Bydlę z Mordoru próbuje mówić ludzkim głosem. Idzie mu niesporo. Nie ma się co dziwić – to bydlę tylko, kute na cztery kopyta. Ćwierkać post-modernistycznie nie potrafi.
Próbuje szczebiotu, beztroskich pogwarek, zabawnych qui pro quo. Chciałoby prowadzić „najbardziej uroczy blog świata”, idzie mu to jak nauka angielskiego walca.
Wydurniać się, „bo na poważnie piszemy gdzie indziej” też nie potrafi, ani nie chce.
Próbuje znaleźć ten zły System, o którym tyle mówią. Przeszkadza mu wszak pamięć, odwoływanie się do niej i przypominanie czegoś, co było systemem naprawdę. Bydlę jest długowieczne, przez co łykowate i niestrawne, na dodatek do tego, że wredne; nie daje się wszak zwieść zapewnieniom o zdradzieckości i paskudnym systemie, co wokół.
Próbuje zgłębiać teorie katastrof. Katastrofy są tragiczne, nie godzi natrząsać się z nich mnożąc teorie.
Nie pisze listów otwartych, bo samą naturą listu jest jego zamkniętość, przeznaczenie zawartości do wiadomości adresata. Nie wygłasza publicznie apeli do innych obywateli, zwracając się do nich w formie, przy której „te” jest wzorem ogłady.
Nie obwiesza swojego kramiku świętymi obrazkami, wielkimi hieroglifami mott, nie okadza bogoojczyźnianym kadzidłem.
Pamięta, że uczynki miłosierdzia względem ciała kończą się na „umarłych pogrzebać” a względem duszy na „modlić się za żywych i umarłych”; nic mu nie wiadomo, żeby dodano „umarłych osądzać/potępiać”.
Mogłoby głosić, że jest Wielkim Pisarzem, którego każde zdanie bije na głowę wszystkie zdania noblistów razem wzięte, ale robienie z siebie pośmiewiska też ma jakieś granice.
Czasami opowie jaką drobną historię, niczym bajkę z mchu i paproci, tyle.
Oszpecono bydlęciu twarz, spalono nazwisko; ma wszak maskę, o której godność dba. zmordoru.salon24.pl/502886,22-lustro-weneckie-i-maska-dzurilli Minotaur z niego, co porusza się sprawnie w labiryncie własnych myśli, poglądów, uczuć. Podejmuje próby komunikacji.
Jest jednak coraz bardziej smutne i samotne, nie umie mówić głosem ludzi wokół. Nie umie głosem z kreciej nory kwiczeć w rozpaczy nad strasznymi czasami, w których przyszło nam żyć; ani też biadolić nad władzy porubstwem, niczym szczur spod biurka, za tylne kończyny w pułapce przytrzaśnięty.Szuka głosu ludzkiego. Próbuje naśladownictwa, ale ma poczucie, że to lipa, a gaworzyć bez przekonania nie potrafi.
Powinno pozostać w swoim labiryncie, nie gorsząc ni drażniąc swoją postacią nikogo.
Uparte bywa - sięga jeszcze po poezję, ostatnią deskę, esencję mowy. Tu powodzenie nader skromne.
Cóż może więcej – próbowało w ubiegłym roku, sięgnęło po Garczarka, kolędę spod Wyszemborka.zmordoru.salon24.pl/474364,piec-przystancie
Teraz jest bardziej zgorzkniałe, marnie to widzi. Nie potrafi - jakby nigdy nic - śpiewać kolęd. Boli je w środku, trzewia wykręca. Choć bydlę, swoje serce ma. Więc, wykręcając się od spirytusu i to metylowego, co w tym tekście jest, próbuje palącym głosem, nie swoim; jedynym ludzkim, jakim potrafi dziś się odezwać:
I nie mam uroczystej zastawy na stole
I nie ukrywam się za krzakiem drzewka
Czy za zasłoną parującej zupy
...
Dochodzą mnie zaklęcia pijanego ludu
Co usiłuje wymusić odpowiedź
Od milczącego na talerzu karpia
Życzę im by się przecież jakoś dogadali
Co się na pewno stanie skoro nawet talerz
Niedługo zacznie mówić ludzkim głosem
I barszcz i bigos i grzyby w kapuście
Rafał Wojaczek, Kolęda
Inne tematy w dziale Społeczeństwo