Ursula von der Leyen przejdzie do historii jako symbol rozpadu Unii? Fot. europa.eu
Ursula von der Leyen przejdzie do historii jako symbol rozpadu Unii? Fot. europa.eu

Prawdziwi winowajcy rozkładu Europy

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 196
Nie zazdroszczę Ursuli von der Leyen. Ale niestety - przejdzie ona do historii jako symbol pokolenia, które pogrzebało piękny projekt o nazwie Unia Europejska.

Z podręcznika do historii z roku 2122

Uwaga! Pilna sprawa! Jestem w posiadaniu podręcznika do historii z przyszłości. A konkretnie z roku 2122. Nie pytajcie mnie, jak go zdobyłem. Pozwólcie, że przytoczę wam z niego fragment dotyczący nieszczęsnego zawalenia się Unii Europejskiej.

Unia Europejska rozpadła się - jak powszechnie wiadomo - pod koniec trzeciej dekady XXI wieku. Dlaczego do tego doszło? Jak to się stało, że już kilka lat po Brexicie w ślady Wielkiej Brytanii poszło wiele kolejnych krajów? W wyniku czego w Unii pozostali w roku 2029 tylko Niemcy, Austria, Holandia i Luksemburg? A przecież jeszcze na początki XXI wieku Unia wydawała się na dobrej drodze do roli globalnego supermocarstwa. Cóż za spektakularny upadek!

Aby zrozumieć, co się właściwie wydarzyło, cofnijmy się o kilka dekad. Unia Europejska zrodziła się po II wojnie światowej z marzeń o kontynencie żyjącym ze sobą w pokoju, partnerstwie i dobrobycie. Przez pierwszych 50 lat szło całkiem dobrze. Udało się osiągnąć bezprecedensowy poziom współpracy gospodarczej oraz wymiany międzyludzkiej. Granice przestały być barierą nie do przejścia. Zaczęły się nawet marzenia o „europejskim narodzie”.

Polecamy teksty Rafała Wosia:

Każdy kolejny pożar ma być ich ostatnim. Ale wtedy na ratunek PiS przychodzi PO

Rany boskie! Państwo drukuje pieniądze!

Polska. Najbardziej lewicowy kraj w Europie

Tak zaczął się koniec wspólnej Europy

Niestety - wraz z początkiem XXI wieku projekt zaczął się psuć. Zdecydowała mieszanka dwóch czynników. Z jednej strony polityczną agendę wspólnoty zaczęły dominować interesy największych korporacji, które przeforsowały szereg korzystnych dla siebie rozwiązań. Z drugiej strony, swój punkt widzenia coraz mocniej zaczął reszcie Europy dyktować najsilniejszy politycznie gracz, czyli zjednoczone Niemcy. Efektem tych dwóch tendencji było najpierw przyjęcie projektu wspólnej waluty euro. W kolejnej dekadzie na podobnej zasadzie narzucono pozostałym krajom niemiecki pomysł na transformację energetyczną. Szczytnym celem było dojście do pełnej neutralności klimatycznej. Słabym punktem tego planu była jednak konieczność oparcia się o gaz z Rosji - jako o nieodzowne paliwo rezerwowe.

Dysfunkcjonalne euro zaczęło rozbijać Unię od środka po kryzysie 2008 roku. Wpierw dyskretnie. A potem - od kryzysu zadłużeniowego z lat 2012-2015 - już na całego. To wówczas - z inicjatywy Niemiec - narzucono wielu krajom Europy drakońską „kurację” oszczędnościową, której skutkiem było poważne zubożenie Włochów, Greków albo Hiszpanów. A także wzrost nastrojów antyintegracyjnych w tych niegdyś najbardziej euroentuzjastycznych krajach. Problem niszczącej transformacji energetycznej stał się widoczny w czasie kryzysu z lat 2021-2022. Kiedy to kraje takie jak Rosja zaczęły wykorzystywać fakt, że Unia jest uzależniona od dostaw ich surowców.

Czy Unię dało się uratować? Oczywiście. Niestety ówczesny europejski establiszment kompletnie odmówił przyjęcia do wiadomości krytyki pod swoim adresem. Przeciwnie. Każda siła polityczna próbująca zwrócić uwagę na dysfunkcjonalny i szkodzący idei europejskiej charakter polityki Niemiec oraz zdominowanej przez Berlin Komisji Europejskiej był przedstawiany jako… wróg Europy. I opatrywany łatką „populizmu”, „skrajnej prawicy (ewentualnie lewicy)” „nacjonalizmu” czy wręcz „faszyzmu”.

Wtedy właśnie zaczął się koniec Europy. Niezdolne do dostrzeżenia wad swojej polityki elity z czasów Ursuli von der Leyen szukały winnych rosnącego napięcia wszędzie. Tylko nie po swojej stronie. W efekcie na cenzurowanym znalazły się wszystkie kraje i rządy ośmielając się mieć inne zdanie niż brukselski establiszment. Polska była „niewdzięczna”. Węgry „prorosyjskie”. Grecy „leniwi”. Włosi „populistyczni”. Szwedzi „histeryczni”. I tak dalej.

Tak właśnie będzie napisane w podręczniku do historii najnowszej z roku 2122. Zobaczycie. A jak nie wierzycie, to rozejrzyjcie się wokoło.

Ursula von der Leyen przejdzie do historii jako symbol

Nie dalej jak wczoraj szefowa KE Ursula von der Leyen wystosowała ultimatum wobec włoskich obywateli, którzy w niedzielę pójdą wybierać nowy parlament. Powiedziała dosłownie, że „zobaczymy wynik głosowania we Włoszech, były też wybory w Szwecji. Jeśli sprawy pójdą w trudnym kierunku, mamy narzędzia, jak w przypadku Polski i Węgier”. „Czy to groźba? Czy to zastraszanie włoskiego wyborcy” - pytał retorycznie Matteo Salvini, jeden z przywódców nielubianej w Brukseli „prawicy”. Odpowiem Salviniemu. Tak, to jest groźba - i to nawet niezbyt dobrze skrywana.

A przecież to tylko przykład. Jest polityka, którą Komisja stosuje wobec Polski - od ponad roku blokując wypłatę pieniędzy na KPO. Jest doświadczenie „mentalnego waterboardingu” (określenie byłego ministra finansów Grecji Warufakisa), którego w czasie kryzysu zadłużeniowego doświadczyło południe. Są pomruki niezadowolenia wobec tego, że również Szwedzi wybrali sobie niedobry parlament.

Wszystko to razem zmierza w bardzo złym kierunku. To droga, na końcu której jest rozwalenie Europy jaką znamy. I jaką lubiliśmy.

Nie, nie zazdroszczę pani von der Leyen, że przejdzie do historii jako symbol tego nieszczęsnego rozkładu.

Rafał Woś


Czytaj także:

Pseudoreferenda w Ukrainie. Ludzie zmuszani do głosowania pod lufami automatów

"Okres zagrożenia" po raz pierwszy w energetyce. Minister Moskwa uspokaja

Działacze KOR odznaczeni przez prezydenta Andrzeja Dudę Orderem Orła Białego

PGNiG podpisało umowę na dostawy gazu do stycznia 2033 roku

Strzelanina w Warszawie. 32-latek potrącił funkcjonariusza, policja prosi o pomoc

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka