Wojtek Kucharski Wojtek Kucharski
690
BLOG

Patriotyzm oparty na sprzeciwie

Wojtek Kucharski Wojtek Kucharski Patriotyzm Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

Znacznie łatwiej określić, co to jest patriotyzm niż opisać pojęcia takie, jak np. miłość, prawda albo bóg (pisany małą literą – jako hasło do różnych zastosowań), a nawet niż dobro i zło. 

Można tworzyć wiele finezyjnych definicji patriotyzmu. Będą się one jednak zawsze sprowadzać do dwóch podstawowych elementów: po pierwsze – wyróżnienia pewnej, szerszej niż rodzina i znajomi, grupy, z którą łączy nas wspólna historia; po drugie – dostrzeżenia, że możemy coś osiągnąć czy stracić wspólnie.

Do tak widzianego patriotyzmu da się odnieść na różne sposoby – a w ich ramach zasadniczo na plus lub na minus, otóż:

NA MINUS

a. było, minęło – wspólna historia jest tylko wspomnieniem, nieistotnym tłem, legendą, składową wykształcenia historyków i lingwistów – my „wybieramy przyszłość”;

b. z kim miało by się w ogóle działać wspólnie – z tymi, co piją, są dewotami, nigdy nic nie osiągnęli i nic im się nie udaje (vide: piłka nożna), śmierdzą, źle się ubierają, przynoszą wstyd za granicą, są złośliwi, zawistni i po prostu głupi?

NA PLUS

a. historia to – podobnie, jak ludzie, dzięki którym widzimy, co i w jakim zakresie jest w ogóle możliwe na świecie – pewien wzornik, można z niego czerpać schematy zarówno tego, co służy naszej zbiorowości, jak i – co jej szkodzi; jeśli jeden narciarz wykonuje zwinne ruchy i przejeżdża slalom z dużą prędkością, a my mamy spóźniony refleks i na jakieś tyczce zawsze wypadamy – sensownie by było zidentyfikować błąd… a dodatkowo, w pakiecie, mamy satysfakcję, bo wyszliśmy od problemu i, dzięki dobremu przykładowi, udało nam się ten problem pokonać; historia – zapisem, co dotychczas, jako zbiorowość, byliśmy w stanie przeprowadzić, przy takich czy innych uwarunkowaniach lub, również, co przyniosło porażkę – a więc historia jako źródło wiary w naszą siłę albo odtwórczą, albo nowatorską jako realizatorów wizji (społeczno-politycznych);

b. a jeśli tak (jak w punkcie wyżej) – charakter, talenty, przekonania, estetyka i występowanie piątych klepek u współrealizatorów projektów, które inicjujemy czy się w nie włączamy jest tylko jednym z uwarunkowań do przepracowania (czy np. mamy zrezygnować z samochodu, bo nad nasze miejsce parkingowe wychodzi daszek, a na tym daszku gołębie nic tylko się zasadzają, żeby zabrudzić nam szybę?)

Ci, co postrzegają patriotyzm ujemnie, też zwykle – ze względu na własne potrzeby społeczne – tworzą sobie pewną (sztuczną) grupę, z którą się utożsamiają: „młodzi, wykształceni, z dużych miast”, „dobrze sytuowani kosmopolici”, „podróżnicy i kolekcjonerzy wrażeń” itp. Te grupy, chociaż mają przedstawicieli, nie mają jednak historii. Nie spajają ich wspólne działania i doświadczenia twórcze, a tylko podobny sposób jednostkowego funkcjonowania (nawet, jeśli np. „podróżnicy” uskutecznią wspólną wycieczkę, a „kosmopolici” wywalczą brak opłat za roaming). W dodatku… narzucanie im (tym od ujemnego nastawienia do patriotyzmu), co i rusz, przynależności do grupy „rodaków” idzie zupełnie pod prąd ich skojarzeniom („polskość to nienormalność”). Nie ma w tym ani nic dziwnego, ani nie musi to być od razu konsekwencja „bolszewickiego” pochodzenia i wyssana w dzieciństwie gotowość „wysługiwania się obcym mocarstwom”. Po prostu – dążenie do samodzielnego budowania własnej przyszłości, w oparciu o dowolnie wybrane punkty odniesienia, z których istotnym jest zwłaszcza miejsce zajmowane przez siebie w hierarchii mniej lub bardziej realnie istniejących ahistorycznych grup.

Ci, z kolei, którzy w patriotyźmie widzą wartość… wartość tę nadmuchują poprzez przeciwstawianie własnej społeczności i „tych spoza niej”. Należą do „szlachetnych zwycięzców”, mówią językiem, który „wyraża najwięcej”, a ich „łąki posrebrzane pszenicą i pozłacane żytem” są najpiękniejsze. Wstają, jak „feniks z popiołów”, są „zawsze wierni”, honor jest dla nich ponad wszystko. Tylko oni pozostają „prawdziwi”.

Po stronie tych negatywnie odnoszących się do patriotyzmu są efemeryczne grupy i nie ma historii. W przypadku „prawdziwych dziedziców” jest (mam wrażenie, że dość wybiórczo traktowana) historia, do której trudno się odnieść, żeby kontynuować, zmienić kurs czy wyciągnąć wnioski, bo nie ma dążenia do współdziałania (poza „brązowieniem” historii i to przez każdą frakcję „dziedziców” odmiennie).

Coś jednak mogłoby być wspólne tym dwóm antagonistycznym grupom (które, np. wg Stanisława Michalkiewicza, nie tworzą już wspólnego narodu). Wspólny mógłby być sprzeciw wobec obrzydliwych politycznych manipulacji i oczerniającej Polskę propagandy, która rozpoczęła się (polecam, co do szczegółów, dostępny na yt wykład prof. Grzegorza Kucharczyka) od wrogiego nastawienia państw protestanckich do naszego katolicyzmu, od arian, którzy w połowie XVI w. zostali, wygnani z Polski, z powodów politycznych… a puścili famę o swoich tutaj prześladowaniach religijnych. Zaborcy, na długo przed zaborami, a co dopiero w trakcie, rozpowszechniali wieści o własnej wyjątkowej misji cywilizacyjnej względem dzikich Polaków. Rosjanie widzieli w Polakach zdrajców (prawosławnej, rzecz jasna) słowiańszczyzny. W czasie drugiej wojny powróciła też niemiecka idea krzewienia na naszych ziemiach kultury. Od z górą stu lat słychać, w zdecydowanie nieprzypadkowych momentach, o polskich prześladowaniach innych ras, zwłaszcza Żydów.

Czy wobec takich manipulacji, po których aż za dobrze widać, że wokół nas są zbiorowości (niewybrane przez nas wcale ze względu na imponujący dla nas status społeczny ich przedstawicieli… bez lęku odnoszące się do naszej świetlanej przeszłości, z Grunwaldem i Wiktorią Wiedeńską na czele), które na szkalowaniu nas na zewnątrz i ogłupieniu wewnątrz kraju CHCĄ COŚ ZYSKAĆ (tym samym my – niezależnie od stosunku do historii i chęci do współpracy z resztą „żywiołu polskiego” – zapewne coś stracimy…).

Czy w takiej sytuacji chcemy uciekać? Z kraju? W iluzoryczne zbiorowości? W starania tylko o własną przyszłość? Czy przypadkiem pewne zewnętrzne zbiorowości (niewątpliwie istniejące, skoro działają) nie chcą zlikwidować, wyeliminować, naszej zbiorowości, a panująca wśród nas dezintegracja jest do tego najlepszą drogą? Czy mamy się potulnie zgodzić, że atakowani są tylko ci „śmierdzący, głupi, nietolerancyjni” albo odwrotnie – że to wszystko przez tych, którzy swoim „pasożytowaniem na narodzie polskim” osłabili nasze państwo?

Myślę, że jedni i drudzy („narodowcy”, „indywidualiści… i wszyscy pomiędzy) mogliby się, dzięki trzeźwemu spojrzeniu na polityczne działania wokół i wobec nas, słusznie oburzyć i do tej słowno-psychologicznej walki stanąć. Z determinacją i odwagą.


Postanowiłem wrzucić tu parę tekstów niefabularnych. (Fabuły zdarzało mi się już próbować i wiem, na co mnie stać.) Teraz chciałbym się zorientować, na ile strawne są dla Was moje refleksje na temat życia. Będę wdzięczny za wszelką, pozytywną i negatywną krytykę ;-) – zależy mi, żeby pisać lepiej (uniwersalnie ;-) a nie tak, że tylko wtedy, kiedy sam odczytuję swój tekst, jest on zrozumiały). Chętnie bym się dowiedział, w którym miejscu zasypiacie i co z innych blogów polecacie jako kontrprzykład.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo