Tak zdawali się śpiewać wczoraj w duecie, z iście czekistowskim zapałem i z niewielką troską o niuanse, panowie Vaclav Klaus i Marek Magierowski.
Pan prezydent Republiki Czeskiej chciał chyba dokuczyć Cohn-Benditowi, gdy po rzekomym incydencie (piszę „rzekomym”, bo istnieją różne wersje tego wydarzenia, o tym za chwilę) wypominał mu, że „taki styl komunikacji przestał obowiązywać po upadku komunizmu” (cytuję za portalem Wyborczej). Prezydent chciał chyba zasugerować, że to taki wstrętny komunista ten Daniel C-B, i myślał, że tym wypomnieniem najlepiej natręta pogrąży.
Panu prezydentowi trochę się różne rzeczy pomyliły. Pierwsza to to, że nikt we Francji nie nienawidził tak bardzo Cohn-Bendita, jak właśnie komuniści, i to z wzajemnością. Mówię zwłaszcza o jego wczesnym okresie, czyli o późnych latach sześćdziesiątych. Komuniści tak właśnie mieli, że podobnie jak Vaclav Klaus nigdy nie przepadali za ludźmi niesfornymi.
Najlepsze jest jednak święte oburzenie prezydenta Czech, że takie wybryki zdarzały się raczej za komuny. Czyżby? Za komuny chodziło się do władców i głośno wyrażało się swój sprzeciw? Ciekawa wizja historii. Właśnie wtedy coś takiego było nie do pomyślenia. I – co za paradoks! – karcący rzekomego komunistę prezydent zdaje się tęsknić za tamtymi czasami. Za skandal uważa to, że w demokracji można swój sprzeciw wyrażać w sposób otwarty.
Interesującym momentem było skierowane do Poetteringa żądanie, by ten uciszył Cohn-Bendita. Znowu to stare postkomunistyczne złudzenie, że przewodniczący Europarlamentu może po prostu wydać rozkaz eurodeputowanemu, by ten się zamknął.
Markowi Magierowskiemu również różne rzeczy się mylą. To tu:
http://blogrzeczpospolitej.salon24.pl/105990,index.html
Jego wizja Cohn-Bendita przypomina trochę złowrogie kukły amerykańskich kapitalistów lub prezydentów, które noszono na pierwszomajowych pochodach w latach pięćdziesiątych.
Cohn-Bendit to oczywiście – zdaniem MM – cham. Czy dlatego, że nie siedział z zachwytem w biurze Vaclava Klausa i ośmielił się wyrazić swoje zdanie? A w dodatku jest to złowrogi rewolucjonista, który – o zgrozo! – chce „poruszyć społeczeństwo” (a co to znaczy?). Potem w jednym zdaniu pada seria z propagandowego kałasznikowa: wstręciuch D.C.-B chce przekonać to społeczeństwo, że „państwo narodowe jest przeżytkiem, że religia jest zabobonem, że Ameryka jest zagrożeniem, że prawo do aborcji jest prawem człowieka, a związek dwóch gejów jest małżeństwem.” Teraz już oczywiście wszyscy posłusznie boimy się Cohn-Bendita. Chciałbym jednak zaznaczyć, jeśli ktoś tego nie zrozumiał, że powyższe zdanie jest cytatem z Marka Magierowskiego, a nie z Cohn-Bendita.
Krytyka Cohn-Bendita pod adresem Klausa ma być przejawem chamstwa. Marek Magierowski chyba nie słyszał, jakimi słowami ten sam czerwony Dany zaatakował Sarkozy’ego w sierpniu za to, że ten wybierał się na inaugurację olimpiady do Pekinu i że nie chciał wtedy spotkać się z Dalajlamą.
A co do samej relacji z sympatycznego spotkania u prezydenta Klausa, można również mieć co nieco wątpliwości.
Na przykład sprawa flagi. W relacji, którą przeczytałem w portalu Wyborczej, wyglądało to tak:
„Z zapisu wynika, że Klaus został brutalnie zaatakowany przez szefa europarlamentarnej frakcji zielonych Daniela Cohna-Bendita oraz irlandzkiego posła Briana Crowleya. "Daję Panu w prezencie flagę, którą powinien Pan wywiesić na Zamku. To flaga Unii Europejskiej" - oświadczył arogancko szef frakcji zielonych.”
Według „Le Monde” chodziło natomiast o taką miniaturową flagę do stawiania na biurku. Jeśli tak było, to zupełnym absurdem wydaje się, by Cohn-Bendit miał zalecać prezydentowi wywieszenie tego maleństwa za oknem.
A zamiast arogancji było tylko takie zdanie: „Panie prezydencie, skoro lubi pan tak bardzo Europę, pozwalam sobie sprezentować panu ten upominek”. No naprawdę, krwawy Dany...
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka