Do Pałacu Elizejskiego dotarłem wczoraj trochę za późno. Musiałem odstać wraz z innymi spóźnionymi dziennikarzami w kolejce do kontroli w wejściu do Pałacu. Jak zwykle, byliśmy wszyscy powoli przepuszczani przez bramkę jak na lotniskach, a torby, teczki i mój plecak przejeżdżały przez maszynę do prześwietlania. Rue du Faubourg Saint Honoré była zamknięta przez policję na odcinku biegnącym wzdłuż muru Pałacu, tylko w odległości może 100 metrów za barierkami stanęli miejscowi fani Obamy. Porządku w kolejce i na ulicy pilnowali policjanci. Gdy zbliżała się godzina przyjazdu kandydata, kazali nawet paru osobom stojącym w oknach sąsiadujących z Sarkozownią domów, by się schowali.
Do kolejki podeszła jakaś pani i zaczęła wymachiwać swoją kartą prasową. Powiedziała (z akcentem chyba amerykańskim), że jest dziennikarką i że musi wejść natychmiast. Policjant pokazał trzydzieści stojących tuż obok osób i poinformował, że to też dziennikarze i że trzeba czekać. Dama była wyraźnie nietutejsza, bo upewniała się jeszcze, czy to jest na pewno numer 55 (adres siedziby prezydenta Francji). Słusznie, to mogła być przecież piekarnia, a my staliśmy w kolejce po chleb, z aparatami fotograficznymi i kamerami na ramionach, i otoczeni policjantami, a to wszystko na ulicy zamkniętej dla ruchu samochodowego i pieszego.
Tuż przed Obamą przed Pałac zajechały trzy autobusy wypełnione dziennikarzami towarzyszącymi na stałe kandydatowi. Tych wpuszczono biegiem do Pałacu główną bramą dla samochodów, bez żadnej kontroli, bo mieli swoje plakietki sztabu Obamy i zostali uznani za pewnych. A sprytna dama, która przed chwilą próbowała wejść bez kolejki, przedostała się do tej grupy i mimo oporów jednego z policjantów, wbiegła na dziedziniec.
Uprzejmie donoszę zatem, że wczoraj na konferencji prasowej z udziałem prezydenta Francji i być może przyszłego prezydenta USA była pewna pani, która weszła tam bez żadnej kontroli, która mogła mieć przy sobie broń palną, nóż, siekierę, granaty, lub nawet – o zgrozo! – ulotki wyborcze McCaina.
Podczas konferencji prasowej Nicolas Sarkozy niby starał się o zachowanie neutralności, ale nie za bardzo. Można to streścić w przybliżeniu w następujący sposób: oczywiście to Amerykanie decydują, my się do tego nie mieszamy, ale jeśli pan wygra, panie Obama, to będzie super!
Sarkozy zaczął swoje krótkie wystąpienie przed dziennikarzami od przypomnienia swojego spotkania z Obamą w roku 2006 w Waszyngtonie. Powiedział to mniej więcej tak: „Byliśmy wtedy we dwójkę w pana biurze. Jeden z nas został potem prezydentem. A w takim razie ten drugi wie, co mu pozostało do zrobienia.”
Potem jeden z amerykańskich dziennikarzy zadał Sarkozyemu wprost pytanie: „Czy pan popiera kandydaturę Baracka Obamy, i czy mówił pan o tym z pańskim przyjacielem George’em Bushem”. Zanim Sarkozy zaczął odpowiadać, Obama wszedł mu w słowo: „Chciałbym przestrzec mojego przyjaciela Sarkozyego, by uważał odpowiadając na to pytanie, by BARDZO uważał, odpowiadając na to pytanie”. Tym razem Obama powiedział to prawie bez uśmiechu, jakby naprawdę chciał zapobiec ewentualnej nieprzemyślanej odpowiedzi prezydenta Francji.
A co na to Sarkozy? Otóż powiedział rzecz następującą, i każdy może osądzić, czy wziął sobie do serca ostrzeżenie swojego gościa:
„Życzę szczęścia (powodzenia) Barackowi Obamie. Jeśli on wygra, Francja będzie bardzo szczęśliwa. Jeśli wygra ktoś inny, Francja będzie... przyjaciółką Stanów Zjednoczonych Ameryki”.
Obama pochwalił w swoim krótkim wystąpieniu intuicję polityczną prezydenta Francji. Przypomniał tę samą wizytę Sarkozyego w Waszyngtonie w roku 2006 i powiedział, że ówczesny minister spraw wewnętrznych spotkał się wtedy tylko z dwoma amerykańskimi senatorami. „To byłem ja i John McCain”. Obecni w sali dziennikarze zareagowali śmiechem, a Obama dodał: „Sugeruje zatem obecnym tu dziennikarzom: jeśli chcecie wiedzieć coś o wyborach w USA, porozmawiajcie z prezydentem Francji”.
Jeden niesymetryczny szczegół rzucał się w oczy podczas konferencji prasowej: za Sarkozym stały flagi francuska i europejska. Za Obamą nie było nic. Stało się tak na prośbę jego ekipy, która chciała podkreślić, że jest on na razie tylko kandydatem i że stawianie za nim flagi amerykańskiej byłoby symbolicznym nadużyciem.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka