Skazane dziennikarki Biełsatu, Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa, fot. PAP/EPA/STRINGER
Skazane dziennikarki Biełsatu, Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa, fot. PAP/EPA/STRINGER

Białoruś: Dziennikarki skazane na dwa lata więzienia za relacjonowanie protestów

Redakcja Redakcja Białoruś Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

Sąd w Mińsku skazał dwie dziennikarki Biełsatu, Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową na dwa lata pozbawienia wolności za prowadzenie relacji online z protestu przeciwko sfałszowaniu wyników wyborów prezydenckich. To pierwszy na Białorusi taki wyrok. Według organizacji praw człowieka proces miał charakter polityczny.

Biełsat jest jedyną na terytorium kraju białoruskojęzyczną telewizją. Nadaje z Polski, a organizacyjnie jest częścią TVP. Na Białorusi jest dostępna przez internet oraz przez satelitę.


- To czarny dzień dla Biełsatu, białoruskiego dziennikarstwa i Białorusi – komentuje szefowa telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy. - Powiem więcej, to początek wielu czarnych dni dla białoruskiego dziennikarstwa.

Oprócz wymierzenia kary więzienia, sędzia Natalla Buhuk nakazała konfiskatę sprzętu technicznego, którego dziennikarki używały w pracy, a także zniszczenie ich osobistych notatników. Telefony, laptopy i pendrive’y będą mogły zachować.

Dziennikarki oskarżone o naruszanie porządku publicznego

Kary dwóch lat więzienia domagała się prokuratura. Według oskarżenia dziennikarki, pracując, organizowały działania poważnie naruszające porządek publiczny i uczestniczyły w nich.

Oskarżenie twierdziło, że prowadząc relację online, kierowały demonstracją i doprowadziły do paraliżu komunikacji miejskiej. Swoje działania wykonywały, jak stwierdzono, przy użyciu „telefonów komórkowych, kamer wideo, statywu i kamizelek z napisem "PRASA”. Argumentowano, że poprzez relację reporterki dążyły do zgromadzenia „aktywnych uczestników protestu” w celu „możliwego oporu wobec funkcjonariuszy”.

Obrońcy dziennikarek argumentowali, że wykonywały one obowiązki dziennikarskie, nie przekraczając ich i korzystając przy tym ze swoich konstytucyjnych praw.

- Dziennikarki relacjonowały protest. Opisywały to, co dzieje się na ulicy – powiedział Radiu Swaboda adwokat Siarhiej Zikracki. Proces uznał za „absurdalny”. Według prawnika wszystkie postępowania, wszczęte w związku z udziałem w protestach, są „absolutnie niezgodne z prawem, ponieważ obywatele realizują swoje prawo do pokojowego protestu”.

skazane dziennikarki, Biełsat, Białoruś, salon24
Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa za kratami, fot. PAP/EPA/STRINGER

Reporterki zatrzymano 15 listopada, kiedy prowadziły relację online z mitingu upamiętniającego pobitego na śmierć Ramana Bandarenkę. Dziennikarki znajdowały się w jednym z mieszkań na 13 piętrze. Tego dnia demonstrację brutalnie rozpędzono, a symboliczny memoriał Bandarenki milicja zniszczyła.

Od chwili zatrzymania obie kobiety stale były przetrzymywane w areszcie. Sędzia zdecydowała, że okres ten zostanie im zaliczony na poczet zasądzonej kary więzienia.

Organizacje praw człowieka i broniące dziennikarzy uznały zatrzymanie, uwięzienie i proces Andrejewej i Czulcowej za motywowane politycznie. Zostały one uznane za więźniarki polityczne.

KE: To kontynuacja brutalnych represji na Białorusi

Komisja Europejska skrytykowała skazanie na Białorusi dwóch dziennikarek telewizji Biełsat na kary pozbawienia wolności. - To kontynuacja haniebnych i brutalnych represji białoruskich władz przeciwko obywatelom Białorusi - powiedział rzecznik KE Peter Stano.

- Śledzimy sprawę bardzo dokładnie. Ten wyrok pokazuje kontynuację haniebnych i brutalnych represji białoruskich władz przeciwko obywatelom Białorusi, przeciwko obrońcom praw człowieka, aktywistom i społeczeństwu obywatelskiemu oraz przeciwko dziennikarzom. Te działania są nie do przyjęcia - powiedział.

Dodał, że KE wzywa białoruskie władze do respektowania wolności wypowiedzi i gromadzenia się obywateli. - Widzimy kontynuację (kampanii) zastraszania, która eskaluje - powiedział. Zaznaczył, że dochodzi do zastraszania aktywistów i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, obrońców praw człowieka, przedstawicieli związków zawodowych, a także dziennikarzy.

- Potępiamy ataki na prasę, media, dziennikarzy na Białorusi. Wzywamy władze białoruskie, aby przestały to robić - powiedział. Zaznaczył, że są to próby ograniczenia swobodnego przepływu informacji.

Proces kolejnej dziennikarki na Białorusi

Dziś ma się rozpocząć kolejny proces karny wobec dziennikarki. Kaciarynie Barysewicz, dziennikarce TUT.by zarzucono ujawnienie tajemnicy lekarskiej, gdy poinformowała, że w krwi Bandarenki nie było alkoholu (wbrew oświadczeniom władz, w tym Alaksandra Łukaszenki).


- Przyzwyczailiśmy się, że represje eskalują. Nasi dziennikarze najpierw dostawali grzywny, potem byli zatrzymywani. Następnie zaczęto ich umieszczać w areszcie za "wykroczenia", a teraz zaczęły się sprawy karne i dziennikarze są po prostu wsadzani za kraty – mówi Romaszewska-Guzy.

W ubiegłym roku 26 dziennikarzy Biełsatu odsiedziało od kilku dni do dwóch tygodni, niektórzy dwukrotnie, a jeden – trzykrotnie. Obecnie w areszcie przebywa operator Zmicier Sołtan, w czwartek po 10 dniach na wolność wypuszczono reporterkę Lubou Łuniową.

- Co my możemy w tej sytuacji zrobić? Na pewno nie możemy się wycofać, bo jakiekolwiek przerwanie czy wstrzymanie naszej działalności byłoby pokazaniem, że zastraszanie przyniosło skutek. Nie możemy dać za wygraną, by poświęcenie naszych koleżanek nie poszło na marne – przekonuje dyrektorka Biełsatu. - Będziemy pracować dalej – zapewnia.

Romaszewska-Guzy uważa, że potrzebna jest zdecydowana reakcja na to, co dzieje się na Białorusi. - Jestem przekonana i staram się to głosić wszędzie, że tutaj potrzebne są jak najmocniejsze kroki, m.in. ze strony UE – mówi. Jej zdaniem dotychczasowe sankcje można uznać za „działania symboliczne”.

"Łukaszenka jest spanikowany"

- Ta niewielka ilość zakazów wjazdu i jakieś nieliczne sankcje to na pewno nie uderzyło w ten reżim. Poza tym konieczny jest nacisk na (prezydenta Rosji) Władimira Putina, który jest głównym oparciem Alaksandra Łukaszenki. Nie wiem, czy Unia jest na to gotowa, ale to jest bardzo potrzebne – twierdzi dyrektorka białoruskojęzycznej telewizji.

- Zgadzam się z opinią, że Łukaszenka (reprezentuje) ten typ wschodniej satrapii, która szanuje tylko siłę. Te sankcje, które dotąd zastosowała Unia, na pewno nie były przejawem siły i na pewno nie były tak odebrane w Mińsku – mówi Romaszewska-Guzy.

- Oczywiście nie ma złudzeń, że o sytuacji na Białorusi decydują sami Białorusini. Te działania zewnętrzne, sankcje, mogą to jedynie ułatwić – ocenia. Jej zdaniem trudno prognozować, czy „droga Białorusinów będzie krótsza czy dłuższa”.

- W lecie i na jesieni wydawało się, że to może stać się szybciej, ale reżim okazał się silny represjami – mówi Romaszewska-Guzy. Jej zdaniem niespotykana dotąd w historii niepodległej Białorusi skala represji świadczy o „ogromnym strachu” władz.

- Nie mam wątpliwości, że represje są po raz pierwszy tak ogromne dlatego, że po raz pierwszy Łukaszenka ma bardzo poważną szansę stracić władzę. On jest spanikowany – przekonuje.

- Całe jego otoczenie też sobie z tego zdaje sprawę, ale, z drugiej strony, obserwując tych ludzi, którzy "produkowali" proces naszych dziennikarek, widać, że odruchy warunkowe wykształcone przez reżim są ciągle silne. Dwudziestodwuletnia pani prokurator, niewiele starsza sędzia – one nie wierzą, że Łukaszenka się kiedyś skończy. A kariera przed nimi jeszcze przecież długa – mówi Romaszewska-Guzy.

ja

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka