową owacją, którą musiał dość szybko zakończyć. A Sarkozy z miłym uśmiechem wyjaśnił prezydentowi Egiptu, że we Francji dziennikarze nie klaszczą (tak naprawdę nie tylko we Francji oczywiście, ale ogólnie w krajach demokratycznych, w których prasa nie jest, albo stara się nie być, na usługach rządzących).
To są wciąż jeszcze dwa różne światy. Mubarak uważał, że skoro on klaszcze, to cała sala z zachwytem przyłączy się do prezydenckiej owacji. Nawet do głowy mu nie przyszło, że może być inaczej. Jego gest, naturalny pewnie w jego części świata, okazał się nieco śmieszny po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Może właśnie w niedzielę zrozumiał, że nie wszędzie jest tak, jak u niego?
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka