Barbara Piwnik. Fot. screen Polsat News
Barbara Piwnik. Fot. screen Polsat News

Rewolucja w Sądzie Najwyższym. "Dobrze, niech się sędziowie biorą do roboty!"

Redakcja Redakcja Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 63
W czasie, gdy zaczynałam orzekać w Sądzie Wojewódzkim, który wówczas był sądem pierwszej instancji na przykład w sprawach zabójstw, drugą instancją był Sąd Najwyższy. Nie widzę przeszkód, by i dziś było podobnie. Apeluję, byśmy o ewentualnych reformach w wymiarze sprawiedliwości rozmawiali merytorycznie i spokojnie – mówi Salonowi 24 Barbara Piwnik, sędzia, minister sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera.

Pojawiły się w mediach pierwsze szczegóły zmian w Sądzie Najwyższym. Zakładają one powołanie dwóch izb zamiast pięciu, pełną reorganizację najważniejszego sądu w kraju. To dobry, czy zły pomysł?

Barbara Piwnik: Bardzo dobry! Niech sędziowie Sądu Najwyższego biorą się do roboty! A teraz, zupełnie poważnie. W ramach tych reorganizacji mieliby przejść do normalnego sądzenia, absolutnie nie mam nic przeciwko temu. W czasie, gdy zaczynałam orzekać w Sądzie Wojewódzkim, który wówczas był sądem pierwszej instancji na przykład w sprawach zabójstw, drugą instancją dla takich spraw był właśnie Sąd Najwyższy.

Obok spraw zarezerwowanych dla SN, rozpatrywano też rewizje wyroków (dziś nie ma rewizji, są apelacje). Dopiero po 1989 roku powstały Sądy apelacyjne, okręgowe, kolejna instancja. Sąd Najwyższy pozostał, ale rozpatruje dziś sprawy nadzwyczajne, kasacje. I jako sędzia z wieloletnią praktyką nie widzę przeszkód, by i dziś Sąd Najwyższy stał się drugą instancją odwoławczą. To posłużyłoby wszystkim, może z wyjątkiem tych sędziów, którzy nagle musieliby zmieniać swoją codzienną praktykę i wrócić do normalnego orzekania.

Przeczytaj też:

Lotto zagra w kosza o medal w Paryżu

Dlaczego banki centralne inwestują w złoto? NBP wyjaśnia


Kontrowersje budzi jednak reorganizacja wspomnianych izb. Ich zmniejszenie z pięciu do dwóch. Ma to być, wg części komentatorów, koniec Sądu Najwyższego?

Może dobrze by było, aby ci wszyscy, którzy tak chętnie wieszczą koniec świata, poznali historię swojego kraju i polskiego wymiaru sprawiedliwości. Pamiętam czasy, gdy sędziowie Sądu Najwyższego na dorocznych spotkaniach roboczych spotykali się z nami, czyli sędziami Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Rozmawialiśmy o problemach orzeczniczych, rozstrzygnięciach, pracy sądów. Było to lepsze od organizowanych dziś szkoleń. Koniec świata nie nastał! W związku z tym, nie dostrzegam większych zagrożeń. Oczywiście, zmiany w Sądzie Najwyższym będą wymagały większego nakładu pracy ze strony tych, którzy dziś zajmują się innymi sprawami.

Wątpliwości wzbudził też temat tego, że sędziowie mieliby decydować, czy chcą dalej orzekać, czy nie?

Tu nie jest prosta sprawa, bo według konstytucji sędziego nie wolno tak po prostu zwolnić, czy przenieść ze stanowiska na stanowisko. I jeśli sędzia nie zgodzi się na przeniesienie, automatycznie przechodzi w stan spoczynku z zachowaniem pełnego uposażenia do osiągnięcia wieku emerytalnego.

Konstytucji tak łatwo nie da się obejść, więc tych zagrożeń nie jest wcale tak wiele, jak się niektórym wydaje. Natomiast powtórzę coś, co mówiłam już publicznie. Uważam, że może nie byłoby źle, gdyby Sąd Najwyższy, który jest tak rozbudowanym i liczebnym pod względem kadrowym sądem był bliższy orzecznictwu, które bezpośrednio dotyczy ludzi. Zupełnie inaczej jest, gdy ktoś zajmuje się tylko wąskimi problemami, związanymi z kasacją, a inaczej, gdy ktoś musi wejść w sprawy dotykające na co dzień obywatela. Apeluję, byśmy o ewentualnych reformach w wymiarze sprawiedliwości rozmawiali merytorycznie i spokojnie.

Przeczytaj też:

Zbigniew Boniek poszedł się sądzić z Nisztorem. Rachunek na blisko 400 tys. zł pokrył PZPN

Kuzyn Jarosława Kaczyńskiego ujawnił jego stan zdrowia


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo