Prof. Antoni Dudek ostrzega PiS przed odwetem ze strony sędziów po ewentualnej porażce wyborczej.
Prof. Antoni Dudek ostrzega PiS przed odwetem ze strony sędziów po ewentualnej porażce wyborczej.

Prof. Antoni Dudek: Porażka PiS skończy się wendettą ze strony sędziów

Redakcja Redakcja Porozumienie Obserwuj temat Obserwuj notkę 81
Jarosław Gowin poczuł się po raz kolejny oszukany, dlatego poparł kandydata opozycji na Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie to będzie jednak powodem odejścia Gowina ze Zjednoczonej Prawicy, a obrona klasy średniej – prognozuje w rozmowie z Salonem 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk UKSW.

Wiele się dzieje na polskiej scenie politycznej. Kandydat Polskiego Stronnictwa Ludowego na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich, prof. Marcin Wiącek, otrzymał poparcie ze strony nie tylko całej opozycji, ale też Porozumienia Jarosława Gowina, polityków, którzy odeszli z Prawa i Sprawiedliwości, a nawet posła PiS - Zbigniewa Girzyńskiego. Czy oznacza to, że to koniec sporu wokół wyboru RPO i jakie będą skutki dla koalicji rządzącej?

Prof. Antoni Dudek: Tego, czy będzie to koniec sporu wokół wyboru Rzecznika Praw Obywatelskich oczywiście nie wiem, choć bardzo bym chciał, aby został on wreszcie wybrany. Natomiast widzimy, że te deklaracje jedności, które padły ze strony liderów PiS, Porozumienia i Solidarnej Polski podczas ogłoszenia Polskiego Ładu, nie znaczyły nic. Obserwujemy kolejną woltę Porozumienia, która jest zresztą jak najbardziej zrozumiała.

Dlaczego?

Dlatego, że jak wiemy, była dżentelmeńska umowa pomiędzy PiS i Porozumieniem: jeśli kandydatura posła Bartłomieja Wróblewskiego przepadnie, nowym kandydatem na RPO będzie ktoś wskazany przez Porozumienie. I partia Gowina wskazała prof. Konopczyńskiego, ale jego kandydatura została natychmiast przez PiS zdeprecjonowana. Gowin poczuł się po raz kolejny oszukany, postanowił zaprotestować i poparcie dla prof. Wiącka jest tego wyrazem.

Senator Jan Filip Libicki napisał, że po raz pierwszy nastąpiło rozszczelnienie w obozie rządzącym, że to wielki sukces Władysława Kosiniaka-Kamysza i Polskiego Stronnictwa Ludowego, które budować chce nową chadecję. Pierwszym rozszczelnieniem był chyba jednak spór o wybory kopertowe, ale czy faktycznie możemy mówić o sukcesie lidera ludowców i początku budowy czegoś nowego?

O sukcesie Władysława Kosiniaka-Kamysza będziemy mogli powiedzieć dopiero wtedy, gdy sprawę uda się doprowadzić do końca, zatem jeśli prof. Wiącek zostanie Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Natomiast nie przeceniałbym tego w kontekście rozpadu koalicji i budowy jakiejś alternatywy dla PiS. Bo po pierwsze: zgadzam się z Panem, że do pierwszych pęknięć w obozie władzy dochodziło już wcześniej. I, że newralgicznym momentem był spór o wybory kopertowe. Przypomnę tylko, iż nie było to pierwsze rozszczelnienie w Zjednoczonej Prawicy. Problemy zaczęły się już po wyborach 2019 roku, gdy ziobryści wprost sugerowali konieczność wymiany premiera Mateusza Morawieckiego na kogoś innego. Potem doszły też kolejne kryzysy. Powtórzę – spór wokół RPO nie przesądzi jeszcze o rozpadzie Zjednoczonej Prawicy. O odejściu Gowina zdecydować może coś innego, na pewno nie będzie to batalia o Rzecznika Praw Obywatelskich.

Co w takim razie może zdecydować?

Wydaje mi się, że powodem odejścia Gowina będą propozycje podatkowe z Polskiego Ładu. Gdy przejdą rozwiązania podwyższające obciążenia dla klasy średniej, Porozumienie, które lansuje się jako formacja reprezentująca interesy klasy średniej, będzie miało poważny powód do wyjścia ze Zjednoczonej Prawicy. I przedstawienia tego na zasadzie: chcieliśmy jedności centroprawicy, ale nie możemy zdradzić ukochanych wyborców.

Czyli wcześniejsze wybory – odbędą się one jesienią, wiosną przyszłego roku?

Bardzo mało prawdopodobne, by odbyły się jesienią tego roku. O ile rozpad Zjednoczonej Prawicy jest pewny, to wcześniejsze wybory już niekoniecznie. Pamiętać należy, że spośród możliwych scenariuszy skrócenia kadencji Sejmu, mało prawdopodobne jest samorozwiązanie – bo wymagałoby głosów zarówno PO, jak i PiS. Zdecydowanie większe szanse ma np. nieuchwalenie budżetu. Wtedy prezydent rozwiązuje Sejm, ale nie wykluczam też, że rząd przetrwa jako gabinet mniejszościowy. Dużo łatwiej jest tak rządzić, gdy ma się po swojej stronie głowę państwa.

Wcześniejsze wybory dają partii rządzącej wciąż przewagę, możliwość stworzenia największego klubu. Nawet, gdyby obecna opozycja stworzyła rząd, to składałby się on z wielu bardzo różnych partii, do tego miałby przeciwko sobie prezydenta i media publiczne. W tej sytuacji może PiS-owi opłacałyby się wcześniejsze wybory, bo albo by je wygrał, albo przez kilka lat byłby w opozycji, skutecznie punktował słaby rząd i przejął pełnię władzy w kolejnej kadencji?

Wcześniejsze wybory faktycznie byłyby sprawą otwartą i PiS mógłby je nawet wygrać. Jednak w razie porażki, scenariusz skutecznej gry opozycyjnej przewidzianej na kilka lat jest nierealny. Z prostej przyczyny: owszem, przez lata III RP przyzwyczailiśmy się do tego, że politycy w kampaniach mówią o rozliczeniach rywali, ale po dojściu do władzy poprzedników zostawiają w spokoju. W przypadku PiS będzie inaczej, gdyż jest ogromne wzburzenie i wściekłość w środowisku sędziowskim. W PiS i Solidarnej Polsce zdają sobie sprawę, że oddanie władzy będzie oznaczało dla wielu ich polityków procesy, a przy tym nastawieniu sędziów być może nawet surowe kary. Dlatego żadne kalkulacje typu – oddajemy władzę, by potem bardziej wygrać – nie mają tu zastosowania. Bo a partii rządzącej wiedzą, że jej porażka to wendetta ze strony wymiaru sprawiedliwości. 

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka