Awaria elektrowni atomowej w Japonii wywołana trzęsieniem ziemi rozpętała ogólnoświatową dyskusję-jak zwykle w przypadkach szybszego mówienia niż myślenia z inspiracji "lewych".
"Lewi" którym świat sie wali, kończą się sny o "multi-kulti", z powodów demograficznych państwa będą musiały zmienic swą politykę na prorodzinną-skończą sie więc pieniadze na lansowanie aborcji, homosiów i ich związków... "Lewym" zostały więc dwa tematy z ich "zdobyczy" dla ludzkości: ocieplenie klimatu i "nie atomowi".
Gdy więc tylko wystapiły problemy z japońską elektrownią atomową w ruch poszli natychmiast i "lewi", licząc iz na straszeniu ludzi coś ugrają. Dla każdego normalnie myślącego człowieka jasne jest iz awarie sie zdarzają, nikt normalny z powodu awarii nie nawołuje do zamykania całcy gałęzi przemysłu...Katastrofy sie zdarzają: toną tankowce z ropą, pękają tamy na rzekach, zawalają sie kopalnie, samoloty mają wypadki. Jakoś wtedy nie ma dyskusji o zamykaniu, likwidacji wszystkich tych urządzeń, zakładów (nie liczę oczywiście marginalnych grupek pojawiajacych sie przy każdym większym zdarzeniu).
A tu wystaczy jedna awaria-wywołana przez siły natury i już Merkel zamyka elektrownie na trzy miesiące, w USA kontrole elektrowni-ja sie pytam, jaki związek przyczynowo-skutkowy ma awaria w Japonii z elektrowniami w Niemczech i USA? Czyżby tam też spodziewali sie tsunami i trzęsienia ziemi?
Elektrownie atomowe mają swe plusy i minusy ale nie są większym zagrozeniem dla ludzi niż np. przemysł naftowy, podejrzewam też że wiecej ludzi ginie w kopalniach niż z powodu działania elektrowni atomowych. Świat z każdym rokiem potrzebuje coraz więcej energii, należy zastanowić się czy wolimy mieć kilka nowych np. elektrowni na węgiel czy jedną atomową.
Jedno wiemy juz dzis na 100% -wiatrem przemysłu nie napędzimy.
Inne tematy w dziale Polityka