Po mojej niedzielnej nocnej szychcie w Pałacu Elizejskim, jak zawsze wspomnienie paru zabawnych scenek rodzajowych z cyklu „jak to na wielkich szczytach bywa”. W pewnym momencie, gdy czekaliśmy na zakończenie obrad szefów rządów lub państw strefy euro, widzę na dziedzińcu pałacyku sąsiadującego z Pałacem Elizejskim jakiegoś pana otoczonego sporą grupką dziennikarzy i oświetlonego lampkami kamer. Tłumaczył coś bardzo intensywnie.
Dołączyłem do tej grupy. Mówił o rezultatach obrad, które jeszcze się nie skończyły. Pewnie nie wytrzymał i musiał to powiedzieć jako pierwszy. Nagrałem więc jego wypowiedź, nawet go o jakiś drobiazg zapytałem. A potem zapytałem o najważniejsze, ale oczywiście nie tego jegomościa a stojącego tuż obok dziennikarza. Zapytałem szeptem, by zainteresowany ważny pan nie poczuł się urażony: „A czy wiesz kto to jest?” Kolega dziennikarz wiedział na szczęście, i dyskretnie wyjaśnił mi, że to był wicepremier i minister finansów Belgii, który właśnie robił numer Sarkozyemu i opowiadał nam o tym, co prezydent Francji zamierzał wyjawić za jakąś godzinę.
Zaraz obok, wokół innego ważnego pana, zgromadziła się inna grupka dziennikarzy z kamerami, mikrofonami i gębami do zadawania pytań. I tu nagrałem, a potem dopytałem dyskretnie o tożsamość wypowiadającego się. Jeszcze lepiej – to był premier Belgii.
Czy ja naprawdę muszę ich wszystkich znać?
Inna scenka – fałszywa informacja o zakończeniu obrad i popędzenie nas na konferencję prasową. Panowie z Pałacu, gdy staliśmy na dziedzińcu, mówią nam nagle: trzeba szyko iść na konferencję prasową. I prowadzą nas przez jakiś dziwny korytarz dla samochodów, zjeżdżający do podziemia Pałacu. W pewnym momencie pokazują nam metalowe schodki, które wyprowadzają nas ponownie na poziom gruntu, ale już w innej części Pałacu. Idziemy wzdłuż ogrodzenia od strony Avenue de Marigny, na wąskiej przestrzeni między metalowym płotem a murami Pałacu. Ta dość obskurna przestrzeń służy do przechowywania jakichś drewnianych stołów i krzeseł poustawianych w pewnym nieładzie, używanych pewnie od czasu do czasu na ogrodowe przyjęcia.
Prowadzą nas w tym przesmyku aż do ogrodu za Pałacem, i jeszcze do tego popędzają. Nagle znajdujemy się w prezydenckim ogrodzie, za salą, w której odbędzie się konferencja prasowa. Tu pada komenda „stój!”, i czekamy.
Po dziesięciu minutach stania nagle jeden z panów z obstawy mówi: „Bardzo przepraszamy, oni tylko wstali od stołu na chwilę i zrobili sobie przerwę, a my myśleliśmy, że to już koniec. Jeszcze raz przepraszamy. Proszę z powrotem na dziedziniec.” Przebiegamy ponownie truchtem w przeciwnym kierunku przez obskurną część Pałacu, i dalej czekamy. Ta scenka, oprócz tego, że była dość zabawna i że mocno zdenerwowała pewną dziennikarkę w mocno zaawansowanym wieku i poruszającą się z laską, świadczy też o tym, że były to naprawdę obrady za zamkniętymi drzwiami i że ludzie z otoczenia prezydenta mogli tylko sobie popatrzeć przez okno i zgadywać po ruchach prezydentów i premierów, co się zaraz będzie (albo nie będzie) działo.
No i oczywiście do tego jeszcze typowo wewnętrzny dziennikarski folklorek, nieunikniony gdy na niewielkiej przestrzeni trzeba zmieścić paruset nas pismaków, setkę kamer i bambusowy lasek mikrofonów. A tu jest moje miejsce, bo ja tu już wcześniej położyłem torbę, więc dlaczego stawiasz tu kamerę? A ty mi tu twoim mikrofonem na patyku przed obiektyw nie wyłaź! A ty tu nie stój, bo ja zaraz robię jazdę kamerą i jak Brown dojdzie do Sarkozyego to ja akurat znajdę się tam, gdzie ty teraz jesteś! A ja jestem telewizja taka i taka i należy mi się lepsze miejsce! Allô Monsieur Louvrier (jeden z ludzi Sarkozyego, odpowiedzialny za współpracę z mediami), tu taki i taki z telewizji takiej i takiej, czy nie może pan się postarać, żeby Merkel zatrzymała się i wygłosiła dwa zdania przed naszą kamerą, a nie przed tymi takimi owakimi z telewizji takiej i siakiej?
I pomyśleć, że ten szczyt 16 krajów strefy euro (bo była też już Słowacja) + Gordon Brown przez część wieczoru, został wymyślony przez Sarkozyego w piątek późnym popołudniem i ci nieszczęśni ludzie z Pałacu musieli wszystko zorganizować w ciągu zaledwie półtorej doby.
Kilkaset metrów dalej ludzie ustawiali się w długiej kolejce przed Grand Palais. Czekali na wejście na największą chyba w historii wystawę Picassa i malarzy, którzy go inspirowali (obrazy zostały ponoć ubezpieczone na sumę 2 miliardów euro). Nie wszyscy pewnie w kolejce wiedzieli, że jest kryzys, że po drugiej stronie Pól Elizejskich odbywa się jakiś szczyt. Niektórzy nie wiedzieli nawet pewnie, że za drzewami stoi Pałac Elizejski. I nie wszyscy oczywiście wiedzieli, że oto tuż obok Sarkozy właśnie dopisuje sobie kolejny rozdział do swojej historii.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka