Znałem go całe jego dorosłe życie, chciałbym pożegnać.
Harnaś to jego pisarski pseudonim, swoje pięknie szyte góralszczyzną teksty tak podpisywał.
On był stąd od wielu pokoleń, ja zaledwie od 30-tu lat jego wierchy przechadzałem.
We mgle i ciemności kiedyś minąłem pyrć do siebie, gdy natknąłem się na niego w towarzystwie spytałem nieopatrznie „Nie wiycie ka moja chałpa?” Parę lat mi to potem przypominał.
W wielu miejscach się mijaliśmy, w różne pory roku. Podobnie jak on nie miałem przesytu bycia w górach. On mieszkał stale, ja góra parę miesięcy. Musiałem się obywać bez, a on co rano widział Magurę. Prawie zazdrościłem.
Wiedział, że góry to ludzie w nich, ożywiał opowieści o tym co minęło, o domach z jedną izbą, w jakich tu się żyło. Bo góry bez ludzi i ich historii to tylko kupa kamieni.
Chodził z heligonką i grywał, w osadzie (mini skansenie) na dole siadywał z pierwszym owczarzem przy piecu starej chałupy i opowiadał, dorzucając drew do ognia co czas jakiś.
Etykietką "regionalista" go oznaczyli. Używał mediów współczesnych w mądry i umiarkowany sposób.
Miał w sobie hyr, dumę, a i skromność, bez ceregieli gadał co myśli, a drugiego szanował.
W październiku schodziłem z wierchów, już się mroczyło trochę, z drugiej strony on z jakąś panią.
- Cześć Adam
- Gdzie się bierecie? Juz się ćmi.
- Jo tu kozdy kamień znom, ni ma krzoka coch go nie obsikoł. A ćmy się nie boję.
To były ostatnie jego słowa do mnie, zmarł nagle 11.11.2025, w wieku 43 lat.
Nie w ćmę poszedł harnaś. Pisoł się Kąkol. Cześć, Mariuszu
koniec notki
Inne tematy w dziale Kultura