Mijają 24 lata od wejścia Polski do Paktu Północnoatlantyckiego. Jak to wydarzenie wpłynęło na sytuację międzynarodową Polski?
Jan Parys: Wejście Polski do Sojuszu to był krok o znaczeniu historycznym dla naszego bezpieczeństwa. Poprawił on naszą sytuację w tej dziedzinie na pokolenia. Początkowo byliśmy krajem, który był traktowany trochę gorzej, ponieważ przez kilka lat Sojusz nie posiadał planów udzielania nam pomocy w razie agresji. Ale to się po paru latach zmieniło w związku z tym, że Polska prowadziła bardzo wiarygodną politykę obronną i wykazywała się dużą rzetelnością w wypełnianiu zadań, jakie Sojusz stawiał przed swoimi członkami. Wysyłaliśmy żołnierzy na misje zagraniczne, które wspierał Sojusz. Wydawaliśmy 2 proc. PKB na obronę. Jednym słowem było widać, że Polska poważnie traktuje swoje zobowiązania wobec Paktu i stara się być nie tylko biorcą, ale również dawcą bezpieczeństwa.
Sytuacja się wyraźnie poprawiła podczas szczytu NATO w Warszawie. Po pierwsze, udało się wtedy wynegocjować stacjonowanie w Polsce 4 grup batalionowych Sojuszu. A po drugie, udało się w ramach bilateralnej umowy z USA wynegocjować stacjonowanie w Polsce 5 tysięcy żołnierzy amerykańskich. Ten ostatni fakt zupełnie zmienił położenie Polski w ramach równowagi Rosji i Europy. To wtedy wszyscy zrozumieli, że jesteśmy przez główne państwo Sojuszu, czyli przez Stany Zjednoczone, traktowani poważnie. I, że jesteśmy głównym krajem, który ma bronić flanki wschodniej, co się potwierdziło w roku 2022, gdy nastąpiła rosyjska agresja na Ukrainę.
Pan był ministrem obrony pierwszego rządu Jana Olszewskiego i był Pan pierwszym cywilem na czele MON. Jak wyglądała historia starania się Polski o członkostwo w Sojuszu?
Kiedy premierem został Jan Olszewski, ja miałem zaszczyt być ministrem obrony w jego rządzie. Przypadł mi obowiązek realizowania tej prozachodniej polityki obronnej. Trzeba było po prostu zapewnić Polsce bezpieczeństwo w sytuacji, w której Układ Warszawski został rozwiązany, a blok sowiecki się rozpadł. Wejście do NATO nie dla wszystkich było wtedy oczywiste. Były wtedy takie koncepcje, by Polska była krajem w szarej strefie, pomiędzy Wschodem a Zachodem. To była idea, która z punktu widzenia bezpieczeństwa kraju była bardzo niedobra i właściwie ściągała na nasze państwo ryzyko. Stąd premier Olszewski już w swoim exposé zapowiedział, że rząd będzie dążył do zbudowania współpracy z Sojuszem Północnoatlantyckim. Zaznaczam, że mówił o współpracy, bo nie można było jeszcze mówić o członkostwie. Aby uczynić do współpracy pierwszy krok, konieczne było podpisanie umowy o całkowitym wycofaniu wojsk radzieckich z Polski. To był warunek, żeby Polska zaczęła być traktowana jako kraj samodzielny i suwerenny.
Jednocześnie jako minister starałem się budować relacje z NATO. Byłem pierwszym polskim ministrem, który przemawiał w Brukseli na posiedzeniu ministrów obrony NATO. Tam o tym zbliżeniu Polski z Paktem Północnoatlantyckim mówiłem. Był wtedy w Polsce pewien dysonans, podział w obozie Solidarności. Lech Wałęsa na przykład uważał, że zbliżenie z NATO jest dla nas niedobre, że trzeba zbudować jakąś strukturę z Rosją, która by zastąpiła dawny Układ Warszawski. To była ta głośnia koncepcja NATO-bis. Trzeba było długo tłumaczyć, że polityka obronna należy do rządu, a prezydent jest tylko tytularnym zwierzchnikiem i nie ma tutaj głosu decydującego.
W pierwszych latach po 1989 roku klasa polityczna w sprawie wejścia do NATO była podzielona. Część obozu Solidarności bała się, że póki są na naszym terenie sowieckie wojska mówienie o NATO jest zbyt ryzykowne. Sceptycznie o NATO wypowiadali się postkomuniści. Ale gdy w 1993 roku przejęli władzę, nie blokowali wejścia do Paktu, przeciwnie, gdy w1993 roku przejęli władzę, kontynuowali starania o członkostwo. To Aleksander Kwaśniewski był tym prezydentem, podczas którego kadencji Polska weszła do Sojuszu. Skąd wynikała ta zmiana w podejściu środowisk postkomunistycznej lewicy?
Sądzę, że przedstawiciele tych ugrupowań postkomunistycznych musieli dojrzeć i zrozumieć nową sytuację. Początkowo mogli sądzić, że wpływy komunistyczne w wojsku i wpływy Rosji w sektorze obrony w Polsce wymuszają mocne związki z Federacją Rosyjską. Stąd ich opór przeciwko temu, by wiązać się z NATO, bo było rzeczą oczywistą, że współpraca z NATO oznacza, że te więzi z Rosją są przecinane. Oderwanie Polski od Rosji powodowało, że postkomuniści musieli zacząć liczyć wyłącznie na poparcie wewnętrzne, krajowe. Musieli zacząć walczyć o elektorat, do czego wcześniej nie byli przyzwyczajeni, bo nigdy nie startowali w demokratycznych wyborach. <<<Ciąg dalszy na następnej stronie>>>
Komentarze