W roku 1981 byłem nastolatkiem, zaczynałem właśnie dojrzewać i co za tym idzie niezmiernie wk.. mnie ten cały festiwal Solidarności. No bo jakże to, mnie się tu pryszcze na twarz rzucają, a moi Rodzice w ogóle tego nie zauważają ? Ja bym chciał się poskarżyć na nową szkołę, a tu wieczory Rodzice poświęcają na słuchanie jakichś szumów i trzasków !? Albo czytają coś śmierdzące mydłem. A i w szkole, wyobraźcie sobie nie lepiej - prowadzają nas na taką nudną piłę "Człowiek z żelaza" i jeszcze twierdzą, że to ważny film.
I tak młody człowiek żuł swą samotność, boć przecież internetu nie było by się nią podzielić z jakimś ziomem. Latem, jak jeszcze mój wyprodukowany w poniedziałek Romet nie uległ zniszczeniu pod szybko rosnącym cielskiem, szło jakoś wytrzymać. Ale jesienią ? Siedzenie z kumplami w bramie odpadało, bo milicja pojawiała się szybko na każde wezwanie lokalnego ormowca. Zresztą siedzenie w zimnej bramie bez czegoś rozgrzewającego to czysty masochizm, a kartki na alkohol czternastolatkom nie przysługiwały.
Skoro nie w bramie to chociaż można by telefonicznie pogadać ? Zasadniczo tak, ale z kim ? My mieliśmy telefon, ale to był jeden z dwóch na osiedlu liczącym dwa tysiące ludzi. Ten drugi to była budka telefoniczna, niestety nie znałem jej numeru.
Czekałem więc z utęsknieniem na zimę, bo sanki jeszcze miałem sprawne, a i ewentualne zaloty do płci przeciwnej jakoś tak łatwiej zaczynać pod pretekstem zwykłego tradycyjnego obrzucania śnieżkami i nacierania śniegiem. ... No nieśmiały byłem. Zresztą przy takich pryszczach to każdy by był. Współczesny młodzieniec ma do dyspozycji pół apteki toników i kremów do twarzy, ja dysponowałem jedynie pastą BHP. Dla niezorientowanych - pasta BHP służyła robotnikom do usuwania z rąk tawotu, a inteligentom do drukowania gazetek. Stosowana przeze mnie w nadziei wypalenia pryszczy, jakoś nie zdała egzaminu.
Owszem, można było poczytać książkę. I czytałem. W pewnym momencie byłem zapisany do czterech bibliotek jednocześnie i czytałem nawet do dwudziestu tomów tygodniowo. Zrozumiałe, że w pewnym momencie wszystko co było warte przeczytania już przeczytałem. Książek dobrych wtedy wydawano niewiele, do mojego miasteczka dochodziła z tego może 1/3. Na półkach zaś przeważały wspomnienia Wandy Wasilewskiej lub innego Moczara. A na to byłem za mało twardy.
Można było za to posłuchać radia, np o 10 rano w niedzielę na trójce "60 minut na godzinę". Zresztą trójka wtedy nie była trujką i rzeczywiście warto było jej słuchać. Tu rzeczywiście duży plus w porównaniu z dzisiejszymi czasami.
Podsumowując, byłem szarym nastolatkiem z głuchej prowincji, z bardzo ograniczonym polem manewru, nastawionym wrogo do świata dorosłych, w którym jakaś tam Solidarność była ważniejsza ode mnie. Dla jasności to moi Rodzice niezbyt aktywnie uczestniczyli w tym ruchu, po prostu cieszyli się jak wszyscy. Tyle że byli nauczeni doświadczeniem tych wszystkich wcześniej przeżytych wojen, wywózek, odsiadek. Wiedzieli, że nie mogą liczyć w razie czego na pomoc z zagranicy, nie pomoże nam też swymi znajomościami dziadek-stary komunista (bo takich u nas w rodzinie nie bywało), nie mamy też szans na pomoc przyjaciół z pracy, bo oni sami niewiele mogli.
I Rodzice mieli rację, ci którzy w mojej miejscowości się wtedy zaangażowali trochę mocniej, trafili w Stanie Wojennym do więzień, a dziś nie siedzą w ławach poselskich, nie są prezesami przedsiębiorstw, nie są redaktorami naczelnymi gazet. Co najwyżej jeśli byli wtedy znakomitymi inżynierami z wielkimi perspektywami, to dziś prowadzą swój warsztacik oponiarski. Jak byli zaś prostymi robolami, to stoją do dziś za barem gdzieś w Ameryce czy Szwecji. Ale to tylko taka dygresja przy okazji argumentów, że "Niesioł siedział to mu się należy".
W każdym bądź razie moi rodzice się nie angażowali, za to skrzętnie się przygotowywali. 50kg cukru uciułanego z przydziałów kartkowych (i nie stanowi że w sporej części zasiedlonego przez mrówki faraona, po przepędzeniu nie ma różnicy), worek mąki, parę paczek świec, mydła, dwa wory ziemniaków w piwnicy. W listopadzie ćwierć sporej blondyny przyjechało ze wsi po czym zostało dobrze uwędzone na działce, Słoików przetworów z działki też w tym roku jakby więcej było w piwnicy. Wtedy nie rozumiałem po co w szafce takie ilości ligniny, dopiero potem skumałem, że choć lignina twarda i bez skrzydełek, to z braku czegoś lepszego, dla kobiet bywa towarem pierwszej potrzeby. Tak, życiowe doświadczenie moich Rodziców mówiło, że to wszystko się może przydać. Cóż, jak się pierwsze lata swojego życia spędza w leśnej ziemiance ukrywając na przemian przed Niemcami, Rosjanami, Ukraińcami, oraz polskojęzycznymi, to pewne odruchy ma się we krwi.
Kiedy więc nastała noc generała, Rodzice się wręcz uspokoili. Cóż, radość odeszła wraz z nadzieją na lepsze. Ale jeśli chodzi o strach, to chyba się nawet zmniejszył, w końcu strach przed nieznanym jest gorszy od strachu przed znanym.
A ja ? Cóż, poczułem co to siedzieć miesiącami w domu bez jakiejkolwiek sensownej rozrywki. Bez radia nawet, bez możliwości wyjścia na sanki, bo jak raz tam gdzie była stosowna górka, stacjonowali nerwowi sojusznicy. Bez korespondencji nawet, bo wpadłem na pomysł że epistolografia (takie prablogowanie) może być rozrywką, ale cenzura nie przepuszczała szczerych wypowiedzi w listach.
Kiedy dziś słucham młodych ludzi, którzy nie rozumieją czego ktoś się czepia generała, kiedy mówią że polityka to g*, a ważne by się piwa napić i pobalować, to ja im mogę powiedzieć że ja też tylko tego chciałem w ich wieku. Ale przez tego gnoja nie mogłem. I tego mu nie zapomnę choćby wyłgał się ze wszystkiego innego. Z kapowania na swoich kolegów z wojska, antysemickich czystek, napaści na Czechosłowację, strzelania do robotników, zrujnowania gospodarki, ośmieszenia Polski wstrzymaniem spłaty kredytów czy w końcu tchórzostwem przed sądem.
Inne tematy w dziale Polityka